Nawałnica mieczy 1 - Stal i śnieg


Poszłam za ciosem zadanym w czasie Starcia królów i sięgnęłam po Nawałnicę mieczy. Nigdy tego nie robię - nie sięgam po kolejny tom serii tuż po skończeniu poprzedniego. George R. R. Martin jednak niesamowicie mnie zaciekawił częścią drugą Pieśni lodu i ognia i nie widziałam innej opcji, jak tylko powrócić i to natychmiast do Westeros. I wiecie co? To była bardzo dobra decyzja.

Wolność jest niebezpieczna, ale większość ludzi jest w stanie polubić jej smak.

Nie będę szczegółowo przybliżała fabuły tym bardziej, że nie piszę recenzji, a jedynie dotychczasowe przemyślenia o trzecim tomie. Bo Nawałnica mieczy składa się z dwóch części, tak jak każda kolejna cegła martinowskiej sagi. Początek książki wprowadził mnie w ponury, mroczny klimat towarzyszący odradzającym się z popiołów feniksom po wojnie. O ile sytuacja na początku Starcia królów nie sugerowała jeszcze totalnego bałaganu, tak początek Stali i śniegu - owszem. Wiele rzeczy ulega zmianie, a Martin przedstawia nam wizję królewskiej przystani szykującej się na wielką uroczystość - ślub króla. Dochodzi do wielu przetasowań pod kątem obejmowanych przez różne postaci stanowisk.

Niektórzy ludzie krzywdzą innych tylko dlatego, że mogą.

Nawałnica mieczy jest książką o ogromnej objętości, dlatego nie powinien dziwić fakt, że w przypadku pierwszej części trzeciego tomu akcja rozwija się dosyć powoli. Coś się działo, ale było to jedynie preludium do poważniejszych przedsięwzięć. Ani przez chwilę jednak nie zwątpiłam w umiejętności Martina czekając na to, żeby Nawałnica mieczy dorównała poziomem Starciu królów. Nie zawiodłam się, bo akcja stawała się coraz ciekawsza i dynamiczna.

Niesamowicie spodobało mi się to, że autor umieścił pewnych bohaterów bardzo blisko siebie, w sensie geograficznym,  mimo to nie pozwalał im na spotkanie. Momentami śmiałam się z tego lub pukałam dłonią w czoło myśląc "No przecież x byli tu przed chwilą, no jasne!". Zabieg, z którym jeszcze się nie spotkałam i który ogromnie działa na korzyść autora.

Czasami sobie myślę, że wszyscy tylko udają odważnych, a wcale naprawdę tacy nie są. Może to dzięki udawaniu stajemy się odważni.

Saga Martina jest jedyną serią, w której prologi po pierwsze, nie nudzą mnie, a po drugie, nie wypada mi z głowy ich treść. Tym razem na pierwszych kartach kolejnego tomu Martin umieścił nas wśród braci z Nocnej straży, wśród których pojawił się pewien rozłam, że tak to ujmę. Wspominałam już, że uwielbiam wątek związany z obrońcami na murze. Znów miałam powody do radości i opowiedzenia się za którymś z bohaterów. Tak, jak zwykle zima wydaje się mi nudna i nieciekawa, tak ta w martinowskim wydaniu sprawia, że ciekawią mnie kolejne przygody jakie spotkają braci.

Minstrele są bardzo dobrego zdania o królach, którzy giną dzielnie w bitwach, lecz twoje życie jest warte więcej, niż pieśń.

Dzięki lekturze Nawałnicy mieczy miałam też okazję szerzej poznać niektórych bohaterów, których uwielbiam z serialu. Pojawia się Brienne z Tarthu a i lepiej, co nie dziwi, oraz dokładniej zostaje nakreślona sylwetka Sandora Clegane'a. A dzięki rozdziałom z Jaimem (nie biorę odpowiedzialności za formę tego imienia, ciekawe czy sam Martin... a nie, oni tego nie odmieniają. Damn it!) mogłam się pośmiać. I nie tylko. Autor świetnie wyważył humor i elementy wzbudzające żal, współczucie czy troskę. Wyrazistość postaci i ich kolejne przygody sprawiają, że ciężko jest się oderwać od czytania. I to nie jeden, czy dwóch, trzech bohaterów jest dobrze wykreowanych. Wszyscy...

Jedynym aspektem, który mnie nieco nudził, to rozdziały z Aryą i te z Branem. O ile Bran jest jeszcze w miarę, do przetrwania, do rozdziałów z Aryą musiałam się prawie zmuszać. Pisze prawie, bo tak czy siak, lektura sprawiała mi mnóstwo roboty, a dzieciaki Starków nigdy nie wzbudzały mojej wielkiej sympatii.

Zadowoliła mnie ilość epizodów fantastycznych, które pisarz zawarł w tej części Nawałnicy mieczy. Co ciekawe, w przypadku Pieśni lodu i ognia nie łaknę scen, w których przed blokiem napierdzielają się magowie, Są smoki, cienie, kapłanki, różne bóstwa i to mi w zupełności wystarcza - zdecydowanie większą część zajmują w książkach Martina intrygi, przetasowania i zagrywki polityczne i przygodowe. To wystarczająco urzeka, a elementy fantastyczne są dodatkiem, który chyba jednak z części na część będzie coraz bardziej dochodził do głosu. W końcu z pomocą trzech smoków można zrobić nie mały roz...

Mnogość elementów, które w świecie Westeros i Essos mnie urzekły nie nadaje się do wymienienia w opinii, która ma podpadać pod kategorię recenzji i nie nudzić czytelnika. Tak więc pozostawiam tę ilość bez konkretnego jej wyróżnienia, jak też bez oceny, bo jest to tylko część Nawałnicy mieczy, która skończyła się w momencie pełnym napięcia. 

Autor: George R. R. Martin
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 608
Rok wydania: 2000 (oryginał), 2002, 2007, 2012 (kolejne wydania w Polsce)

1. Gra o tron (recenzja)
2. Starcie królów (recenzja)
3. Nawałnica mieczy tom I: Stal i śnieg
    Nawałnica mieczy tom II: Krew i złoto
4. Uczta dla wron tom I: Cienie śmierci
    Uczta dla wron tom II: Sieć spisków
5. Taniec ze smokami część 1
    Taniec ze smokami część 2
6. The Winds of Winter
7. A dream of spring

Cytaty pochodzą z książki.
Przeczytane do wyzwań; Grunt, to okładka, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 3,4 cm)

Komentarze