Piraci kojarzą się z przygodą. Z okazji rozpoczęcia się lata postanowiłam sięgnąć po coś lżejszego, co zafunduje mi przede wszystkim rozrywkę, a że z krótką formą jestem za pan brat, postanowiłam z bibliotecznej półki zgarnąć Czarną banderę Jacka Komudy.
Czarna bandera to zbiór opowiadań, dokładnie sześciu traktujących o szeroko pojętym piractwie. Są to historie znikomo ze sobą powiązane, bo tylko w jednym czy dwóch przypadkach fragmentarycznie wspomina się o epizodach z wcześniejszych opowiadań. Niemniej jednak, ciężko polecać wybiórczą lekturę. Tematykę w klimatach pirackich Komuda też porusza różnorodną - mamy historię tajemnic zatopionego statku, pojawiają się elementy fantastyczne w postaci więzionych demonów czy też obserwujemy załogę okrętu przewożącego nielegalnie czarnoskórych niewolników. Akcja dzieje się gdzieś w okolicach XVII wieku, za to w różnych lokacjach, przez co nie przywiązujemy się specjalnie do jednego miejsca.
Wspominałam o elementach fantastycznych, które pojawiają się w opowiadaniach. Owszem, są, ale ewidentnie autor posłużył się nimi jako dodatkiem do historii, a nie podstawą dla fabuły. Niemniej jednak pojawia się kilka ciekawych rozwiązań, a w połączeniu z wartką akcją i dynamiką nie mogę nie wspomnieć o tym, że Czarna bandera to zbiór idealny na wakacje.
Miałam w czasie lektury dwa zarzuty do tego, co zaproponował czytelnikom Komuda. Po pierwsze, bohaterowie raczej nie są kreowani tak, by styczność z nimi zaowocowała większą sympatią. Pojawiając się an scenie i będąc nieodłącznym elementem fabuły tak naprawdę nie sprawiają, że nam na nich zależy. W tych sześciu tekstach jedynie w dwóch postacie się wyróżniły - w jednym mamy do czynienia z próbą odzyskania dobrego imienia zmarłego, w dodatku w dość nietypowy sposób. Jak na historie w klimacie, jakby na to nie patrzeć, łotrzykowskim, jest to dosyć nietypowa zagrywka. Drugi wyjątek to specyficzna przemiana bohatera i to w kierunku, którego nie do końca można się spodziewać - nawet inaczej, w dość konkretny sposób przecząca powszechnym schematom. Wydaje mi się, że właśnie te dwa teksty najbardziej zapadną mi w pamięć.
Inną kwestią, która nieco mnie męczyła, to żeglarski slang, którego autor nie objaśniał, a ja intuicyjnie musiałam wyobrażać sobie, czym jest forkasztel, greting czy inne tego typu pojęcia, o których pierwszy raz czytałam w środku bitwy między dwoma załogami. Trochę było w tym niewygody, a jeden jedyny raz, kiedy zdecydowałam się na sprawdzenie jakiegoś słowa w wyszukiwarce, jedynie wybijałam się z lektury i nie zapamiętywałam w zasadzie dokładnie, o co chodzi. Do tekstu wkradały się też niestety czasami błędy logiczne, w niektórych fragmentach redaktor musiał przysnąć lub pominąć w ogóle wnikliwą lekturę.
Opowiadania Jacka Komudy to, pomijając powyższy akapit bardzo przyjemna lektura. Czarna bandera oferuje czytelnikowi dynamiczną przygodę, w dodatku teksty autora sugerują, że lubi on historię i ze szczegółami oddaje realia dawnych czasów. Niemniej jednak jest to lektura niezobowiązująca - fabuły wszystkich sześciu tekstów jestem w stanie odtworzyć z pewnym wysiłkiem, choć czytać zakończyłam ze dwa tygodnie temu. Cieszę się, że poznałam kolejnego polskiego twórcę fantasy - niewątpliwie sprawdzę inne tytuły od Komudy.
|tyt. oryg. Czarna Bandera, Jacek Komuda, wyd. Fabryka słów, 370 str., 2014r.|
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.