Atramentowa śmierć

Coś mnie ostatnio naszło na lektury mniej wymagające, skierowane do młodzieży, nawet tej młodszej rzekłabym, bo dwa posty temu recenzowałam baśniowego Kota alchemika, a ostatnio pojawił się na blogu Harry Potter. Ostatnią z tej kategorii lekturą jak na chwilę obecną jest Atramentowa śmierć, finałowy tom trylogii spod pióra Cornelii Funke, w którym autorka zawarła motyw przenoszenia się na karty ukochanej powieści. Pomysł, który na pewno okazał się nie lada gratką dla wszystkich książkoholików i który wielu zachwycił... w tym mnie, choć bardziej podobało mi się na samym początku tej historii.

W Atarmentowej śmierci akcja toczy się już tylko w świecie wykreowanym przez Fenoglia, w Atramentowym świecie, w którym trwa walka o władzę, snucie intryg i próba oszukania przeznaczenia. Dawno (około rok) temu czytałam część drugą i ciężko było mi się wgryźć na nowo w ten świat, tym bardziej, że drugi tom był odrobinę słabszy od pierwszego. Ta tendencja spadkowa niestety się utrzymuje. Ostatnia część jest najgrubsza i bardzo powoli rozwija się w niej akcja, co też czyni ją najsłabszą. Co więcej, na początku wszystko jest tak zagmatwane, a autorka rzadko wspomina wydarzenia z przeszłości, że ciężko było mi się odnaleźć w tej historii. Nadal nie wyrobiłam sobie szacunku do wizji pisarza, która jest tylko i wyłącznie efektem jego woli i po raz kolejny nie spodobał mi się obrót wydarzeń. W przypadku Atramentowej śmierci wydaje mi się, że za szybko zostały odkryte najsilniejsze karty i przez to podczas czytania mało było napięcia, a chwilami wszystko się ciągnęło.

Serce jest słabe i zmienne, łaknie tylko miłości i nie ma nic gorszego, niż uczynić je swym mistrzem. Mistrzem musi być rozum, który się śmieje z lekkomyślności serca, drwi z miłości jako wybryku natury nietrwałego jak kwiat.

Cornelii Funke udało się wykreować kilka oryginalnych wizji, ciekawych rozwiązań, drobnych myków, co nie zmienia faktu, że Atramentowy świat wypada nieco nijako. Mało jest w nim magii, a i elfy, olbrzymy czy szklane ludziki albo odgrywają niewielkie role albo irytują (ten ostatni przypadek). I przez to właśnie odbieram świat "powieści w powieści" jako miejsce ładne, ale wcale nie zachwycające tak, jak przyjmują bohaterowie.

Żeby nie było, że nic mi się nie podobało - coś jednak przypadło mi do gustu. Znów spodobała mi się relacja łącząca Maggie i Mortimera, córkę i ojca. I pomimo tego, że oboje wraz z Resą tworzą pełną rodzinę, to relacje Maggie z każdym z rodziców są bardzo odmienne i całkiem oryginalnie wykreowane. Widać, jak szczególna i tajemnicza więź łączy ją z ojcem i jak bardzo niepowtarzalne to jest. Chwilami nawet jej zazdrościłam.

Bardzo irytowała mnie Elinor, która zdecydowanie za bardzo się rządziła, choć jej późniejsze kłótnie z Fenogliem trochę mnie śmieszyły, ale i tak w porównaniu do tomów poprzednich bohaterka straciła w moich oczach. Co więcej, mnogość postaci pobocznych nie wiele się wyróżniających z tłumu prosto nakreślonych osobowości też mnie dobijała.

Wydaje mi się, że książka jest po prostu zbyt obszerna. Niemniej jednak polecam tym, którzy podobnie jak ja polubili poprzednie dwa tomy. Tendencja spadkowa w przypadku jakości owszem, jest, aczkolwiek do zdzierżenia i jednak przy odrobinie cierpliwości doprawionej ciekawością co do tego, jak potoczą się losy bohaterów lektura jest znośna. Nie przywiązałam się do tej trylogii jednak w takim stopniu, aby żałować, że autorka zakończyła wszystko w trochę słabszym stylu. Może to i lepiej, dla mnie.

Cóż znaczył jeden policzek za dziesięć stron ucieczki od tego wszystkiego, co go czyniło nieszczęśliwym, dziesięć stron prawdziwego życia zamiast jednostajności i nudy, którą inni nazywali rzeczywistością.

Moja ocena: 6/10

Tytuł oryginału: Tintentod
Autor: Cornelia Funke
Wydawnictwo: Egmont Polska
Ilość stron: 670
Rok wydania: 2007 (oryginał), 2008 (w Polsce)

Najlepszy tom: Atramentowe serce
Najsłabszy tom: Atramentowa śmierć
Najlepsza okładka: Atramentowa śmierć
Najsłabsza okładka: -

Trylogia Atramentowy świat:
1. Atramentowe serce < recenzja
2. Atramentowa krew < recenzja
3. Atramentowa śmierć

Cytaty zapisane kursywą pochodzą z książki.

Komentarze