Coś (John W. Campbell)


Sięgając po literaturę grozy głównie spodziewać się należy narracji nastawionej na przestraszenie, bądź, co bardziej powszechne, wprowadzenie w stan niepokoju odbiorcy. Rzadko kiedy dochodzi do tego, że sięgając po książki z tego gatunku czytelnik oczekuje czegoś więcej poza solidną historią utrzymaną w dobrym klimacie. Coś jest znakomitym przykładem gatunkowego miksu - nie tylko próbuje przestraszyć, ale i reprezentuje bardzo wiarygodnie elementy literatury science fiction. Nie wiem, czy istnieje lepsze i ciekawsze połączenie, przynajmniej na gruncie mojego gustu literackiego.

Akcja powieści Johna W. Cambella rozgrywa się na mroźnej Antarktydzie. Akurat nie jestem zwolenniczką czytania o śnieżnym klimacie w środku lata, ale ochota na zapoznanie się z historią zwyciężyła. Grupa naukowców pracujących na południowej półkuli naszego globu odnajduje nietypowe znalezisko - zwłoki stwora nie przypominającego specjalnie żadnego konkretnego zwierzęcia. Zabranie do siedziby obcego wiąże się z koniecznością zbadania go, ale i monitorowania jego stanu przez cały czas. Obecność "czegoś" wzbudza szybko nie tylko spekulacje co do pochodzenia, ale i niepokój...

Zagrożenie zostaje szybko uświadomione wszystkim członkom ekipy badawczej, a na scenę wchodzą psychologiczne gierki i rzucanie najróżniejszych podejrzeń. Obcy bowiem potrafi wcielić się w inną istotę idealnie ją odtwarzając, a zatem nie wiadomo, czy współpracownik, znany od tygodni kumpel z laboratorium to na pewno ta sama osoba i czy... wciąż jest człowiekiem. Duszna atmosfera wzajemnej podejrzliwości i wspólne budowanie strategii przetrwania to znakomity element książki, który czytała się z zafascynowaniem. Poza tym motyw grupy naukowców to jeden z moich ulubionych wątków w literaturze, ogółem. Mocno czuć to pod kątem wymienionych wcześniej elementów science fiction - Campbell stara się w naukowy sposób wyjaśnić, jak bohaterowie chcą pokonać czyhającego na nich stwora i nie doprowadzić do jeszcze większej katastrofy. Równocześnie głównym instrumentem grozy stają się w książce przypuszczenia - samą istotę na kartach powieści uświadczymy sporadycznie, czego tylko trochę w moim odczuciu brakowało, ale nie każdy horror musi mieć tony wylewającej się spomiędzy stron krwi i flaków, żeby straszyć. 

W książce oprócz właściwego tekstu opowieści dostajemy też dość solidnie zarysowany kontekst popkulturowy powstawania historii, a także jej ekranizacji. Jest przedmowa, wprowadzenie i nota od wydawcy. I o ile nie jestem specjalną pasjonatką historii kina, to z zaciekawieniem śledziłam perypetie związane z filmową wersją dzieła Campbella. Bardziej podeszło mi zarysowanie literackiej otoczki, ale te dodatki tak chwalę. Szkoda tylko, że przy niewielkiej objętości całego tomu samo Coś zajęło jeszcze mniej, bo sto czterdzieści stron.

W drugiej części książki znajduje się też fragment kontynuacji. Przyznam, że również niesamowicie mnie wciągnął, choć akcja dzieje się już kilkadziesiąt lat po wydarzeniach z Coś. Wyjątkowo przypaść do gustu może, oprócz wspomnianego klimatu, bardzo szybka i wyrazista kreacja bohaterów, a także atmosfera ujawnionego sekretu i próby zamiecenia go pod dywan. Fragment ten ma już typowo akcyjny charakter, ale trzyma poziom, wzbudza swego rodzaju strach przed wydawać by się mogło pogrzebanym niebezpieczeństwem, ale i pozostawia niedosyt.

Coś to klasyka nie tylko grozy, ale i pewnego odłamu science fiction. Kultowa historia w starym stylu straszy w nieco nieoczekiwany sposób - oprócz koniecznych i jednak pozostających w mniejszości dynamicznych scen walki czy ucieczki oraz poszukiwania kryjówek czytelnik styka się z wyjątkową atmosferą niepewności i można powiedzieć, niemal niewidocznego przeciwnika. Na pewno dobrze w lekturze odnajdą się fani gatunku, a także konwencji walki i przetrwania pomimo atakującego stwora. Tak samo polecam wszystkim amatorom tekstów z pogranicza grozy i science fiction.

|tyt. oryg. Frozen Hell, John W. Campbell, wyd. Vesper, 242 str., 1938, 2019|

Komentarze