W kwietniu było tak... Czyli podsumowanie miesiąca i kilka słów na temat Pyrkonu oraz łupy, które z niego przywiozłam

W kwietniu było tak, że najpierw nadeszły święta, a potem stało się "teraz". Nie wiem, kiedy minęły te trzy tygodnie jak również nie za bardzo ogarniam, co przez ten czas robiłam. Nie, nie trafiła mi się gruba impreza, po której straciła kontakt z rzeczywistością. Dni płynęły, na uczelnię się chodziło, a książki się czytało. Wielkich sukcesów pod tym kątem nie mam, w sensie, że przeczytałam standardowo trzy tytuły. Byłyby cztery, ale jakoś zabrakło mi tego jednego dnia. Dlatego nie lubię tych krótszych miesięcy w roku...

Przeczytałam w kwietniu:
1. Nawałnica mieczy: Stal i śnieg (George R. R. Martin) < recenzja
2. Dni krwi i światła gwiazd (Laini Tylor) < recenzja
3. Mniejszy cud (Magdalena Salik) < recenzja będzie :)

Pewnie domyślacie się, że najlepszą powieścią była ta spod numeru pierwszego? A to tylko połowa tomu... Pozostałe dwie książki nie zmusiły mnie do schylenia się i zbierania szczęki z podłogi, ale wywołały pewne emocje, niekoniecznie negatywne.

Blogowo:
Postów opublikowałam: aż 15
Recenzji pojawiło się w liczbie: 2 (smutne, no ale cóż!)
Obserwatorów dołączyło: 6, bo było 197, a jest 203. Dobra, nie chcę dobijać maturzystów poziomem umiejętności matematycznych!

Wyzwanka:
Grunt to okładka: 1
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: 27,4 + 8,6 = 36 cm < o tej porze w zeszłym roku było o 6 cm więcej... krzyżyk mi na drogę...

BYŁAM NA PYRKONIE I BYŁO...

Różnie, Dotarłam na miejsce w piątek późnym popołudniem, żeby nie rzec wieczorem i ciężko było mi się wciągnąć w konwentową atmosferę. W porównaniu z rokiem 2014-tym wydaje mi się, że poznański festiwal fantasy wypadł słabiej. Panele nie do końca mnie zaciekawiły i ciężko było mi wybrać coś, na co musowo chciałam się wybrać. Pomijając prelekcję o tym, jak Martin bawi się z konwencją, na której dowiedziałam się kilku interesujących rzeczy oraz wychwyciłam kilka spoilerów. Ale tym ostatnim już się coraz mniej zaczynam przejmować - przeczytać i tak przeczytam, a moja więź z bohaterami sprawia, że nawet jeżeli wiem, ze coś się stanie to i tak to przeżywam. 
Pojawiła się wystawa smoków, ale niektóre modele widziałam już kiedyś we Wrocławiu w galerii handlowej, kiedy to przez tydzień uatrakcyjniały pasaż.


Wejście na Pyrkon tym razem zrobiono z drugiej strony kompleksu. Pewnie, po co ułatwić podróżnym przybycie na konwent i wpuszczać ich jak rok temu od strony dworca. Niech z tymi kilkunastokilowymi plecakami śmigają na drugą stronę, sport to zdrowie... 


Z relacji naocznych świadków słyszałam, że kolejka osób, które zarezerwowały bilety wcześniej ciągnęła się w nieskończoność, a ci, którzy odłożyli kupno akredytacji do chwili przybycia na miejsce wchodzi bez zbędnego oczekiwania. Nie no, logiczne. Dajmy komuś przywilej, a potem każmy mu stać w kolejce po bilet. F... Logic.

Trochę psioczę, prawda? Ale co ja poradzę, że w tym roku mnie nie porwało. Starzeję się? Nie, aż tak bardzo nie, bo przecież nie odpuściłam sobie przejścia po hali wystawców, w której przepuściłam ponad dwie stówy... Czasem zaszaleć trzeba! A oto, co przywiozłam z Pyrkonu 2015:


W sumie widać wszystko całkiem nieźle. Książki to: W dziwnej sprawie skaczącego Jacka autorstwa Marka Hoddera i pierwszy tom Uczty dla wron. Zastanawiałam się nad trzecim tytułem, ale koniec końców nic nie wybrałam. O Ucztę dla wron, po prawej stronie oparty został naszyjnik z smokiem będącym godłem rodu Targaryenów, pewnie przy którymś tomie Gry o tron zaprezentuję go w całej okazałości. Widać wszystko jak na dłoni... Żałuję, że nie pojawiło się wydawnictwo, które wypuszcza na rynek magazyn Coś na progu - planowałam kupić sobie któryś z numerów. Może na Dniach fantastyki we Wrocławiu będę miała okazję.

Jeżeli chodzi o ciekawsze elementy tegorocznego Pyrkonu - elementy 3D wyświetlane w parującym suchym lodzie podczas Gali Pyrkonu i występy artystyczne między kolejnymi nominacjami oraz panel opowiadający o polskim rynku wydawniczym widzianym okiem wydawcy. I naturalnie wpsomniany wcześniej panel o konwencjach zachowanych i niezachowanych przez Martina w Grze o tron. Ogólem rzecz ujmując - standardowo i bez szału. No, pomijając kolesia przebrnego za Khala Drogo...


Komentarze