Podsumowanie roku 2020 i plany na 2021

Dobry rok dobiegł końca, a życzyć można sobie jak zwykle tylko lepszego, bo nie jest przecież tak dobrze, że nie mogłoby być lepiej. Jestem też zadowolona z mojego wyniku czytelniczego, bo poznałam kolejne 56 książek, choć do tej statystyki nie liczę dwóch tytułów, z którymi zapoznałam się służbowo oraz jednego powtórnego czytania. Podejrzewam, że przy obecnym tempie życia i tempie czytania moje roczne wyniki będą się wahały w granicach 50-60 książek.

Rok 2020 czytelniczo ewidentnie był rokiem "królewskim", który upłynął pod znakiem Mrocznej wieży, co niemożliwie mnie ekscytuje. Zrobiłam sobie tatuaż z cytatem z sagi o Rolandzie, jestem rozwalona emocjonalnie w wyniku wydarzeń w ostatnim tomie cyklu Kinga. Czuję, że jakaś taka mini epoka w moim czytelniczym życiu się skończyła.

Rozczarowałam się literaturą w klimacie typowo fantastycznym, ale i odkryłam, dlaczego tak się zadziało i z jakiego powodu jeden z czołowych autorów tego gatunku mi nie odpowiada pod kątem tego, co tworzy. Nawet czuję trochę ulgę, choć z moim stanowiskiem nie wielu się zgadza i zrozumienia raczej nie uświadczę.

Okresowo przestały mi przeszkadzać zalegające na półce stosy. To, co czytam, weryfikuje mój gust i chwilowe ochoty, a więc sięgam zdecydowanie tylko po to, co w danym momencie mi odpowiada, a wyrzutów sumienia z powodu tego, że taki Portret Doriana Graya czeka już ze trzy lata na lekturę, pozbyłam się.


Post odnośnie czytanych w 2020 roku autorów już się pojawił. Polecam zajrzeć, bo jest tam kilka ciekawych nazwisk i część moich planów z nimi związanych. Niemniej, część pokrywa się z tym, co zaprezentuję niżej, a konkretnie, zestawienia z najlepszymi i najgorszymi książkami minionych dwunastu miesięcy.

1. Najlepsze książki, które przeczytałam w roku 2020

Rok 2020 rozpoczęłam od Labiryntu fauna,wydanej w iście magicznej oprawie baśni. Nadal mam przed sobą planowany rok temu ponowny seans filmowy. Na pewno jednak do tego tytułu wrócę. Bardzo podobał mi się też Wehikuł czasu Wellsa, ale niezaprzeczalnym faworytem spod pióra tego autora została Wyspa doktora Moreau. Carmilla i Coś to praktycznie klasyka grozy, której nadal uważam, że czytam za mało. Czerń nie zapomina było znakomitym, ale i smutnym pożegnaniem z moim ulubionym cyklem z polskiego podwórka fantastycznego. Czekam na kolejne publikacje Agnieszki Hałas i to z niecierpliwością.

Lot nad kukułczym gniazdem to powieść, którą mogłabym polecać co rusz. I to praktycznie każdemu. Literatura piękna w najlepszym wydaniu. Podziemia zachwyciły mnie specyficznym, niemalże mistycznym podejściem autora do relacji z naturą. Diabły z Saints to kolejna udana i bardzo porywająca książka polskiego pisarza, Marcina Rusnaka, której kontynuacji wypatruję. Dżozef zachwycił mnie w sposób, jakiego się nie spodziewałam, a subtelność wątku nadnaturalnego w gatunku, jakim jest realizm magiczny, bardzo rzadko do mnie trafia. Małeckiemu się udało. Całopalenie to kolejny tytuł z gatunku grozy, iście przerażający i to w klasycznym stylu. Gdyby Marasco napisał coś więcej w czasach, gdy tworzył, bez zastanowienia bym brała. Opowieść podręcznej to ciężka, przerażająca, dająca do myślenia książka, której treści życzyłabym sobie nie doświadczyć przenigdy na własnej skórze. Doczepianie jej łatki lektury obowiązkowej nasuwało mi się nie raz, ale sądzę, że zniechęciłoby to potencjalnych czytelników, więc napiszę tylko, że po prostu warto.

Absolutny zwycięzca, jak już nie raz, nie dwa wspominałam, czyli Stephen King i trzy ostatnie tomy Mrocznej wieży.
"Idź więc, są światy inne niż ten".
Muszę coś jeszcze dodawać, poza wzmianką o tym, że nic na kształt tego cyklu sądzę, że już nie powstanie i jego unikatowość to dar i przekleństwo w jednym?
[źródło grafiki w prawym dolnym kwadracie]

2. Najsłabsze książki 2020 roku

Nie było wcale tak różowo, bo oprócz tych prawie dwudziestu znakomitych tytułów trafiły się i "wtopy". Niemniej jednak, sądzę, że w 2020 roku dość znacząco zrewidowałam swój gust i wyszczególniłam te elementy w literaturze, które mnie drażnią. Ach, no i na sam koniec roku nauczyłam się odpuszczać i porzucać książki, które mnie nie satysfakcjonują i w których zwyczajnie grzęznę.

