Krew nie woda

Stworzenie bohatera, który w swoim własnym świecie nie cieszy się specjalną sympatią, a jednak potrafi ująć swoim zachowaniem czytelnika to nie lada sztuka. W końcu autor próbuje sprzedać nam historię nieciekawego kolesia, przeciwko któremu przemawiają otaczający go bohaterowie, a jednak w ostetcznym rozrachunku wychodzi na to, że ten szorstki, antypatyczny i momentami cyniczny osobnik staje na pozycji książkowego ulubieńca. I taką właśnie sztuczkę zrobił Mike Carey, posługując się postacią egzorcysty, Felixa Castora.

Krew nie woda to już tom czwarty przygód walczącego z demonami londyńczyka w rosyjskim szynelu stanowiącym jego znak rozpoznawczy. Muszę przyznać, że biorąc do ręki tę część spodziewałam się wrzucenia z miejsca w akcję, w której szybko okarze się, że Felix ma mnóstwo kłopotów znacznie przerastających jego możliwości. Tymczasem zaczęło się z przytupem, ale trochę mniejszym, niż przeze mnie oczekiwany.


Jeśli chodzi o rzekę życia, zazwyczaj opadam na samo dno i zaczynam maszerować. Pod prąd.


Koncepcja tej serii jest następująca - w tle przy każdym tomie, jako wątek poboczny, prowadzona jest historia opętanego przez Asmodeusza Rafiego, przyjaciela głónego bohatera, a na pierwszym planie pojawiają się epizody z udziałem różnego rodzaju demonów, duchów i stworzeń paranormalnych, z któymi musi sobie radzić Castor wykorzystując swoje umiejętności egzorcyzmowania. W każdej części nowa "sprawa" do rozwiązania. Na pewno podkreślić należy pomysłowość autora i zwinność, z jaką splata on wątki na pozór kompletnie nie mające ze sobą nic wspólnego. W tej części dużą rolę odgrywa przeszłość Feliksa, jego znajomości z dawnych lat jak i wątki związane z okolicznościami początku jego profesji. Pomimo tego, że akcja nie rozkręca się od razu i jedyną bombą jest wypisane na miejscu zbrodni nazwisko bohatera z wykorzystaniem krwi jako atramentu, to dalej czyta się już coraz lepiej.

Po raz kolejny Mike Carey prowadzi nas uliczkami Londynu nie szczędząc skrupulatnego opisu otoczenia, w jakim znajduje się będący narratorem Castor. W książkach o egzorcyście dominują opisy i niestety muszę przyznać, że momentami brakowało mi lżejszych fragmentów i dialogów, ale nie męczyłam się jakoś przesadnie. Wydaje mi się, że to taki element charakterystyczny tego pisarza, do którego już zdążyłam się właściwie przyzwyczaić przy okazji czytania poprzednich części.

Słabo pamiętam część trzecią, jak w przypadku większości serii dopada mnie amnezja przy próbach przypomnienia sobie przeszłych wydarzeń. Doskonale jednak wiem, w jak ciężkiej sytuacji był Felix w Przebierańcach i wyłapuję też, jak spora zmiana zaszła na tym gruncie. W tej części moją ulubienicą stała się Juliet, z którą Feliksa łączy dość nietypowa relacja. Zasadniczo wątku miłosnego w książkach Careya nie ma i chwała mu za to, ale jakieś poboczne, mniej ważne epizody o charakterze romantycznym się pojawiają i bardzo intrygują.


(...) nadzieja jest wieczna, zwłaszcza jeśli akurat nie dysponuje się niczym innym.


Jak na Careya, długo trwała lektura tej części, ale jestem bardzo z niej zadowolona. Sprawiała pozory dosyć mdłej z początku, może dlatego, że przywykłam, że w pierwszych rozdziałach Felix zawsze angażuje się w kilka spraw i później musi jakoś dzielić swój czas i skrórę na to, żeby dostawać baty z różnych stron. Ale pomimo ograniczenia liczby wątków nie wypada ta część nudniej. Mamy możliwość lepszego poznania rodziny głównego bohatera i kilka kwestii związanych z wątkiem Rafiego też się komplikuje, bądź prostuje. Przy lekturze towarzyszyło mi wiele emocji, a i nie spodziewałam się ich braku. Pomimo słabszego startu mile będę tą część wspominała i nadal mam zamiar polecać tą serię, jako naprawdę dobre, ambitne książki, których największą siłą jest ich główny bohater.

Moja ocena: 8/10

Autor: Mike Carey
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 415
Rok wydania: 2009 (oryginał), 2010 (w Polsce)

1. Mój własny diabeł (recenzja)
2. Błędny krąg (recenzja)
3. Przebierańcy (recenzja)
4. Krew nie woda
5. Nazwanie bestii

Cytaty zapisane kursywą pochodzą z książki.
Do wyzwania: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu.

Komentarze