Cudzoziemiec w Olondrii (Sofia Samatar)

Sięgam po Ucztę wyobraźni, gdy potrzebuję solidnej, wciągającej lektury. Ostatnia dokładnie taka była, bo moje spotkanie ze Zrodzonym okazało się niesamowitą przygodą w niepowtarzalnym klimacie. Podobnych efektów spodziewałam się po Cudzoziemcu w Olondrii, który zapowiadał przygodę w wymyślonej przez autorkę krainie i to jeszcze z wykorzystaniem motywu ducha i opętania. Pomysł na fabułę był świetny, ale wykonanie... A zaczęło się tak dobrze.

Jevic jest synem hodowcy pieprzu, jednak ciągnie go w nieznane. Chce dotrzeć do krainy, o której czyta, marzy i śni (również za sprawą nauczyciela stamtąd pochodzącego), a sposobność ku temu nadarza się w nietypowych okolicznościach - bohatera zaczyna nękać anioł, który sprowadza na niego wizje i jedynym wyjściem jest odnalezienie ciała istoty.

Sofia Samatar posługuje się takim stylem, że od razu może zniechęcić czytelnika nastawionego na dynamiczną akcję. Do takich momentów w Cudzoziemcu w Olondrii dochodzi rzadko i co prawda fundują mało spektakularny zwrot akcji, ale nie to jest najważniejsze w przypadku prowadzenia fabuły. Autorka wyprawia naszego bohatera w podróż (dlatego też wykorzystałam tę książkę do motywu drogi w Wakacyjnym maratonie czytelniczym) i można poczuć ekscytację na myśl o tym, do jakich krain dotrze Jevic, ale w wielu momentach czytelnik musi obejść się smakiem.

Zapoznawanie się ze stylem autorki przywiodło mi na myśl cudowne książki Catherynne M. Valente, które są na samym szczycie mojego rankingu najpiękniejszej literatury, z jaką miałam styczność i liczyłam, że Samatar pretendowała do tej samej półki. Myliłam się, ponieważ w jej opisach pojawia się całe mnóstwo bezsensownych rzeczy, które nic nie wznoszą. Miało być poetycko, wyszło tak, jakby każdy jeden kant stołu miał swoją duszę, która woła o zrozumienie.

Innym problemem powieści, jaki dostrzegam jest nieproporcjonalna objętość w stosunku do świata wykreowanego przez autorkę. Jego różnorodność, o której tak gęsto się pisze i bogactwo sprawiają, że trzysta trzydzieści stron to zdecydowanie za mało, żeby tę Olondrię upchnąć i opisać. Może sama historia Jevica tyle, a nawet mniej zajmuje, ale kreując taki świat autorka mogłaby pokusić się o nieco bardziej stonowane i stopniowe wprowadzanie w niego czytelnika.

Nie ulega wątpliwości, że przy tym tomie Uczty wyobraźni się rozczarowałam. Owszem, lekko mistyczny klimat w powieści się pojawia, ale jego znaczna część rozmywa się w wśród ciągnących się i rozdrobnionych opisów mało istotnych rzeczy. Łapałam się na tym, że zapominam co tak naprawdę stanowi główny wątek powieści, a ciekawiąca mnie miejscami przyszłość głównego bohatera tak szybko zostawała rozmyta przez liczne dygresje i historię "mijanego na zakręcie drzewa". Zwolennicy takiej narracji jak najbardziej się znajdą, a i specyficzna budowa historii będzie miała swoich fanów, którym zazdroszczę, że lektura nie okaże się aż taką męką, jaką była dla mnie.

|tyt. oryg. A stranger in Olondria, Sofia Samatar, wyd. Mag, 334 str., 2013, 2014|

Komentarze