Zagubiony ptak (źródło okładki) i Co jeśli... to lektury, przez które zmarnowałam trochę czasu. A oprócz nich... Bradbury, Pratchett i Sanderson. Mocne nazwiska, co? I nie, nie podoba mi się, co przeczytałam spod ich pióra, ale największe zarzuty mam do autora Archiwum Burzowego Światła. Dawcy przysięgi nie zmęczyłam do końca, to mój jedyny odrzut z samego końca roku. To połączenie patosu, sentymentu i nieumiejętności wyrażania pewnych kwestii dosłownie, w połączeniu z irytującymi bohaterami, wśród których nawet Kaladin nie uratował sytuacji sprawiło, że porzucam twórczość tego autora. Nie wspomnę... A nie, jednak wspomnę. Ostatnie imperium - według mnie Studnia wstąpienia to, przeciągnięta do granic możliwości paplanina o niczym. Na pytanie, czy nie zachwyciły mnie pomysły Sandersona co do systemu magicznego, odpowiem: tak. Ale to było na samym początku. W przypadku obu cykli widać, że do tworzenia reguł i kodeksu działania sił magicznych autor się przygotował. Ale co z tego, skoro wrzuca w ten ciekawy świat bezpłciowych, infantylnych bohaterów, którzy bez przerwy gadają o tym samym?
Co do Bradbury'ego, nie pasuje mi jego styl, choć doceniam 451 stopni Fahrenheita i na tym poprzestanę, jeżeli chodzi o znajomość jego twórczości. Przynajmniej na razie.
Pratchett to ten rodzaj absurdu, od którego kompletnie się odbiłam. Nie wiem, co przeczytałam. Nie chcę wracać do tego świata. Na razie odpuszczam na czas nieokreślony, choć biorę pod uwagę te wszystkie zachęty do ciągu dalszego. Może kiedyś jeszcze spróbuję, ale na chwilę obecną jestem mocno zniechęcona.

Co chcę czytać w 2021?

Nie ukrywam, że grudzień zmęczył mnie pod kątem ogarniania rzeczy do zrobienia i książek do czytania, które miałam w planach. W grudniu nieco "na wariackich papierach" doczytywałam to, co planowałam poznać w roku 2020 i mimo iż jestem zadowolona ze swojego wyniku (tylko Odysei nie zdołałam przeczytać), to wolałabym tego uniknąć w tym roku. 
Poza tym, mam kaca czytelniczego (ekhem, Mroczna wieża) i jeżeli w styczniu coś ruszę, to będzie to książka do recenzji albo bardzo cienkie i raczej lekkie tytuły.

1. Tolkien, o Tolkienie
Mam na półce sporą kolekcję książek autorstwa J. R. R. Tolkiena, które chciałabym przeczytać. Ponadto, już w zeszłym roku planowałam reread Władcy pierścieni. W związku z tym chciałabym zapoznać się z czterema książkami, które albo są autorstwa Tolkiena albo są o nim. Oprócz Upadku Gondolinu, Dzieci Hurina, Silmarillionu i Niedokończonych opowieści mam też książkę autorstwa Shippeya Tolkien Pisarz stulecia oraz biografię napisaną przez Carpentera.

2. Reread
Bardzo ciągnie mnie w kierunku tych dobrych książek, które już za mną. Spoglądając na swoją biblioteczkę co rusz mam ochotę sięgnąć po coś, co już znam. Ten punkt po części pokrywa się z lekturą Tolkiena, bo Władcę pierścieni czytałam sześć lat temu. Ale oprócz powrotu do Śródziemia mam zamiar też powrócić do książek Kena Liu, czyli Królów Dary i ich kontynuacji (w oczekiwaniu na tom trzeci) oraz wreszcie zapoznać się w całości z Trylogią Deepgate autorstwa Cambella. Dwa tomy będą powtórką, trzeci jeszcze nie został przeze mnie w ogóle ruszony. Jednak takich powrotów planuję więcej, niż tych pięć. Daję sobie jeszcze dwa dowolne reready, a mój wzrok wędruje w kierunku Palimpsestu autorstwa Catherynne M. Valente czy... kolejnych części Domu nocy. Sentymenty, co poradzić.

3. Philip K. Dick
Tego pisarza mam gdzieś z tyłu głowy, nie spieszy mi się, by po niego sięgać, a jednak, gdy dowiedziałam się, że akcja jednej z jego książek rozgrywa się w 2021 roku, stwierdziłam, że kiedy jak nie w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy można za to chwycić? Mowa o Blade Runnerze, znanym też jako Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?

Tak naprawdę nie chcę wiele planować. Lepiej sprawdzają mi się miesięczne postanowienia, niż te całoroczne, a w grudniu wolałabym uniknąć szaleńczego dopełniania postanowień. Jeżeli uda się przeczytać te cztery "Tolkieny", to dobrze. Ale jeśli wyjdą tylko dwa, to nie będę płakać. Spośród rereadów spodziewam się lepszego wyniku, ale nadrzędną kwestią pozostaje swoboda i czytanie tego, na co aktualnie będę miała ochotę.

Powodzenia w 2021!

Komentarze