Marcin Rusnak nie jest debiutantem na scenie twórców literatury polskiej, ale wydaje mi się, że wciąż o nim za cicho mimo że ma na koncie już kilka pozycji. Osobiście znam Opowiadania niesamowite, jeden z tekstów zamieszczonych w antologii Ostatni dzień pary II i teraz również Diabły z Saints. Wszystkie wymienione tytuły łączy jedno – są to krótkie formy, choć ta ostatnia to chronologiczna historia dwóch osieroconych braci, Zacka i Alana i ich burzliwej, subtelnie tajemniczej i zdecydowanie interesującej przygody.
Marcin Rusnak kreuje w Diabłach z Saints swój własny świat, w którym znajdzie się kilka zapożyczeń zaczerpniętych z można by rzec, naszych ziemskich realiów, ale autorowi udaje się nadać im nieco magicznego wymiaru. Propozycja Rusnaka to historia iście przygodowa i to w takim dobrym stylu – czytelnik szybko się angażuje, szybko podłapuje klimat i czyta kibicując Zackowi i Alanowi.
Znamy z popkulturze nie jedno rodzeństwo, ale odnoszę wrażenie, że biorąc pod uwagę literaturę samych braterskich duetów nie ma za wiele. I każda opowieść mająca takich głównych bohaterów to delikatny powiew świeżości. A Diabły... są takim przypadkiem i realizują motyw braterskiej więzi w przyzwoity, wzbudzający sympatię sposób. Zack i Alan bardzo się różnią, a jednak doskonale przebija się między kolejnymi perypetiami ich przywiązanie do siebie. Kontrast między charakterami nie przekłada się na rozłam między postaciami – wręcz przeciwnie.
Te trzy teksty opowiadające o perypetiach Zacka i Alana, to całkiem szeroka paleta poruszanej problematyki – mamy do czynienia z motywem zemsty, poszukiwania czegoś w rodzaju wiedzy tajemnej, żeby nie powiedzieć zakazanej, odkrywania swojego pochodzenia jak i przeznaczenia… tak, te trzy historie zasługują na to, żeby stać się czymś większym. To taki skrawek uniwersum, które prosi się o szersze ukazanie. I właśnie, uniwersum… to pogłębienie realiów świata bardzo by się przydało, bo autor podrzuca elementy konceptu, ale nie wyjaśnia wystarczająco dużo. Brakowało mi odrobiny wyraźniejszego zarysowania reguł rządzących światem Zacka i Alana i w ogóle, wyraźniejszego zarysowania tych ram. Tak naprawdę nie wiemy, jaką historię ma za sobą ten świat, co doprowadziło do tego, że w tym samym momencie mamy do czynienia z klimatem quasi-średniowiecznym, może nawet późnośredniowiecznym i jednocześnie obserwujemy, jak bohaterowie używają broni palnej. To jedyny obszar, w którym pojawia się kilka luk wymagających zapełnienia – znów, autor coś podsuwa, ale wzbudza tylko apetyt czytelnika i nie zaspokaja tego apetytu nawet w zadowalającym stopniu.
Bardzo jestem ciekawa kolejnych propozycji od Rusnaka. Autor zdecydowanie stawiał do tej pory na krótką formę i może warto byłoby spróbować swoich sił w czymś obszerniejszym. Poskładanie tych opowiadań w powieść nie wymagałoby chyba wiele zachodu, skoro zachowany został układ chronologiczny i może to właśnie moment, żeby pójść za ciosem i napisać powieść? Byłoby całkiem fajnie zobaczyć książkę wyjaśniającą świat z Diabłów z Saints głębiej i szczerze liczę na to, że w swoich planach autor ma zamiar powrócenia do swoich bohaterów, bo potencjał nie został wykorzystany w pełni (ale w stopniu zapewniającym dobra rozrywkę - już jak najbardziej!).
|tyt. oryg. Diabły z Saints, Marcin Rusnak, wyd. Genius Creations, 450 str., 2019r.|
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.