Dni krwi i światła gwiazd

To będzie dla mnie trudna i dziwna recenzja. Głównie z racji tego, że pierwszy tom serii czytałam zakochana w młodzieżówkach, a język powieści wydawał mi się wręcz genialny. Minęły od tamtych czasów ponad dwa lata, więc sporo. Nie przeczę, że pewne elementy fabuły wyleciały mi z głowy i chętnie wróciłabym do pierwszej części. Inna sprawa, że gdybym teraz dorwała w swoje łapki Córkę dymu i kości, podejrzewam, że odpuściłabym sobie kontynuację...

Ciężko jest mi przybliżać fabułę nie ujawniając ważnych szczegółów części pierwszej, ale chociaż zarysuję charakter obecnego stanu rzeczy: wojna między światami wyniszcza obie strony, jak i wzbudza coraz większą zaciekłość i chęć do boju. A rozdzielona para kochanków, z których każde stoi po innej stronie barykady musi zmagać się z brakiem zaufania ze strony swojego ludu. Zarówno Karou jak i Akiva posądzeni o zdradę zmuszeni są teraz stanąć do walki, lecz z wahaniem w kwestii strony, po której się opowiedzą.

To co bardzo spodobało mi się w drugiej części serii od Laini Taylor to fakt, że cała fabuła jest totalnie oderwana od ludzkiej rzeczywistości. Nie ma telefonów komórkowych, ewentualnie pojawiają się bardzo epizodycznie. Tak samo ma się sprawa z przyziemnymi problemami typu troskliwi rodzice, nauczyciele w szkole, którzy zauważają nieobecność, czy pracodawcy... Tylko na początku pojawiają się jakieś drobne elementy świata znanego nam na co dzień, a później jesteśmy już zdani na to, co zaserwuje nam autorka - czyli chimery, serafini, miecze, walki, przejścia między światami i magia. Zarazem nie jest to klasyczny świat fantasy w którym na każdej stronie napotykamy elfy, magów i polityczne intrygi.

W kwestii bohaterów oprócz uwielbianej przez mnie Karou (wcale nie chodzi o niebieskie włosy, które też mi się marżą...) na uznanie zasługuje tutaj nieodzowna w młodzieżowych powieściach instytucja (tak, instytucja, bo to już tak dobrze znany element, że jak go nie ma, to coś nie gra) najlepszej przyjaciółki głównej bohaterki. W tej roli Laini Taylor postawiła Zuzannę, która choć na początku nieco mnie irytowała, później okazała się świetna. Wspierała Karou, potrafiła zachować odrobinę racjonalnego myślenia i wprowadzała ten "ludzki" element do świata chimer i serafinów.
Bohaterem, który z początku mnie uwiódł i zahipnotyzował, a potem bardzo negatywnie zaskoczył, był Thiago, Biały Wilk. Może chodzi o moją słabość do wilków, ogólnie. Dałam się omotać, cóż, człowiek uczy się na błędach...

Bo w zasadzie co takiego zrobiła poza tym, że się zakochała i marzyła o pokoju?

Początek książki wprowadził mnie w niepokojący, magiczny nastrój, lecz później było trochę słabiej. Może jestem już zbyt wymagającym czytelnikiem i z racji tego będę w stanie przyczepić się do dosłownie każdej książki młodzieżowej, nawet tej, którą darzę sympatią. Chodzi mi o to, że w środkowych rozdziałach w mojej opinii klimat ulatuje, interesująca fabuła ulatuje i czytelnik dość łatwo może przestać śledzić losy bohaterów. Wiem sama po sobie, bo nie raz musiałam cofać się o akapit, czytać od nowa. Czasem była to nawet cała strona...
Za to w końcowych rozdziałach dzieje się naprawdę dużo naprawdę krwawych rzeczy. Na wypadek, gdyby tytuł tego nie sugerował. Poza sugestią że to hasło do reklamy podpasek na noc. Musiałam o tym wspomnieć, musiałam! A wracając do zakończenia powieści - jest naprawdę niezła i ciekawi mnie czy autorka zaskoczy nas czymś w tomie trzecim, który jak wiadomo, wyjdzie w Polsce, choć podzielony na dwie części. Pewnie, gdyby nie ten fakt, nie sięgnęłabym tak szybko po część drugą, w posiadaniu której jestem od ponad pół roku...

