Droga (Cormac McCarthy)


Kiedy? W przyszłości. Gdzie? W Ameryce. I tyle wiemy, o okolicznościach, w jakich syn i ojciec idą. Idą drogą, ku południu, uciekając przed zimą. Nie chodzi jednak o powody, motywacje czy aurę. Chodzi o to, że idą, i że mają tylko siebie.

Droga Cormaca McCarthy’ego to jedna z najbardziej rozpoznawalnych powieści literatury współczesnej. Doczekała się mnóstwa pozytywnych opinii, częstych poleceń, sporo razy wspomina się o niej w kontekście najlepszych powieści, bądź w ogóle, powieści życia. Sięgając po nią nie wiedziałam praktycznie nic o fabule, poza lekkim jej zarysem (postapokaliptyczny świat, osamotnienie, wizja z kategorii tych ponurych). Więcej docierało do mnie tych głosów, że trzeba książkę znać, a że coraz mocniej skłaniam się ku sprawdzaniu powieści z tego gatunku, w końcu sięgnęłam po Drogę.

Świat, w którym ojciec ma tylko syna, a syn ma tylko ojca, to świat smutny i równocześnie pełen nadziei. Historię jest opowiadana przez ojca, walczącego o przetrwanie w świecie, w którym nie ma już niczego. To taka historia, w przypadku której nie warto oczekiwać odpowiedzi na rodzące się pytania. Ponury, dołujący klimat, trudne warunki bytu, niekorzystna aura i mnóstwo przestrzeni do rozmyślań. Pustka potrafi przytłoczyć, osamotnienie odebrać nie raz nadzieję na lepsze jutro.

Tekst McCarthy’ego jest bardzo surowy. Przemyślenia ojca stanowią główną oś narracji. Łączą się z opisami otoczenia, w jakim znajdują się bohaterowie, ale całość wypada raczej statycznie, szczególnie, że dialogi stanowią tylko kolejne początki akapitów nieoznaczone w tradycyjny sposób. Przez tę minimalistyczną formę i brak konkretnej akcji poleciłabym tę powieść na jesienne wieczory, a jako że jest cienka, to na dwa, maksymalnie trzy. Mam wrażenie, że autor chciał w tym przygnębiającym nastroju poopowiadać trochę o ludzkiej naturze tak, aby po prostu płynęło się przez tę opowieść. Wydaje mi się też, że nie każdy odbierze tę treść tak samo. Po zachwytach wnioskuję, że jest to kwestia wrażliwości na historie ociekające beznadziejnością, samotnością i niepewnym spoglądaniem ku nadchodzącemu jutru. Przeczytałam, nie uważam lektury za czas stracony, jednak ten rozpaczliwy wycinek z życia w świecie, który się skończył, nie dotkną mnie tak, jak tego oczekiwałam. Nie dałam porwać się refleksjom ojca, nie śledziłam też szczególnie losu bohaterów. Surowy, niegościnny klimat podobał mi się za to bardzo, ale pod tą warstwą wierzchnią u McCarthy’ego kryje się zapewne więcej.

Nie wątpliwie da się dostrzec piękno w obrazach zawartych w Drodze, a także znaleźć punkt wyjścia do refleksji o szeroko pojętej ludzkiej naturze, w szczególności zestawie potrzeb i trosk, które nierizerwalnie są związane z ludzkim żywotem. Wiadomo, w każdym przypadku to trochę inna konfiguracja i nasilenie, ale jednak realia, w jakich McCarthy umieścił swoich bohaterów „uwierają” i wskazują na pewne aspekty człowieczeństwa, z którymi ciężko się nie utożsamiać. Osobiście mnie te elementy poruszyły ledwie zauważalnie, ale uważam, że i tak warto samemu przekonać się, czy historia rozgrywająca się w postapokaliptycznej rzeczywistości popchnie ku pewnym przemyśleniom, czy nie. W tym drugim przypadku, jeżeli powieść pozostanie tylko zapisem drogi dwójki ludzi, w surowym, nieprzyjaznym świecie, przy którym można spędzić parę wieczorów, nie traktowałabym jako rozczarowania, bo to niewątpliwie dobra literatura, której warto poświęcić czas.

|tyt. oryg. The Road, Cormac McCarthy, wyd. Literackie, 272 str., 2006, 2008|

Komentarze