Tytuł: Interświat
Autor: Neil Gaiman, Michael Reaves
Wydanictwo: MAG
Ilość stron: 230
Rok wydania: 2007
Z literaturą science fiction nie
miałam jeszcze do czynienia, ale od jakiegoś czasu myślę nad
wyjściem poza schemat fantasy/urban fantasy/ paranormal i nieco
zmodyfikować czytane namiętnie gatunki. No i wyszłam, tym razem
skusiłam się na książkę Neil Gaimana i Michaela Reavesa
Interświat. Opis z tyłu okładki był przekonujący, a i
książka nie wielka objętościowo, więc wzięłam.
Zaczynając czytać Interświat
nie miałam żadnych oczekiwań, może minimalne ze względu na
nazwisko pierwszego autora zachwalanego przez koleżanki. Polecano mi
Chłopaków Anansiego (których to kiedyś w rozmowie
przekręciłam na Chłopców Asasyna... nie pytajcie), a ja
przypadkowo dopadłam Interświat i od tej powieści zaczęło się
moja zaznajamianie z autorem.
Interświat jest jednym ze światów
neutralnych dbających o to, żeby żadna z opozycji walczących o
władzę (RUN – światy władające magią i Binarium – tam
przywódcy i wszyscy podwładni wierzą w naukę i czysto fizyczne
prawa) jej nie dostała i żeby zachowała się równowaga. W
Interświecie Agenci przechodzą bardzo wyczerpujące szkolenia,
zarówno teoretyczne jak i praktyczne dotyczące czyhających na nich
niebezpieczeństw, zachowania w poszczególnych światach (nie
wszystkich, bo światów powstaje co sekundę więcej, niż bąbelków
w szampanie – tak opisują to autorzy) i technik walki.
Joey Harker pewnego razu gubi się
podczas wykonywania szkolnego zadania. Bohaterowi brakuje zmysłu
orientacji w terenie, z czego jest doskonale znany. Za to z łatwością
wychodzi mu Wędrowanie (przez wielkie W) – czyli podróż między
wymiarami. W ten sposób trafia do RUN, a potem, przechwycony przez
interświatowego agenta przechodzi do Pomiędzy. Niestety tam, w
wyniku ataku mudlufa ginie jego towarzysz i od tamtej pory Joey musi
sobie radzić sam. Prawie sam, towarzyszy mu jeden z nielicznych
przyjacielsko usposobionych stworów pomiędzowców (to również
neologizm autorów) – bańka wielkości piłki do kosza, która
dzięki swojej umiejętności zmieniania kolorów zostaje okrzyknięta
przez Joeya Tęczkiem. Mudluf kontaktuje się z chłopakiem za pomocą
zmiany swojej barwy.
Zarówno RUN, jak i Binarium
wykorzystują Wędrowców do napędzania swoich statków, wyzyskując
ich esencję (w pierwszym przypadku) bądź energię (w przypadku
numer dwa) do napędzania swoich pojazdów. I obie strony walczą o
naszego bohatera i jego ekipę.
Moje odczucia wobec książki. Cóż,
po tak zachwalanym autorze spodziewałam się czegoś lepszego, bo na
przykład nie jestem w stanie zrozumieć faktu, że Joey nazywa
przyjaciółmi osoby, które przez całe szkolenie odnosiły się do
niego z dystansem co bohater nie omieszkał odnotować. Po jednej
misji szkoleniowej, która kończy się fiaskiem i Joeyowi zostaje
odebrana pamięć. Potem wspomnienia powracają i bohater deklaruje
dozgonną miłość swoim towarzyszom schwytanym przez RUN i jeszcze
bierze na siebie winę. Do tego wyrusza na misję poszukiwawczą bez
jakiegokolwiek planu.
Zaczęłam od wad, to może teraz
zalety. Lekki, ładny język, szybka akcja i postaci stworzone przez
autorów. Może nie są to jakieś szczególnie skomplikowane
charaktery, ale każdy czymś się wyróżnia, choćby drobiazgiem.
