Uczta dla wron, część 2: Sieć spisków


Przyszło mi zatem zakończyć przygodę z Ucztą dla wron i po raz kolejny przekonać się o jednej, ważnej rzeczy, a mianowicie, że lektura Martina wymaga jedynie dwóch rzeczy: zaufania i cierpliwości.

Tutaj też nie będzie spoilerów.

mam tak z moimi ulubionymi pisarzami i zespołami, że po prostu boję się ich kolejnego dzieła. Wiem, że to lęk irracjonalny, że trochę niepotrzebny, bo przecież na status ulubionych musieli zasłużyć, a jednak nie jestem w stanie wyzbyć się tego uczucia przy obcowaniu z kolejnym tworem moich ulubieńców. A potem zachwycam się, jaram i marudzę wszystkim na około, stosując zwroty typu "jakie to było świetneee!", "no, ale jak ja mogłam się tak martwić, że to będzie kiepskie...?" częściej niż znaki interpunkcyjne.

Podobnie było z czwartym tomem Pieśni Lodu i Ognia, który zapowiadał się jako jeden z gorszych, a tymczasem stał się chyba moją drugą ulubioną (po bezkonkurencyjnym Starciu królów) częścią sagi.

Całkiem sporo napisałam już przy okazji recenzji pierwszej połowy, więc nie będę się, po raz pierwszy zanadto rozwodzić. Chciałam tylko pewne kwestie potwierdzić, uwypuklić i zaznaczyć, że w oczekiwaniu na sezon siódmy serialu (za rok) najpewniej nie będę miała niczego związanego z Westeros do czytania i to będzie dla mnie najokrutniejszym zrządzeniem losu jakie mogłoby mnie spotkać.

Martin umie pisać wręcz świetnie. Przyznaję bez bicia, że ten tom był trochę inny, niż dotychczasowe, przepełnione zwrotami akcji poprzednie części, a akcja rozwijała się dużo wolniej. W tym miejscu warto wrócić do tej cierpliwości, o której pisałam na samym początku. To w nią musiałam się uzbroić nadal pełna obaw, że Uczta dla wron mnie zawiedzie. Z kolejnymi rozdziałami było coraz ciekawiej, a zakochana w ponurych klimatach Żelaznych wysp czytałam dalej z uśmiechem reagując na pojawianie się na pierwszym planie postaci do tej pory drugoplanowych.

Uwielbiam klimat Pieśni Lodu i Ognia, który przemawia do mnie jak żaden inny. Zaczynam czytać i od razu przypominam sobie, jak bardzo bezwzględny, niebezpieczny i zaskakujący jest to świat. Martin pisze bardzo realistycznie. Jeżeli jesteśmy na weselu, to wszystko przybiera, nawet w oczach postaci nieprzychylnie nastawionej do otoczenia korzystny, pełen wesołości klimat. Kiedy skolei czytamy o bitwie, to oprócz zapachu krwi czujemy też woń potu, oddech śmierci na karku i ciężar miecza z valyriańskiej stali. Jeżeli to gospoda, da się wyczuć harmider, wszechobecne upojenie alkoholowe i zakurzone powietrze. A dodajmy teraz do tego świetnie napisane postacie i oto przepis na sagę idealną.

Żeby nie było tak idealnie, napisze o jednej, jedynej rzeczy która spowodowała obniżenie oceny o pół punku. Podmienienie Daenerys na Arianne może było zabiegiem koniecznym, utrzymującym obecność elementów egzotycznych w książce, ale jednak nudnym. Pomimo tego, że Dorne (lokacja) dzierży "włócznię" wycelowaną w Królewską przystań i może jej bardzo łatwo użyć nie wywarł na mnie ten wątek aż takiego wrażenia, jak inne. Nudziłam się przy rozdziałach poświęconych Martellom i niestety nic nie zmieniło się do samego końca.

Pomijając to jedno, drobne uchybienie całą resztą jestem usatysfakcjonowana i ogromnie się cieszę, że treść Uczty dla wron mi się spodobała. Kocham Martina, kocham Westeros i nienawidzę Cersei, pomimo, że jej wątek wnosił bardzo dużo zamieszania do akcji i z przyjemnością czytałam jej rozdziały. Sama końcówka pomimo znajomości serialu mnie zaskoczyła i już nie mogę się doczekać Tańca ze smokami

Moja ocena: 9,5/10

Autor: George R. R. Martin
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 453 + ok. 70 stron dodatków
Rok wydania: 2005 (oryginał), 2012 (w Polsce)

Pieśń Lodu i Ognia:
1. Gra o tron (recenzja)
2. Starcie królów (recenzja)
3. Nawałnica mieczy tom I: Stal i śnieg (recenzja)
    Nawałnica mieczy tom II: Krew i złoto (recenzja)
4. Uczta dla wron tom I: Cienie śmierci (recenzja)
    Uczta dla wron tom II: Sieć spisków
5. Taniec ze smokami, część 1
    Taniec ze smokami, część 2
6. The Winds of winter
7. A Dream of spring

Komentarze