Książkę zdobyłam w konkursie blogowym. Wiedziałam, o czym tytuł jest i z przyjemnością, choć trochę od niechcenia zabrałam się do czytania. Godzinka i po książce. Różne, na pozór skrajne uczucia we mnie wywołała. Autor opisuje epizody z życia swoich upośledzonych synów. Bez koloryzowania, bez owijania w bawełnę... Na skrzydełkach okładki czytamy, że humor jest ulubioną bronią Fourniera, nawet, gdy temat jest poważny. Bo przecież upośledzeni synowie wymagający opieki 24 godziny na dobę to nie żarty. To nieszczęście, z którym muszą się zmierzyć rodzice. Sytuacja, która będzie wymagała od nich wykazania się znacznie przekraczającą normę ilością cierpliwości i miłości.
Autor przedstawia wiele sytuacji okraszonych czarnym humorem. Niektóre fragmenty mogą wydać się kompletnie niezrozumiałe, jak też wyjątkowo ludzkie. Część o tym, jak to ojciec rozmyśla o spowodowaniu umyślnego wypadku samochodowego wioząc na tylnym siedzeniu Mathieu i Thomasa... Może wzbudzać dreszcz. Z początku tak właśnie odbierałam żartobliwe wstawki wydające się kompletnie nie na miejscu.
Zaletą książki jest niebywała prostota, z jaką pisze autor. Nie bawi się w wymyślne, filozoficzne wywody. Styl jest jednak na tyle wyszukany, że to właśnie on manipuluje naszymi uczuciami. Zestawienia prostych, codziennych czynności o niebo trudniejszych dla dzieci "nie takich jak inne" (określenie autora, bardzo trafne, wysnute podczas krótkiego wywodu o tym, co to jest "normalność") językiem Fourniera nie tyle urzekają, co wywołują różne emocje. Współczucie, uznanie, może czasem nawet radość, że "nie nas to spotkało".
Ale sam Fournier pisze, że chciał przedstawić problem z którym musiał się zmagać nie jako katastrofę, na którą ludzie reagują taktownie - smutkiem i żalem, lecz jako coś, co może przynosić radość i uciechę z zwykłej codzienności. Że upośledzone dzieci to nie ciężar, choć nie często łatwo to dostrzec, a źródło uśmiechu.
Tato, gdzie jedziemy przedstawia też cała sytuację z punktu widzenia ojca. Mężczyzny, który momentami czuje się winny sprowadzeniu na świat tych kruchych, nienormalnych dzieci. Niejednokrotnie szydzi z rodziców posiadających uzdolnione, cudowne pociechy. Zestawia swoją rzeczywistość z ich punktem widzenia. Snuje marzenia, których nigdy nie uda mu się spełnić. Stara się godzić z rzeczywistością, choć czasem przegrywa.
Książka choć mała objętościowo, wzbudza niesamowite uczucia i chęć do refleksji. Jak wspomina Fournier, jest listem do jego synów. Listem, którego nigdy nie przeczytają, bo nie potrafią.
Moja ocena: 8/10
Autor: Jean-Louis Fournier
Wydawnictwo: Książnica
Ilość stron: 174
Rok wydania: 2008
Autor: Jean-Louis Fournier
Wydawnictwo: Książnica
Ilość stron: 174
Rok wydania: 2008
To musi być niesamowita książka... Niezwykle pouczająca i przedstawiająca inny punkt widzenia... Sam tytuł dał mi na początku do myślenia. Pomyślałam sobie, że to efekt zamierzony i że coś musi być na rzeczy, że nie jest on poprawny językowo.
OdpowiedzUsuńBardzo przyjaźnie się tu zrobiło. Podoba mi się. Wydaje się bardziej gustownie. :)
Wydaje się ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńWydaje się być interesująca, więc z chęcią sięgnę.
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie twoja recenzja. W tej chwili dodaje do listy must have.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce już kiedyś, ale jakoś mnie nie zainteresowała. Teraz może inaczej spojrzę na tą powieść :)
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada...
OdpowiedzUsuń