Taniec ze smokami, część 2


W świecie stworzonym przez Martina dane mi było gościć po raz piąty i co ciekawe, dopiero przy kolejnym pełnym wydarzeń jednak dosyć już późnym tomie dojść do konkretnych wniosków na temat twórczości autora. Spoilerów nie będzie, ale o tym chyba już powszechnie wiadomo.

Do końca serii pozostały dwa tomy i widać, że Martin zabiera się, co prawda w ślimaczym tempie, ale jednak, to doprowadzenia bohaterów ku ich przeznaczeniu. Bardzo ten zabieg u niego lubię, bo kojarząc od kilku tomów konkretne lokacje mogę spekulować, w jakim kierunku pójdzie akcja, równocześnie śledząc adaptację na małym ekranie i... powstrzymywać się przed wytykaniem różnic, bo nie wszyscy jeszcze przeczytali pięć tomów Pieśni Lodu i Ognia.

Taniec ze smokami, jak już pisałam przy okazji recenzji pierwszej części, obfituje w większe niż w poprzednich tomach, pokłady fantastyki, nie ograniczając się do smoka w tytule, co w zasadzie nie koniecznie musi oznaczać przecież użeranie się z ziejącymi ogniem jaszczurami. Smokami bowiem w świecie Martina określani są też przedstawiciele rodu Targaryenów. W przypadku piątego tomu jednak pojawia się więcej elementów fantasy, co cieszy, bo dodaje smaczku wątkom politycznym.

Po Uczcie dla wron na szczęście porzucamy Królewską przystań i udajemy się w ślad za innymi bohaterami. Dopiero w drugiej części Tańca ze smokami opisane są wydarzenia dziejące się po tych z czwartej części. Pojawiają się nie tylko konflikty polityczne, ale również te na gruncie kulturowym, co szczególnie dobrze zarysowano na przykładzie sytuacji w Meereen. Wojna pięciu królów przeszła do historii, ale na horyzoncie widać nowe konflikty, a przyszłość Żelaznego tronu nadal nie jest przesądzona.

Czytało mi się ten tom trochę opornie, ale podejrzewam, że zawinił mój cięższy, bardziej napięty okres wypełniony uniwersyteckimi obowiązkami. Czytałam książkę ponad dwa tygodnie i chwilami sięgałam po nią tylko po to, żeby przewrócić zaledwie dwie, trzy kartki.

Lepiej późno, niż wcale uświadomić sobie, że Martin pisze książki zdecydowanie dla dorosłych. nie dość, że brutalne i nie pozbawione erotyki, to jeszcze w tym drugim przypadku wpasowując się w bezwzględny, pełen okrucieństwa klimat całej sagi tworząc sceny, które naprawdę potrafią zszokować. Mnie to nie przeszkadza, choć dociera do mnie powaga sytuacji. Sama nie wiem, co takiego widzę w tej sadze, może właśnie chodzi o tą bezkompromisowość w prowadzeniu poszczególnych wątków. W zasadzie nie ma w książkach Martina piękna, ewentualnie w śladowych ilościach i okraszone jakąś taką nutką grozy.

Piąty tom Pieśni lodu i ognia był świetną lekturą, która na jakiś czas zaspokoiła mój apetyt na dalsze części, bo chwilowo mam ochotę przenieść się do jakiegoś innego uniwersum. Gdybym miała pod ręką kolejną część, na pewno nie sięgnęłabym po nią od razu, choć może z ciekawości co do konsekwencji wydarzeń z bardzo konkretnego epilogu. Równocześnie chcę i nie chcę więcej, a na pewno potrzebna mi jednak chwila oddechu. Świadomą jestem jednocześnie, że mam ogromnie dużo czasu na ten oddech i to mnie martwi, bo George R. R. Martin stworzył iście narkotyczną historię i teraz jakoś nie spieszy mu się z dostarczeniem nowego towaru...

Moja ocena: 9,5/10

Pieśń Lodu i Ognia:

1. Gra o tron (recenzja)
2. Starcie królów (recenzja)
3. Nawałnica mieczy tom I: Stal i śnieg (recenzja)
    Nawałnica mieczy tom II: Krew i złoto (recenzja)
4. Uczta dla wron tom I: Cienie śmierci (recenzja)
    Uczta dla wron tom II: Sieć spisków (recenzja)
5. Taniec ze smokami, część 1 (recenzja)
    Taniec ze smokami, część 2
6. The Winds of winter
7. A Dream of spring

Autor: George R. R. Martin
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 683 + około 70 stron dodatków
Rok wydania: 2011 (oryginał i w Polsce)

Komentarze