Echo winy (Charlotte Link)

Moja przygoda z thrillerami to poszukiwanie po omacku i chwytanie się trochę przypadkowych, a trochę znanych nazwisk. Oczekuję od tej literatury przede wszystkim rozrywki, ale dobrej - takiej, która mnie zaabsorbuje, zafunduje swego rodzaju zagwozdkę i pozwoli uwikłać się w zawarte w powieści wątki. W lutym po raz pierwszy sięgnęłam po Link, a każdy autor ma u mnie do zdania dwa egzaminy i dopiero po tym drugim decyduję się na to, czy porzucić czyjąś twórczość, czy czytać dalej...

Echo winy zawiera w swej treści ciekawy pomysł na fabułę - losy dwóch małżeństw splatają się, gdy łódź Nathana i Livii ulega zatonięciu w okolicy, w której odpoczywają właśnie Virginia i Fryderyk. Obie pary mają swoją niełatwą przeszłość, ale historia koncentruje się wokół Virginii i to jej perspektywę śledzi czytelnik. Od czasu do czasu pojawiają się wtręty innych bohaterów, natomiast drugą linię fabularną stanowią zaginięcia małych dziewczynek, które mają miejsce w okolicy zamieszkania Virginii i Fryderyka i zbiega się z pojawieniem się Nathana w ich życiu.

Po zapoznaniu się z opisem fabuły miałam pewne wyobrażenie o tym, co dostanę w czasie lektury i muszę z goryczą stwierdzić, że niestety się zawiodłam. Ale oprócz tego zawodu poczyniłam też refleksję dotyczącą twórczości Link - jej książki chyba nie są dla mnie. Bo w tym thrillerze (autorstwa mistrzyni gatunku, a przynajmniej tak głosi napis na okładce, nie, żebym naiwnie w niego uwierzyła) mało jest thrillera, a całe mnóstwo ciągnących się wątków obyczajowych. Historia Virginii, ale też innych kobiet w powieści Link to dramat poganiany dramatem i całe mnóstwo nudnych opisów i retrospekcji. Ponadto zajmuje, nie przymierzając, tak ze 3/4 objętości książki, a motyw stricte kryminalny jest doklejony i rozwiązany na szybko, na ostatnich chyba dwudziestu stronach.

Poza subiektywną niechęcią do kolejnych ślamazarnie rozpisywanych miłosnych i rodzinnych rozterek (bo może ktoś tak lubi, nie wątpię, że ten typ literatury ma swoich amatorów) pojawiło się kilka kwestii uwierających i odpychających zupełnie obiektywnie. Po pierwsze - kuleje redakcja i/lub przekład, bo nie raz zgrzytałam zębami na kwiatki typu "jest chory albo psychopatyczny" albo psy gończe na tropie zaginionego dziecka (chyba lepiej, żeby go w takim wypadku nie dopadły znalazły). Pojawia się sporo powtórzeń, a Virginia często robi coś "z niewyjaśnionych powodów". Drażni mnie taki język, dochodzi też pewnie specyfika warsztatu autorki i fakt, że nie pisze ona wybitnie. Podobnie jak w przypadku Ostatniego śladu, który czytałam w lutym, pojawiła się zagrywka z luką w fabule i uzupełnianiem jej po fakcie. I moim zdaniem nie buduje to w żadnym wypadku napięcia a jedynie budzi dezorientację u czytelnika.

Poza tym w narracji Link kobiety są dla siebie kobietami i to w złym tego określenia znaczeniu. Zazdroszczą, zaglądają innym do portfela/szafy/łóżka i oceniają nie siląc się na odrobinę wyrozumiałości (poza sporadycznymi przypadkami), a równocześnie są kreowane przez autorkę na niezaradne szare myszki potrzebujące oparcia w męskich ramionach (poza sporadycznymi przypadkami). Nie lubię i nie powstrzymam się od krytyki takiej narracji, bo chwilami była ona wręcz szkodliwa. Szczególnie w przypadku innego trudnego tematu jakim jest pedofilia autorka przedstawia bardzo stereotypowe podejście. I powiela te stereotypy w narracji nie wspominając nawet trochę, że jest to kwestia zaburzeń psychiki i popędu. Nie mówię tu o jakimś moralizatorskim wykładzie, bo nie jest to typ literatury, który ma być źródłem nauk, ale pewne delikatne zasygnalizowanie złożoności problemu wydaje się conajmniej na miejscu. A jego brak, to to, co mnie chyba najbardziej odepchnęło i sprawiło, że nie chcę sięgać po książki autorki, które będą zawierały równie ciężką tematykę. Jeżeli w ogóle sięgnę po coś więcej niż oczekująca na półce Gra cieni.

Znalazłam pewne zalety i na sam koniec po tej litanii wyrzutów w stronę Link o nich wspomnę. Do momentu, w którym książka zaczęła mnie nudzić podobało mi się budowanie psychologii postaci - zaangażowałam się w poczynania Virginii, bo jej zachowanie było w jakiś sposób umotywowane, a ja zastanawiałam się jak. Na tę sferę u autorki akurat narzekać nie można, bo pomimo tego, że nie polubiłam głównej bohaterki, to i tak byłam zainteresowana tym, co zrobi.

Echo winy to powieść ze zmarnowanym potencjałem, w której ciężko szukać pełnokrwistego thrillera. Fani gatunku mogą się przejechać, tym bardziej, że rekomendacja na okładce zapowiada  mroczną historią doskonałej jakości. Ewidentnie u Link przeważa warstwa obyczajowa i trzeba być tego świadomym sięgając po tę powieść. Nie odmawiam książce, że w przypadku takie podejścia może stać się przyjemną, odmóżdżającą lekturą (z pewnymi zastrzeżeniami), niestety nie jestem dla niej "targetem".

|tyt. oryg. Das Echo Der Schuld, Charlotte Link, wyd. Sonia Draga, 480 str., 2006, 2008|

Komentarze