W kwestii mitologii skandynawskiej byłam tak zielona, że nie zauważałam nawet oczywistych do niej nawiązań w książkach epizodycznie nią inspirowanych. Teraz, za sprawą jednego z Inklingów, Rogera Lancelyna Greena jestem już trochę mniej zielona i nie pozostaje mi nic, jak tylko cieszyć się z tego faktu.
Mity Skandynawskie to zbiór piętnastu opowieści spisanych przez Greena, który stworzył je na podstawie dostępu do Eddy Starszej, która jest pieśnią i Eddy Prozaicznej napisanej przez Snorriego. Green w swego rodzaju przedmowie tłumaczy czytelnikowi, jak z materiału korzystał i gdzie pojawiły się ewentualne braki.
Co mogę napisać o samych mitach? Są skonstruowane jak klasyczne opowieści tego rodzaju. Pozwalają poznać czytelnikowi historię Asów i Olbrzymów z nieco mniejszą rolą gatunku ludzkiego i zrozumieć, jak kształtowały się dość burzliwe relacje między nimi. Green rozpoczyna historią o Yggdrasill - drzewie świata (i pierwszym dowodzie na to, że nic nie ogarniałam do tej pory. Statek u Simmonsa nazwany został Yggdrasillem, ale nie przyszło mi do głowy, że to też może być inspiracja). Dowiadujemy się, jak powstał Asgard i Midgard i rozpoczynamy przygodę w typowy sposób - dowiadując się jak to wszystko się zaczęło. Tworzenie się świata w mitologii skandynawskiej wypada ciekawie, tak, że od razy można się w lekturę wciągnąć.
Miałam dwa podejścia do Mitów. Z prostej przyczyny - za pierwszym razem przysłowiowo odbiłam się od tekstu, który był tak nieporadnie sklecony, że nie byłam w stanie przebrnąć przez dwa krótkie akapity, w których jeden wers nie kleił się drugiego i nie rozumiałam, o czym czytam. Odłożyłam książkę i to na parę miesięcy i stwierdziłam, że spróbuję się przebić przez ten fragment innym razem, ale nie zmienia to faktu, że do lektury się zraziłam.
Wydaje mi się, że w tym konkretnym przypadku jest to kwestia konstrukcji narracji. Posiłkując się starymi, czasem wybrakowanymi zbiorami Green o elemencie ważnym dla danej historii wspomniał na podstawie tego, do czego miał dostęp i tym sposobem dał nam też takie szczątkowe informacje. Do tego niewątpliwie trzeba się trochę w książce przyzwyczaić. Tak więc Mity Skandynawskie mogą być dobrym źródłem podstawowej wiedzy w zakresie wierzeń i opowieści z północy, ale trzeba się przebić przez tę pierwszą (boleśnie ciekawą i trudną do czytania) historię i później już trochę łatwiej przyswajać kolejne.
Cieszę się, że uzupełniłam kilka luk w mojej wiedzy dzięki Mitom. Jakoś tak podświadomie kibicowałam Lokiemu, śmiejąc się z jego kolejnych przygód oraz prób przechytrzenia Asów, a i czasem stałam za Olbrzymami. Te opowieści działają na wyobraźnię. Nie brak tu kilku naiwnych czy nadmiernie uproszczonych zagrywek, ale umówmy się, konwencja mitu tego nie uniknie. I niewątpliwie wynagrodzi niesamowitymi wydarzeniami opisanymi w swej treści wspomniane niedogodności.
|tyt. oryg. Myths of The Norsemen, Roger Lancelyn Green, wyd. Zysk i S-ka, 266 stron, 1960, 2017|
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.