Baśniowa opowieść stworzona przez del Toro doczekała się literackiej adaptacji. Sama Cornelia Funke podkreślała w posłowiu, że nie jest to powieść filmowa i nakreślając pobieżnie, jak wyglądała jej współpraca z reżyserem Labiryntu Fauna wyjawia jak to cudo powstało.
Labirynt fauna to baśń w pełnym tego słowa znaczeniu - fundamenty historii to wojna domowa w Hiszpanii i osadzone w tych realiach losy Ofelii, dziewczynki, którą spotyka los, którego sobie nie wybrała i jej wędrówka do magicznego labiryntu.
Cornelia Funke jest autorką głównie znaną z Trylogii Atramentowej. Po treści Labiryntu widać aż za dobrze, że to to samo pióro - subtelne, nastawione na ukazanie czytelnikowi prawdziwie niesamowitej i unikalnej a zarazem prostej w konstrukcji historii. Autorka bazując na filmie doskonale kreuje postacie i z sukcesem tchnie ducha w Ofelię, jej matkę i towarzyszących bohaterów. To ten doskonały rodzaj baśni, w którym odnajdzie się praktycznie każdy fan konwencji. Mamy jasny podział bohaterów na tych dobrych i tych złych - tu nie ma się nad czym zastanawiać i spekulować, co do potencjalnego zachowania bohatera.
Uważam, że Labirynt Fauna to taka historia, która spodoba się zarówno amatorom filmowego pierwowzoru jak i osobom z nim niezaznajomionym - choć domyślam się, że głównie ta pierwsza grupa będzie sięgać po literacką wersję. Funke utrzymuje znakomity, lekki styl i doskonałe tempo. Opowieść jest bardzo dobrze rozplanowana, a jak na baśń pojawia się całkiem sporo drastycznych fragmentów i one również znakomicie wkomponowują się w całokształt.
W kwestii bohaterów - uwagę niewątpliwie przyciąga główna postać i narratorka, czyli Ofelia. Miłośnicy książek mogą się z niż spokojnie utożsamiać, bo dziewczynka jest zakochana w literaturze i uzupełnia dość popularne grono postaci z kart literatury stroniących od popularnych rozrywek na rzecz książek właśnie. Nie tylko Ofelia skrada serce - robią to także doktor Ferreiro, czy Mercedes, których ciężko podczas lektury w duchu nie wspierać w ich poczynaniach. Jak na baśń przystało, mamy też do czynienia z bardzo złym antybohaterem, o którym czytelnik szybko wyrabia sobie zdanie. Także tak jak wspominałam - literacka wersja Labiryntu Fauna to pełnokrwista baśń.
Funke i del Toro stworzyli ciekawy duet artystyczny. O jego szczegółach można przeczytać w posłowiu, ale warto tu zaznaczyć, że na uznanie zasługuje sukces tej współpracy. Labirynt fauna to nie jest powieść filmowa ani łatwa "zżyna" ze scenariusza i to tę historię wyróżnia. Opowieść jest powszechnie znana, ale nawet po obejrzeniu filmu można czerpać satysfakcję z lektury. I takich duetów potrzeba - nie dążących do tego, by wycisnąć jeszcze trochę kasy z popularnej przed laty produkcji, a mających pomysł na uzupełnienie takiego dzieła.
Ostrzegam, że historia gra na emocjach czytelnika - oprócz zachwytu i podniecenia spowodowanego "nieznanym" znajdzie się też niejeden powód, by się rozpłakać czy zazgrzytać zębami z powodu jawnego okrucieństwa rozgrywającego się na kartach Labiryntu. Nie pozostaje mi na koniec nic tylko oczywiście polecić Labirynt fauna - cudowną, magiczną, słodko - gorzką opowieść osadzoną we współczesnych realiach i podaną w osobliwy, przystępny sposób.
|tyt. oryg. Pan's Labirynth: The Labirynth of the Faun, Cornelia Funke & Guillermo del Toro, wyd. Zysk i S-ka, 280 str., 2018, 2019|
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.