Martinowski Ogień i
krew to dwa solidne tomiszcza o dynastii Targaryenów, które
określane są mianem Silmarillionu dla Pieśni lodu i ognia. Nie
odniosę się do tego porównania, bo tolkienowskie dzieło jeszcze
czeka na lekturę, ale podzielić się opinią z lektury historii
smoczego rodu jak najbardziej mogę.
Akcja rozwija się trzysta lat przed wydarzeniami z Pieśni lodu i ognia i jeżeli ktoś rozważa rozpoczęcie przygody z twórczością Martina od Ognia i krwi, to muszę przestrzec, że nie jest to najlepszy pomysł. Co prawda treść obu części o Targaryenach jest fabularyzowana i nie zdradza niczego z historii zapoczątkowanej Grą o tron, to jednak trzeba mieć o Westeros pewne pojęcie (chociażby dlatego, że książkach mapy brak, a tekście mnóstwo jest odniesień do geograficznych krain i ważnych miejscówek) i trochę w temacie „siedzieć”. Ja z oporem zabierałam się za te książki, bo słyszałam, że to kronikarstwo w które bawi się Martin piórem arycymaestera Guldayna nie jest twórczością rodem z najwyższej półki, a z drugiej strony Targaryenowie to jeden z ciekawszych rodów w martinowskim uniwersum. I od samego początku przepadłam, ciesząc się, że mam w głowie mapę Westeros i orientuję się w jakim rejonie znajduje się siedziba rodu.
Ogień i krew jest kroniką, a zatem trochę takim podręcznikiem historii – tak przynajmniej odebrałam całokształt, w którym sukcesywnie rok po roku (mniej więcej) dowiadujemy się o poczynaniach władców, z których pierwszym był Aegon Zdobywca. W Ogniu i krwi zawarto wiele ciekawych wątków, które są typowymi problemami związanymi z panowaniem dynastii – czy to kwestie sukcesji i dziedziczenia czy wydawania kolejnych dekretów odnośnie płacenia podatków. Ciężko powiedzieć, czy całokształt jest epicki – zawiera w sobie niewątpliwie takie elementy, ale w gruncie rzeczy w większości przypadków opisywane wydarzenia to królewsko – szlacheckie przepychanki.
Sam ród Targaryenów został ukazany w różnych odcieniach – z jednej strony jako dynastia silna, bezwzględna i bezpardonowo zagarniająca dla siebie podbite tereny, a z drugiej, ludzkiej strony, walcząca o lepszy byt dla swoich poddanych. Wiele imion zapada po lekturze w pamięci. Podział na dwa tomy rysuje się w następujący sposób – pierwszy z nich to historia podboju Westeros i panowania (długiego i dość stabilnego) Jaeherysa I i Dobrej Królowej Alysanne, natomiast druga część to chaos i konsekwencje wynikłe z Tańca smoków oraz walki o żelazny tron. Oba tomy mają wiele do zaoferowania, bo czyta się naprawdę dobrze, język jest przystępny, a wydarzenia opisane w obu częściach interesujące. Trochę różnią się oba tomy tempem i nic dziwnego, biorąc pod uwagę przytoczoną przed momentem tematykę. To ten moment, w którym każdy znajdzie w tej historii coś dla siebie. Pierwsza część jest nieco bardziej stonowana od drugiej, ale w tej drugiej da się znaleźć kilka interesujących smaczków i zagrywek nieco nawiązujących do akcji w Pieśni lodu i ognia. Osobiście po przeczytaniu Ognia i krwi trochę zmieniłam stosunek do wydarzeń z głównej sagi – i za tę złożoność i niejednoznaczność kocham sagę Georga R. R. Martina.
Jeżeli czegokolwiek brakuje mi w tej historii, to, o dziwo, samych smoków. Owszem, są, Targaryenowie na nich jeżdżą, atakują i budują wokół nich rodowe tradycje, ale jednak zabrakło mi ukazania tych zwierząt jako gatunku. Są jakieś wzmianki o tym, co smoki porabiają, ale jednak nie wiele. Wydaje mi się natomiast, że jak na gatunek zwierząt iście nietypowy powinien wzbudzić więcej zainteresowania maesterów i innych poddanych.
Ogień i krew niewątpliwie mnie usatysfakcjonowały, a doskonałe ilustracje zdobiące oba tomy i drzewo genealogiczne rodu ułatwiają i uprzyjemniają lekturę. Poza tym dostajemy nie tylko historię Targaryenów, ale i powiązań między najważniejszymi rodami Westeros znanymi z głównej sagi. Dla tych, którzy czytali Pieśń lodu i ognia i się nią (oraz serialem) zachwycili nie widzę innej opcji, jak po Ogień i krew czym prędzej sięgnąć.
|tyt.oryg. Fire and Blood vol. I, Fire and Blood vol. II, George R. R. Martin, wyd. Zysk i S-ka, 604 str, 505 str., 2018, 2018|
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.