Książki Victora Milána to kolejny punkt na mojej liście pechowych cykli książkowych, których rozpoczęcie i polubienie nie skończyło się dla mnie zbyt pozytywnie, bo nie doczekam się kontynuacji i zakończenia. Autor odszedł z tego świata w roku 2018 i niestety Władcy dinozaurów nie będą mieli finału. Trzytomowy kawałek, który poznałam niestety nie domyka wielu wątków i bardzo przydałoby się, żeby ktokolwiek z pisarskiego otoczenia autora zechciał historię dopisać.
Koncept dinozaurów w fantastycznym świecie Cesarstwa Nuevaropy i jego otoczenia zostaje potraktowany przez Victora Milána z pasją. Od dziecka jestem miłośniczką tych prehistorycznych gadów i choć nie pielęgnuję tego hobby w jakiś aktywny sposób, to motyw ten przyciąga moją uwagę. Bardzo chwalę sobie rzetelne podejście autora do tematu i nieograniczenie się do najpopularniejszych i najbardziej znanych gatunków dinozaurów takich jak Tyranozaurus Rex czy Triceratops.
Książki Milána to konkretna fantastyka, która stoi intrygami, których korzenie sięgają pierwszego tomu. W związku z tym, że autor zawarł znajomość z Georgem R. R. Martinem podobieństwa między cyklem o dinozaurach i Pieśnią Lodu i Ognia poczytuję jako koleżeńska inspirację… ale widać kilka szablonów z wątków rozgrywających się w Westeros. I może ktoś zechce się nawet z lekka oburzyć, czytając o dwóch królewskich córkach rozdzielonych w wyniku knowań na dworze (ekhem, Sansa i Arya pozdrawiają) czy też pewnej hardej staruszce próbującej potajemnie pociągać za sznurki (ekhem, Olenna Tyrell) czy o przemianie z delikatnej, rozmarzonej kobietki w wojowniczą księżniczkę (o, ktoś z rodu Starków znowu pozdrawia…), ale ja takich odczuć nie żywiłam. Mam może na tyle silny sentyment do twórczości Martina, że namiastka klimatu jego książek obecna w Władcach dinozaurów wzbudziła we mnie zachwyt.
Milán pisze dość brutalnie i wydaje mi się, że to najważniejsze podobieństwo do cyklu o Westeros. To też coś, co doceniam w fantastyce, a co nie zawsze da się osiągnąć, bo pisarze czasem stawiają na krwawą sieczkę, która w okolicach połowy książki przestaje robić wrażenie na czytelniku. Na szczęście Milánowi udaje się uniknąć tego, a jednocześnie w fabule i tak przelewają się znaczne ilości krwi.
Narracja w książce prowadzona jest z różnych perspektyw, dzięki czemu obserwować można punkty widzenia, a co ważniejsze, również odczucia różnych bohaterów. Autor nie zapomina o warstwie emocjonalnej – większość postaci pierwszoplanowych ma swoje lęki, traumy, przeżycia. Nie siliłabym się na stwierdzenie, że to skomplikowane, wielowymiarowe charaktery, ale na pewno nie są to kartonowe ludziki, o których szybko można zapomnieć.
Warsztatowo również ciężko wytknąć większe niedociągnięcia. W ogóle odnoszę wrażenie (ale to tylko wrażenie), że Księżniczka dinozaurów została dobrze przetłumaczona – głównie poprzeć to stanowisko mogę tym, że czyta się dobrze, brak co bardziej topornych fragmentów, a język jest bogaty w określenia niebanalne, nie należące do tych najpospolitszych. Dopracowany został też świat ten w wymiarze fantastycznym – już przy okazji opinii o drugiej części pisałam, że połączenie motywów anielskich ze światem, w którym ludzie jeżdżą na prehistorycznych gadach to całkiem nowatorski pomysł. A całość bogata jest też w wiele szczegółów – przed każdym rozdziałem znajduje się fragment jakby wyjęty z "encyklopedii", który objaśnia jakiś element świata Nuevaropy – czy to wiarę, czy element militarny albo gatunek dinozaura.
Widziałam kilka opinii, w których narzekano na postać Melodii, ale mnie ona nie zirytowała niczym nowym i większość jej zachowań to typowe dla książęcej głowy zagrania. Moim faworytem został Rob Korrigan, którego sympatią darzę od początku, a którego postać odgrywa w tym tomie ważną rolę. Bomirsky za to prezentował ciekawy przypadek konfliktu wewnętrznego opartego na wierze, a i postrzegać można ten wątek jako jeden z poważniejszych w świecie wykreowanym przez Milána.
Koniec końców ze smutkiem spoglądam na niedokończoną opowieść stojącą na mojej półce – prawdopodobnie wrócę jeszcze kiedyś do tych trzech tomów, bo lubię ten typ historii. I fanom Pieśni lodu i ognia, których nie zrażają elementy prawie żywcem przepisane z sagi Martina polecam, bo to przyzwoita historia, w którą można się zaangażować.
|tyt. oryg. The Dinosaur Princess, Victor Milán, wyd. Galeria książki, 564 str., 2017, 2018, [Cykl:] Władcy Dinozaurów t. III|
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.