Alicja (Christina Henry)


Do opowieści będących retelingami warto podchodzić z dystansem. Wiadomo, sięgając po przeróbkę pierwowzoru, najczęściej jest się jego sympatykiem – więc oczekuje od retelingu wrażeń podobnych do tych dostarczonych przez pierwowzór, a jednocześnie, zbyt zaawansowane skopiowanie może wzbudzić niesmak (co najmniej).

Mam wrażenie, że książka Christiny Henry, będąca początkiem cyklu, zrobiła sporą furorę swoją okładką, i to jeszcze przed premierą. Wydawnictwo przyszykowało nawet wersję limitowaną, w kolorze fioletowym. Niestety, często świetne wydanie nie idzie w parze ze świetną treścią i przyprawia czytelnika o nie małe rozczarowanie.

Nastawiałam się na powieść w klimacie mrocznym, ale i magicznym, docierały jednak do mnie opinie, jeszcze przed lekturą, że pierwszy tom trylogii Chrisiny Henry to średniak. Od pierwszych stron dało się dostrzec, że faktycznie autorka nie siliła się na specjalnie ambitną historię, choć wykorzystanie jako fundamentu ucieczki z psychiatryka dawało ku temu możliwości. Alicja i Topornik przetrwali dzięki swojej przyjaźni i tę relację Henry kontynuuje. Oboje wyruszają bowiem na wojnę z nieprzyjaznym światem, którego brutalność nie raz ich zaskakuje.

Średniak? Tak, choć postać Topornika przykuwa uwagę. To żadna skomplikowana kreacja, ale ma w sobie mrok, którego źródło zostaje z biegiem fabuły stopniowo ujawniane. Z nieco mniejszą sympatią odbierałam samą Alicję, ale nie spodziewałam się po prostu niczego nadzwyczajnego ze strony Henry. To ten typ bohaterki, której współczucie należy się niejako z automatu, bo doświadczenia ze szpitala psychiatrycznego pozostawiły ślad, ale swoim charakterem nie chwyta szczególnie za serce.

Fabuła w Alicji jest prowadzona trochę jak gra, a takie porównania trafiały się już w opiniach, które widziałam przed lekturą. Alicja i Topornik zmieniają lokalizacje, walczą z kolejnymi przeciwnikami, wypełniają kolejne etapy misji. Czy prosta, niewyróżniająca się specjalnie pomysłem na treść książka jakoś do mnie przemówiła? W oderwaniu od średnio ciekawej głównej bohaterki, mogę pochwalić ponury nastrój panujący na kartach powieści. Tu już nie chodzi tylko o to, że wszystko spowija mrok – oprócz tego, że Alicja i Topornik stale muszą kryć się przed zagrożeniem, nie raz i nie dwa dochodzi do rozlewu krwi. Powieść zyskuje na klimacie mafijnych porachunków, choć w nietypowym, magicznym wydaniu. Poza tym do gustu przypadło mi kilka smaczków stanowiących elementy magicznego świata przedstawionego.

Podchodząc do Alicji bez wygórowanych oczekiwań, można uprzyjemnić sobie popołudnie lub dwa. Akcja pędzi, nie wymaga zbyt wiele skupienia i stawia na zapewnienie rozrywki czytelnikowi. Nie wypowiem się, czy miłośnicy Alicji w krainie czarów będą ukontentowani, bo oryginału nie czytałam i nie podejmuję się oceny. Alicja autorstwa Henry w jakimś stopniu broni się jako samodzielny twór, bo nie mam poczucia, że czegoś w tej historii brakuje, co mogłoby zostać dopowiedziane przez pierwowzór. Oczywiście znając najbardziej rozpoznawalne elementy fabuły, łatwo jest odkryć nawiązania. Zastanawia mnie dalszy ciąg historii, bo liczę na to, że w kontynuacyjnych tomach autorka trochę bardziej rozwinie skrzydła.

|tyt. oryg. Alice, Christina Henry, wyd. Vesper, 312 str., 2015, 2020, Alicja - t. I|

Komentarze