Mój sierpień (2020)

 Zaległości we wpisach na bloga mam kosmiczne i wiszą mi jeszcze teksty o czymś, co przeczytałam w lipcu i o dwóch z czterech książek przeczytanych w sierpniu. Wszystko za sprawą dość intensywnego czasu w sierpniu - praca, wyjazdy i inne drobiazgi, które sprawiały, że ani przysiąść do książki konkretnie się nie dało (Pieśń Susannah, którą liczę jako sierpniową, wciąż mam do doczytania), a tym bardziej do przyzwoitego posta z opinią. Zapowiedzieć mogę, że najszybciej wrzucę opinię o Balladzie ptaków i węży i najprawdopodobniej będzie to środa lub czwartek.

Tymczasem zapraszam na dość spory zbiór kadrów z sierpnia.

Jedna z pierwszych wycieczek w sierpniu była do Sulistrowiczek - małej mieściny w okolicach sobótki, rejon, który często mijam na trasie Wrocław - Wałbrzych, ale nigdy nie było okazji, żeby się na chwilę zatrzymać.
"Balladę ptaków i węży" czytałam razem z przyjaciółką. Mimo, że spodziewałam się czegoś nieco innego i tak jestem z książki zadowolona.

To akurat kadry z wizyty w Hydropolis. Nie do końca obiekt warty cen biletów, jakie obowiązywały, ale jako ciekawostkę można zobaczyć. Ta makieta centrum Wrocławia, której fragment jest na dole zrobiła na mnie dobre wrażenie.

"Pieśń Susannah" wyciuągnęła mnie z niesmaku po pewnym rozczarowaniu czytelniczym, o którym za wiele tutaj nie wspomnę, ale do którego zostawię link w dalszej części posta. Na myśl o tym, że przede mną ostatni tom Mrocznej wieży robi mi się źle i smutno. Od czasu lektury Pieśni lodu i ognia żadne uniwersum tak mnie nie wciągnęło. Jestem psychofanką już chyba trochę. 

Środkowy fragment to wizyta na wystawie plakatów autorstwa Michaela Quareza w Poznaniu. Jedno z najciekawszych wydarzeń kulturalnych ostatnich tygodni, a także ulga, że w końcu w jakimś mogłam uczestniczyć.
Od wieków nie czytałam mang i w końcu do nich wróciłam - oto i pierwszy tom "Magic Knight Rayheart" - bardzo przyjemnej historii o ratowaniu magicznego świata, niespodziewanie kojarzącej mi się z przygodami W.I.T.C.H.

I jeszcze trochę kadrów z Poznania - wnętrze pałacu cesarskiego, kawiarenka "u przyjaciół" i wystawa rycin Durera z XVI w.

"Diabły z Saints" były lekturą na czytniku, który zabrałam ze sobą na dziesięciodniowy pobyt na Sycylii. Nie pierwszy raz sięgam po twóczość Rusnaka, a jak na razie wszystkimi znanymi mi opowiadaniami jego pióra jestem bardzo usatysfakcjonowana. "Diabły..." też trafią do ulubieńców.

Ot i kadry z końca miesiąca, w dodatku nie wszystkie z pobytu na Sycylii, bo byłam tam aż 10 dni i wróciłam dopiero 5 września - stąd obsuwa w postach. Nie wyrobiłam się przed wyjazdem i nie było jeszcze okazji nadrobić. Sama Sycylia mi się podobała, choć klimat chwilami dobijał, głównie wysoka wilgotność powietrza. Niemniej wyspa Ojca chrzestnego, to jeszcze jeden kawałek Europy, który zwiedziłam i to dość konkretnie. Reszta sycylijskich kadrów będzie w podsumowaniu września.

Zdobycze z lipca i sierpnia

Sierpień był czytelniczo prawie całkiem udany. Przyszedł do mnie jeden egzemplarz recenzencki z Bookhuntera, a oprócz tego nie poczyniłam żadnych zakupów. Zresztą, nabytki z ostatnich dwóch miesięcy prezentuję niżej:


W ostatnich tygodniach moja biblioteczka wzbogaciła się o cztery książki. Na zdjęciu brakuje Wyspy Doktora Moreau, którą przeczytałam tuż po zakupie i odwiozłam do "głównej biblioteki" w domu rodzinnym. Z recenzenckich przyszedł do mnie Zagubiony ptak Jowity Kosiby i to jest ta najsłabsza książka sierpnia. Zostawiam link do opinii na Lubimy czytać. Ballada została zakupiona trochę po premierze, bo w sumie wcześniej się nie składało, a też rzadko zamawiam książki tak blisko daty ukazania się, szczególnie te popularne, bo przytłacza mnie najczęściej ich wszechobecność i wolę przeczekać największy szum. Anioły i demony znalazłam na wrocławskiej grupie sprzedażowej i nabyłam pierwszą książkę Browna za dyszkę. 

Plany czytelnicze na wrzesień

Zaczęłam czuć na karku oddech końca roku i z wolna włącz mi się panika odnośnie tego, co chciałam w 2020 roku przeczytać i co dalej czeka w kolejce. A więc - wstępnie w planach na wrzesień są Całopalenie Roberta Marasco, Dawca przysięgi Sandersona, a przynajmniej pierwszy tom i rozpoczęcie Iliady, którą wraz z Odyseja chcę poznać w tym roku. Oprócz tego idą do mnie książki do recenzji, więc nic konkretnego do tych trzech wymienionych tytułów nie dorzucam, i smutkiem żegnam się z planem rereadu Władcy pierścieni w tym roku - chciałam na samego Tolkiena przeznaczyć sobie na spokojnie cały miesiąc i chyba nie wyjdzie. Chyba, że coś nadgonię we wrześniu i październiku i w listopadzie znajdzie się czas na powrót do Śródziemia. Inna sprawa, że wrześniowe premiery bardzo wydłużyły mi listę nowości, z którymi chciałabym się zapoznać. Ten plan, który opisała, to po prostu kolejny odcinek niekończącej się historii o tym, że za dużo jest ciekawych książek do poznania...

Komentarze