Po dłuższej przerwie w lekturze serii wydawniczej Artefakty wracam do bardzo konkretnego i wręcz rozchwytywanego wznowienia, a mianowicie do 451 Stopni Fahrenheita, które w treści swej zawierają i opisują iście koszmarną wizję - świat bez książek.
Bradbury w swej krótkiej powieści całkiem sprawnie i chwilami poetycko prezentuje realia przyszłości, w której technologia zdominowała ludzkie życie i to dosłownie. Nie ma miejsca na chwilę refleksji nad zadrukowaną broszurą, za to ludzie z tego świata żyją sylwetkami z kolorowych ekranów. Ale autor obowiązujący w jego powieści zakaz czytania, a nawet posiadania książek traktuje jako punkt wyjścia do spekulacji na temat natury człowieka, humanizmu i funkcjonowania w świecie pozbawionym tradycyjnego druku.
Na pierwszym planie czytelnik obserwuje losy strażaka, którego zawodowym obowiązkiem jest zapobiegać zagrożeniu, jakie stanowią książki. Gdy jego oddział dostaje wezwanie, Guy wraz z dowódcą i innymi członkami rusza, by uratować świat od literatury - zalać naftą, spalić i doprowadzić do tego, by nie pozostał nawet jeden niedopalony skrawek papieru. Bohater ma ułożone życie, a jego żona całymi dniami czerpie radość z oglądania telewizyjnych programów na wielkich ekranach. Jedno spotkanie ten constans zakłóca i od tej pory Guy zaczyna zastanawiać się, czy to, co do tej pory miał nie jest jedynie skrawkiem i czy tak naprawdę nie powinien pragnąć czegoś więcej, rozważyć istnienie alternatyw dla pozbawionej refleksji codzienności nastawionej na czerpanie z płytkiej, prostej rozrywki.
Lektura ma niewątpliwie przygnębiający wydźwięk. Czuć to nie tylko w klimacie świata wykreowanego przez Bradbury'ego, ale też w sylwetkach bohaterów. Na uwagę zasługuje postać Mildred, żony głównego bohatera, która jest na wskroś irytującą bohaterką - taką, jaką właśnie miała być. Rozmowy prowadzone między małżonkami często są dosłownie o niczym, pełnią rolę zwykłych komunikacyjnych zapchajdziur. Mildred ze swoimi znajomymi też w zasadzie głównie prawi o niczym, a Guy z zakazaną książką, którą ocalił od spalenia pozostaje osamotniony w świecie pogardy dla literatury.
Jeżeli coś mi w tej powieści nie zagrało, to trochę mało rozbudowany koncept. Świat, w którym posiadanie książek jest zbrodnią to świat, w którym wszelka wiedza nie może zostać utrwalona. Zastanawiałam się w czasie czytania, w jaki sposób to społeczeństwo było w stanie się rozwinąć. Owszem, autor wspomina o edukacji dzieci przez ekrany, ale mimo wszystko wydaje mi się to niedopracowane. Ponadto nie do końca przemówiła do mnie poetyckość stylu Bradbury'ego. Niczym nie zachwycała, a chwilami budziła wątpliwości co do jakości. Na szczęście za mocno mnie to nie uwierało i tylko chwilami zastanawiałam się nad kompozycjami językowymi.
Autor podsuwa czytelnikowi kilka powodów do zastanowienia się nad tym, w którą stronę podąża świat nastawiony na prostą, nie wymagającą myślenia rozrywkę, coraz mniejsze przywiązywanie wagi do roli literatury i wreszcie pytanie o to, czym jest człowieczeństwo. Objętością trochę zawodzi i nie dopowiada pewnych kwestii, ale kreuje ciekawe sylwetki bohaterów bazując na kontraście postaci. To jedna z tych powieści, nad którą każdy powinien nieco się zastanowić, więc jakby nie było zachęcam do sięgnięcia.
|tyt. oryg. Fahrenheit 451, Ray Bradbury, wyd. Mag, 158 str., 1953, 2018|
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.