Siewca wiatru

Rok temu zaczęła się moja przygoda z twórczością Mai Lidii Kossakowskiej, dzięki której mogłam zachwycać się Rudą sforą, przyjemną fantastyczną przygodówką utrzymaną w klimacie unikatowym, bo chodzi o mitologię plemion Syberii. Pomysł ciekawy i całkiem dobrze wykorzystany, bo przy lekturze bawiłam się znakomicie. Tym bardziej boli mnie fakt, że jeden ze sztandarowych tytułów Kossakowskiej, o którym chcę dzisiaj parę akapitów napisać pozostawił po sobie tak wiele niesmaku.

Tak się zastanawiam, czy zarysowywać fabułę, ale tradycyjnie coś w tym temacie napiszę. Siewca wiatru kontynuuje kryzys, który zrodził się w poprzedzającym ten tom zbiorze opowiadań, czyli w Żarnach niebios. Najwyższy opuścił swój tron, zostawił archanioły, całe królestwo niebieskie na pastwę losu. W kontynuacji tego zbioru pojawia się zagrożenie ze strony Antykreatora, któremu czoło stawić może jedynie Abbadon, Anioł zagłady - Daimon Frey.

Z tyłu okładki do Siewcy wiatru znajdziemy frazę, że "anioły są niepokojąco ludzkie". Jak najbardziej mogę zgodzić się z tym stwierdzeniem, o ile przymiotnik "ludzkie" zrównamy z określeniem "kretyńskie". Wtedy wszystko się zgadza.

To nie tak, że spodziewałam się nie wiadomo jak ambitnej fantastyki z najwyższej półki, że po lekturze Żarn niebios nie przypuszczałam, że Siewca nie będzie utrzymany w podobnym klimacie. Przypuszczałam, a jednak składająca się z siedmiu archaniołów ekipa głównych bohaterów doprowadzała mnie swoimi głupimi zachowaniami do szału w czasie lektury. Bądź co bądź pomysł na fabułę jest poważny. I nawet jeżeli pozbawione boskiego Stwórcy niebo chce się potraktować z przymrużeniem oka, to można nieco postarać się wyważyć elementy komiczne (i popracować nad ich jakością). Kossakowska atakuje czytelnika całymi zastępami infantylnych postaci, które kłócą się między sobą o drobiazgi, zwracają do siebie zdrobnieniami (przy czym sam trzecioosobowy narrator koncentruje się na zwinnym określaniu bohaterów ich dostojnymi tytułami) i marnują czas (i papier) rozwiązując błahe, nikogo nie interesujące spory.

Na scenie w teorii głównym bohaterem jest właśnie Daimon Frey, który ma stać się jedyną nadzieją niebiańskich (i nie tylko) krain przed nadejściem Antykreatora. Pozornie Anioł zagłady zostaje wykreowany na twardziela, który faktycznie może istotom i światom nieść pomoc i wybawienie. Niestety, autorka zdecydowała się na bardzo słabo skonstruowany, wręcz bijący po oczach swą sztucznością wątek romantyczny i tym samym postać Freya traci. Z resztą, sam wątek angażuje jeszcze poboczne postacie i jest kolejnym nużąco-irytującym elementem fabuły.

Kiepski poziom Siewcy wiatru kilkakrotnie miał szansę wzbić się nieco ponad tę beznadziejność, a to za sprawą scen bitewnych. Pewnie już część z Was pamięta, jak bardzo lubię porządnie i ciekawie rozpisaną batalistyczną sferę w książkach. To jeden z powodów, dla których czytam w dużej mierze fantastykę. I w przypadku Siewcy tu jest niespodzianka - bardzo mi się podobały starcia napisane przez Kossakowską. Była dynamika, była akcja, była niepewność i patos... i nadzieja, że jednak książka finalnie nie okaże się taka zła. Nadzieja umarła z finałem scen batalistycznych.

Kolejnym elementem, który nie zagrał mi w książce była technologia. Bo z jednej strony mamy niebo i piekło, w piekle smoki i tyle. A z drugiej strony, gdy dochodziło do starć pojawiały się oddziały Salamander imitujące wojsko i możliwość przemieszczania się... na latających dywanach. Plus magia! Anioły i moce nadprzyrodzone jak najbardziej idą ze sobą w parze, ale księgi zaklęć i rzucanie uroków? Coś mi tu zgrzyta, znów...

Przygody z Zastępami Anielskimi nie mam zamiaru kontynuować. Za długo męczyłam tę powieść, bo chyba prawie miesiąc i nie potrafiłam nawet stłumić irytacji tymi elementami, które denerwowały mnie już od samego początku. Wiedziałam, że będą się dalej pojawiały, ale to tylko podsycało moje niezadowolenie. Dodajmy do tego zdrobnienia, marne umiejętności kreacji postaci, posługiwanie się określeniami typu "zielonooki" czy "jasnowłosy" w momentach, gdy przesycenie tytułów nie pozwalało na kolejnego "Anioła zagłady" i mamy średniej jakości historię, która miała niezły potencjał i która została zniszczona przez pokłady infantylizmu, którego ani w literaturze ani w życiu nie toleruję.


Cykl Zastępy Anielskie:
1. Żarna niebios, 2. Siewca wiatru, 3. Zbieracz burz - tom I, 4. Zbieracz burz - tom II, 5. Bramy światłości - tom I, 6. Bramy światłości - tom II, 6. ?

Komentarze