Z drugiej strony wiadomo, jak to jest z drugimi tomami. Jedyny przypadek, kiedy w trylogii najlepszą częścią była część druga, to Igrzyska śmierci. I może jeszcze Trylogia czarnego maga. To dwa przypadki, ale zawsze, a trochę trylogii się już naczytałam. Druga część Diabelskich maszyn? Zje... Druga część o Kuszielu? Zje... ale nie do końca. Druga część Władcy pierścieni? Nie mogę się przegryźć. Druga część Córki dymu i kości? Daje radę, ale czterech liter nie urywa. O ile teraz mam problem z sięgnięciem po ostatni tom jakiejś serii, to niebawem zacznę się bać drugich tomów. W ogóle po co ja po serie sięgam?

Koniec dygresji, wracamy do mojej opinii o Dniach krwi... Było całkiem sporo dynamicznych scen, które mnie zadowoliły, ale nie powaliły na kolana. Należy wziąć namiar na moją fiksację na punkcie twórczości Martina i fakt, że po jego książkach ciężko mnie zadowolić na gruncie literackim. Ale się da! I niczego nie przekreślam już na starcie, bo to nie Martin... Laini Taylor wrzuciła do tej książki bardzo dużo życiowych rozmyślań bohaterów. Te rozkminy są całkiem przyjemne. Język jest przystępny, lekki, nie męczy, często zostaje urozmaicony... Nie ponarzekam wiele na tę książkę, bo nie ma na co. Jak na powieść młodzieżową ma swoje za uszami, ale jest niezła. Lepsza niż przeciętniak kierowany do nastolatków, w którym bohaterowie łatwo się w sobie zakochują i później razem muszą walczyć z przeciwnościami losu/klątwy, niepotrzebne skreślić.

Laini Taylor nie boi się mordować bohaterów jak też i nie wskrzesza nałogowo tych, którzy już polegli. Jest pewien myk, ale polecam dowiedzieć się więcej z książki. Zaskoczyłam się takimi ilościami krwi przelanej w powieści młodzieżowej, a i uśmiechnęłam się pod nosem na obrót spraw, jaki zgotowała autorka. Okazuje się, że bohaterowie planują coś grubego i potem im to o dziwo wychodzi, pomimo, że jest to seria młodzieżowa. Nice.

Koniec końców wielkiego zaskoczenia nie było, książkę spokojnie odkładałam na bok, jak nie chciało mi się dalej czytać, ale mimo to wspominam dobrze. Wiem już teraz jakiego pokroju autorem jest Laini Taylor - niby robi wszystko tak, jak wydaje nam się, że wiemy, ale jednak potrafi wystarczająco mocno nas zaskoczyć. Wystarczająco, a nie dziko. Głębię i humor w książkach o Karou również znajdziemy i to jest zestaw, który ja kupuję, również z powodu sentymentu, jaki odczuwam w stosunku do części pierwszej. I nie pozostaje nic innego, jak czekać na maj, w którym wyjdzie pierwsza część ostatniej części. Ale błagam, niech to dzielenie końcówek nie wejdzie w nawyk szerszemu gronu wydawnictw. Bo jak już ktoś czyta trylogię, to chciałby mieć na półce trylogię, a nie tetralogię...

Moja ocena: 7,5/10

Autor: Laini Taylor
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 351
Rok wydania: 2012 (za granicą), 2013 (w Polsce)


Trylogia "Córka dymu i kości":
1. Córka dymu i kości (recenzja)

2. Dni krwi i światła gwiazd
3. Sny bogów i potworów: część 1
    Sny bogów i potworów: część 2

Komentarze