Ostatni dzień pary (Antologia)

źródło okładki
Naszła mnie ochota na antologię, coś polskiego i coś, co będę mogła czytać między tymi tomiszczami, przez które uparcie brnę, ale nie mogę wziąć rozpędu. Ostatni dzień pary okazał się wyborem bardzo trafionym, a na zaś podrzucam link do miejsca, skąd można tom pierwszy projektu pobrać: Fundacja Historiavita.

Ze wstępu do antologii możemy dowiedzieć się, jakie są ogólne założenia pomysłu na nią - steampunk, postapokalipsa i Kraków. Popadam w coraz większą fascynację wszelkim zbiorami krótkich form, bo... tak. Czemu lubię opowiadania pisałam już kiedyś tutaj, a żeby się nie powtarzać przejdę do mojej opinii o Ostatnim dniu pary.

Na liście autorów znalazły się nazwiska znane bardziej (Kańtoch, Podlewski, Piskorski) i mniej (jak  np. Zańko, Mikołajczyk, Żmijewska) i szczerze powiedziawszy, nawet, jeżeli po niektórych tekstach widać, że nie pisał ich amator to te spod pióra debiutantów nie ustępują wiele poziomem. Pierwszy raz natomiast miałam wrażenie, przy lekturze opowiadania, że jest ono za krótkie. Zdarza się.

Tekstów jest naprawdę sporo, koncentrują się wokół wymienionych wyżej motywów, ale też większość z nich ma w sobie pewne unikatowe wątki, dzięki którym nie czytamy zwyczajnych historyjek z przekalkowanymi schematami. Rozpoczyna Anna Kańtoch, która w moich oczach prezentuje się jako jedna z czołowych polskich pisarek, ale jest to opinia wyrobiona na podstawie... innych opinii. Odwlekam lekturę jej tekstów już stanowczo za długo i myślę, że niebawem się to zmieni. Jej opowiadanie co prawda nie rzuciło mnie na kolana, ale widocznie było bardzo dobre. Dla mnie to co wyraźne w tekście to to, że przede wszystkim napisane zostało ono z dużą subtelnością, skoncentrowano się w nim na uczuciach i relacji między rodzeństwem. Delikatny klimat grozy wkrada się między wersy i dzięki temu antologia zostaje otwarta opowiadaniem na bardzo przyzwoitym poziomie.

Nie opiszę tu wszystkich opowiadań, bo niektóre były objętościowo tak nikłe, że nie ma czego opiniować (poza krótkim "okej lub nie okej"), ale te najważniejsze wypiszę. Piskorski napisał też dobry tekst i bardzo mnie to zachęca do sięgnięcia w końcu po jego Zadrę i Czterdzieści i cztery. Dużo przygody, jest i ether i klimaty steampunkowe i bardzo szybko wciąga, co w krótkiej formie jest wyjątkowo ważne.

Warto nadmienić parę słów o opowiadaniu Piórkowskiego pt. Kukła, w którym do czynienia mamy z takim można by rzec już klasycznym wątkiem buntu maszyn bądź maszyny zastępującej człowieka.  Dobrze wspominam ten tekst, pomimo, że autora czytałam po raz pierwszy. 

W Dniach naszej hańby Szczygielskiego mogłam cieszyć się dobrym, surowym i momentami wręcz obrzydliwym klimatem postapo. Autor nie wprost przekazał zasady rządzące światem. Opowiadanie wypadło nieco jak krótki epizod, a jednak czytałam z zaciekawieniem. Podobnie wygląd, w przypadku siły oddziaływania tekst Jacka Wróbla. Człowieszyna traktuje o konfrontacji ludzi i maszyn i choć jest tam trochę mało steampunku, to i tak nie narzekam na sam wydźwięk, bo miałam wrażenie, że to taki tekst, który "uderzy" czytelnika.

Całe zło świata bierze swój początek w człowieku.

Tekst Nibybłowskiego Którego nie ma, to motyw przekalkowany z legend o Atlantydzie, w których Atlantydę zastępuje Kraków. Nie powiem, jest całkiem ciekawie, szczególnie, gdy pojawiają się niebezpieczne, podwodne stwory, ale wydaje mi się, że można by to rozbudować pod względem fabularnym, trochę jeszcze pokomplikować i wyszłoby z tego opowiadania coś naprawdę interesującego.

Osobiście zostałam fanką opowiadania Pauliny Kuchty zatytułowanego Radioaktywny blues - mamy tu do czynienia z aranżacją rozgłośni radiowej, ale osadzonej w realiach postapokaliptycznych. W zasadzie to krótki epizod, ale jestem naprawdę zaskoczona tym, jak bardzo się wkręciłam. Ostatnio brakuje mi klimatów postapo, a taki pomysł na fabułę to coś naprawdę nietypowego.

Panna Anna i chłopiec z drewna to kolejny tekst, tym razem autorstwa Karoliny Cisowskiej, który mogę polecić. Podobnie jak u Kańtoch, jest tu nieco bardzie emocjonalnie, ale w takim sensie, że naprawdę może to trafić czytelnika. I szybko się wkręcić da, więc tym bardziej polecam.

Jestem z tej antologii zadowolona. Proponuję po nią sięgnąć, jeżeli komuś brakuje realiów steampunkowych, bo warto. Możecie sobie zajrzeć do Ostatniego dnia pary i poczytać tylko to, co wymieniłam albo te teksty, o których nie wspomniałam, bo trzeba zerknąć, o czym to mogło być... W każdym razie taki urok antologii, nie trzeba czytać od dechy do dechy. Pozostawiam bez oceny, bo teksty są jednak nierówne i każda cyferka, którą bym tu pozostawiła mogłaby uśrednić poziom całości, ale pokrzywdzić te naprawdę dobre, zapadające w pamięci teksty.


|tyt. oryg. Ostatni dzień pary Tom I, Antologia, wyd. Fundacja Historiavita, 250 stron, 2014|

Cytat zapisany kursywą pochodzi z opowiadania Jacka Wróbla "Człowieszyna"

Komentarze