Mój październik

Mój październik był ciężkim miesiącem, w którym przechorowałam więcej, niż zazwyczaj mi się zdarza, ale udało mi się z tego wygrzebać akurat na moment, kiedy było to wymagane. Specjalnie opóźniałam też ogarnięcie treści tego podsumowania, bo czekałam, aż wszystkie październikowe nabytki do mnie dotrą (a dotarły po rozpoczęciu listopada).

Po pierwsze, październik był miesiącem ebooków, bo przeczytałam ich aż trzy, co mi się nie zdarza za często. Zazwyczaj jeden, góra dwa się trafią. Jednym z elektronicznych tytułów tego miesiąca była druga część Księgi dżungli, którą czytało się znakomicie i na pewno napiszę o niej niebawem więcej.

Doczytałam też Bestiariusz słowiański 2, który mnie zachwycił i wyjaśnił mi powody, dla których czasem wstaję z łóżka i nic mi nie wychodzi przez cały dzień... Jedno słowo: Chichitun.

Kolejne lektury to dokończona w październiku antologia Ostatni dzień pary II, o której już pisałam. Poza tym, pozostając w klimacie rodzimych autorów, trafiła się okazja do przeczytania Baśni o wężowym sercu autorstwa Radka Raka. A w międzyczasie tak zwanym podczytywałam tę nieszczęsną piątą część Harry'ego Pottera. Nie przepadam za Zakonem feniksa i niewątpliwie ciężko mi będzie zmienić nastawienie do tej części. Na szczęście przede mną cudowny Książę Półkrwi!

I na sam koniec, element planu czytelniczego na ten rok, którego w stu procentach nie zrealizuję, ale nie jestem rozczarowana, bo ponad połowę książek z listy uda mi się przeczytać. Pan Lodowego Ogrodu, o którym też już był post i wyjaśnienie mojego ambiwalentnego stosunku do prozy Grzędowicza.
Na sam koniec, jako wisienka na torcie oczywiście, pozostają nabytki z ostatnich tygodni.


Kilka słów o tychże tytułach - część z nich to prezent urodzinowy. W ramach tegoż prezentu zamówiłam sobie Imperium ciszy, bo brakuje mi konkretnego sf i jestem bardzo ciekawa debiutu (tu przeszedł mnie dreszcz obawy) Ruocchio. Labirynt fauna to punkt numer dwa prezentu - piękne wydanie i nadchodząca lektura równocześnie z przyjaciółką brzmi jak plan co najmniej dobry, a nie wiem czy i nie znakomity. Żeglarze nocy to dawno planowany zbiór opowiadań, których nie miewam przesytu, bo co z tego, że na półce czekają jeszcze (szybki rzut oka na półkę) dwa inne zbiory? Uzupełnienie zapasów Kinga - Bezsenność w ramach prezentu, Czarnoksiężnik i kryształ, nie. Czwarta Mroczna wieża będzie czytana, ale w grudniu, bo to tradycyjny miesiąc na Kinga. Trochę mnie martwi moja sytuacja z MW, bo z tego, co zauważyłam, Albatros nie wydaje dalej kieszonkowej wersji i chyba w oczekiwaniu na pojawienie się tomu piątego, szóstego i siódmego po prostu wypożyczę.
Na sam koniec wisienka na torcie - wygrana w konkursie u Łukasza z bloga Świat fantasy. Szczerze, to bez przekonania brałam udział w konkursie, a okazało się, że czasem warto spróbować. Tym sposobem Legendy Archeonu niesamowicie mnie ciekawią i mam nadzieję, że będę mogła dopisać nazwisko Thomasa Arnolda do krótkiej (niestety) listy dobrych polskich fantastów.

Listopadowe plany
Plan na listopad obejmuje skończenie Atlasu chmur, dwa tomy Ognia i krwi (pierwszy z nich popchnął mnie do dorzucenia Żeglarzy nocy do koszyka) i na rozluźnienie Charlotte Link.

A Wy co tam podczytujecie w listopadzie?

Komentarze