Sięgam po Ucztę wyobraźni, gdy potrzebuję solidnej, wciągającej lektury. Ostatnia dokładnie taka była, bo moje spotkanie ze Zrodzonym okazało się niesamowitą przygodą w niepowtarzalnym klimacie. Podobnych efektów spodziewałam się po Cudzoziemcu w Olondrii, który zapowiadał przygodę w wymyślonej przez autorkę krainie i to jeszcze z wykorzystaniem motywu ducha i opętania. Pomysł na fabułę był świetny, ale wykonanie... A zaczęło się tak dobrze.
Jevic jest synem hodowcy pieprzu, jednak ciągnie go w nieznane. Chce dotrzeć do krainy, o której czyta, marzy i śni (również za sprawą nauczyciela stamtąd pochodzącego), a sposobność ku temu nadarza się w nietypowych okolicznościach - bohatera zaczyna nękać anioł, który sprowadza na niego wizje i jedynym wyjściem jest odnalezienie ciała istoty.

Zapoznawanie się ze stylem autorki przywiodło mi na myśl cudowne książki Catherynne M. Valente, które są na samym szczycie mojego rankingu najpiękniejszej literatury, z jaką miałam styczność i liczyłam, że Samatar pretendowała do tej samej półki. Myliłam się, ponieważ w jej opisach pojawia się całe mnóstwo bezsensownych rzeczy, które nic nie wznoszą. Miało być poetycko, wyszło tak, jakby każdy jeden kant stołu miał swoją duszę, która woła o zrozumienie.
Innym problemem powieści, jaki dostrzegam jest nieproporcjonalna objętość w stosunku do świata wykreowanego przez autorkę. Jego różnorodność, o której tak gęsto się pisze i bogactwo sprawiają, że trzysta trzydzieści stron to zdecydowanie za mało, żeby tę Olondrię upchnąć i opisać. Może sama historia Jevica tyle, a nawet mniej zajmuje, ale kreując taki świat autorka mogłaby pokusić się o nieco bardziej stonowane i stopniowe wprowadzanie w niego czytelnika.
Nie ulega wątpliwości, że przy tym tomie Uczty wyobraźni się rozczarowałam. Owszem, lekko mistyczny klimat w powieści się pojawia, ale jego znaczna część rozmywa się w wśród ciągnących się i rozdrobnionych opisów mało istotnych rzeczy. Łapałam się na tym, że zapominam co tak naprawdę stanowi główny wątek powieści, a ciekawiąca mnie miejscami przyszłość głównego bohatera tak szybko zostawała rozmyta przez liczne dygresje i historię "mijanego na zakręcie drzewa". Zwolennicy takiej narracji jak najbardziej się znajdą, a i specyficzna budowa historii będzie miała swoich fanów, którym zazdroszczę, że lektura nie okaże się aż taką męką, jaką była dla mnie.
|tyt. oryg. A stranger in Olondria, Sofia Samatar, wyd. Mag, 334 str., 2013, 2014|
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.