Lot nad kukułczym gniazdem (Ken Kesey)

źródło okładki
Sięgając po mniej oczywiste jeżeli chodzi o mój gust literacki tytuły zawsze się obawiam i trochę podchodzę jak pies do jeża. Owszem, chcę przeczytać, choćby i z chęci poznania jakiegoś tam kanonu literatury światowej, ale wiem, że jeżeli dany tytuł nie należy do najczęściej czytanego przeze mnie gatunku to mogę się trochę nudzić czy też szukać entuzjazmu w związku z sięganiem po taką książkę. Jak było w przypadku Lotu nad kukułczym gniazdem?

Niewątpliwie znana jest powszechnie ekranizacja powieści z Jackiem Nicholsonem w roli głównej (i jego twarzą widniejącą na okładce książki). Mimo, że znałam film na wyrywki (bo tylko wyrywki było dane mi obejrzeć) to nie przeszkadzało to w czerpaniu radości z lektury - nawet nie widziałam twarzy tego nieszczęsnego Jacka w głównej roli. Ot i umiejętność zapanowania nad wyobraźnią.

Lot nad kukułczym gniazdem jest historią o wolności szeroko pojętej, a także próbie charakteru i odnajdowaniu siebie oraz trwaniu przy tym, kim się jest. Tak ja powieść zapamiętam, choć Kesey oferuje całe mnóstwo emocji związanych z rozwojem fabuły. Lot... traktuje o życiu pacjentów zamkniętego oddziału psychiatrycznego i kierującej nimi Oddziałowej. Na kartach powieści rozwój fabuły skupia się wokół McMurphy'ego, ale narratorem jest inny pacjent oddziału, co w moich oczach jawi się jako bardzo ciekawa koncepcja głównej postaci. Bo opowiadający nam wszystko, czego jest świadkiem Wódz mimochodem dorzuca swoje refleksje, czy dzieli się punktem widzenia innych uczestniczących w wydarzeniach pacjentów.

Powieść Keseya to także wyraz buntu. Doskonale motyw ów zgrywa się z tym, o czym wcześniej wspominałam, czyli o dążeniu do bycia niezależną jednostką. Ileż to już było historii o uciskającym systemie i braku zgody na bycie trybikiem w maszynie, do której się przecież nie pchało z własnej woli? Kesey dokłada do tego nurtu swoją cegiełkę i to w znakomitym stylu.

Historia opisana na kartach książki budzi pewną tęsknotę i całe tony zrozumienia dla bohaterów, których obserwujemy. Bardzo szybko można się Lot... zaangażować i z równym co kumple McMurphy'ego uczestniczyć w niejawnym i mocno nierównym konflikcie. To też taka opowieść, w którą można się wciągnąć i w niej pozostać dosłownie w ciągu chwili, nie uzmysławiając sobie, kiedy i dlaczego to się stało. Niewątpliwie warto po historię stworzoną przez Keseya sięgnąć, trochę pomyśleć, odpowiedzieć sobie na kilka pytań, a także przeżyć rozwalające emocjonalnie zakończenie.

|tyt. oryg. One flew over the cuckoo's nest, Ken Kesey, wyd. Albatros, 368 str. 1962, 2003|

Komentarze