Jedyne, co oprócz wcześniej
wspomnianego mankamentu mi przeszkadzało, to pojęcia z zakresu
fizyki kwantowej. Może i mniej tajemnicze dla fanów literatury sf,
jednak ja miałam z takimi styczność po raz pierwszy. Czytałam,
biorąc wszystko „na wiarę” i nie próbując zrozumieć, a tak
czytać nie lubię. Dałam jednak radę, później ze slangiem się
bardziej zaprzyjaźniłam, a może było go trochę mniej... jedno
jest pewne: fizyki ni w ząb nie rozumiem, no ewentualnie jeśli ktoś
pyta mnie o wyliczanie prędkości. Nic więcej, nie ten adres proszę
państwa. I na szczęście z tym przeklętym przedmiotem mam już w
tym roku spokój.
Ogólnie miło wspominam książkę. Z
jednej strony mnie przyciągała, chciałam poznać dalsze losy
bohatera, jednak liczyłam strony do końca... Marzyłam o tym, żeby
poznać już zakończenie i mieć to z głowy. Może po prostu to
nowe doświadczenie, po którym wiem, że lepiej do literatury
science fiction się nie zbliżać? Albo odpuścić i spróbować
kiedyś jeszcze raz?
Inną wadą jest to, że ze strony
„tych złych” poznajemy tylko RUN. Binarium nie pojawia się w
książce w ogóle poza wzmiankami o nim, a podobno oba światy toczą
zaciętą wojnę o władzę. Jak zaciętą, to chyba oba wymiary
powinny się przynajmniej raz pojawić w książce, mam rację?
Podsumowując, Interświat to
fajny czasoumilacz, ale nic więcej. Nie pozostawia po sobie żadnych
głębszych emocji (może poza sympatią do Tęczka) i raczej nie
zaliczyłabym tytułu do literatury na wysokim poziomie.
Nie przekreślam autora, bo zwykle tak
to jest z książkami w moim przypadku, że zawsze daję drugą
szansę.
Moja ocena: 6/10
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Z półki".
To ostatni post przed tygodniową
przerwą – zmuszona jestem odbyć pobyt w szpitalu w celu przejścia
drobnej operacji ortopedycznej. Neta może i będę miała (jak
uśmiechnę się do mamy i mi przyniesie swój laptop z modemem), ale
na pewno nie będzie mi się chciało pisać recek, ewentualnie
komenty sporadycznie. A następny tydzień zapowiada się ostro, więc
będę miała w ferie dużo do nadrabiania.
Stosik do szpitala:
- Istota cienia (Susanne Rauchhaus)
- Książę Kaspian (C. S. Lewis)
- Miasto duchów (Stacia Kane)
A więc, do napisania :D
Oby operacja się udała i zdrowiej nam szybko ;*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszm :*
Życzę ci pomyślnej operacji i wracaj szybciutko do zdrowia.
OdpowiedzUsuńCo do książki, to jednak tym razem spasuje,gdyż mnie nie zaciekawiła swoją tematyką.
Ja również nie przepadam za tym, jak bohaterowie nazywają mianem przyjaciół dość przypadkowe i niewarte tego tytułu osoby. Fabuła książki też jakoś szczególnie mnie nie zainteresowała. Póki co daruję sobie jej lekturę :)
OdpowiedzUsuńNeila Gaimana lubię, ale sciene fiction to raczej nie moja bajka ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa książka. Może kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńOjj. Oby się ta operacja udała. Wracaj szybko do zdrowia!
świetny blog ; )
OdpowiedzUsuńobserwujemy ?
mekstyle.blogspot.com !:D
Zastanawiałem się kiedyś nad tym chwilę, ale chyba sobie odpuszczę. Lepiej przeczytam inne pozycje Gaimana :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad tą książkę, niemniej już jakos mnie do niej tak nie ciągnie, chyba, że dla samego Tęczką :)
OdpowiedzUsuńZachęcająca :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń