Ziemie jałowe (Stephen King)


Cykl Mrocznej wieży Kinga to twór określany mianem fantastyki, ale nie ma nic wspólnego z klasycznymi klimatami tego gatunku. Myśląc o fantastyce dosyć często na myśl przychodzą rycerze, miecze i smoki. King może i stawia na klasyczne "zebranie drużyny" i wyruszenie na misję, ale na tym kończy się podobieństwo z wieloma wypróbowanymi przez twórców motywami wędrówki. 

Dzięki drugiemu tomowi Mroczna wieża wpakowała się do grona moich ulubionych serii i po części wiedziałam, że tak będzie już przy lekturze Rolanda. Ziemie jałowe kontynuują wędrówkę rewolwerowca i jego towarzyszy, ale zebranie drużyny, które rozpoczęło się w poprzednim tomie w Ziemiach jałowych jest w pewnym sensie dokończone. Poznajemy trochę więcej świata pośredniego, czyhających w nim niebezpieczeństw (homarokoszmary to był dopiero początek!) i przede wszystkim kontynuujemy poszukiwania Mrocznej wieży. King stawia na rozwój relacji między bohaterami, pojawiają się pewne zgrzyty i rozłamy, a i doświadczymy, pomimo tego, że to fantasy, sporej ilości elementów klimatycznej grozy, a czasem również i trochę grozy w wydaniu bardziej obrzydliwym. Takie zabiegi u Kinga sobie cenię - co ciekawe, w serii powieści o Rolandzie aura strachu i niepewności wychodzi autorowi lepiej niż w niejednym horrorze. Możliwe, że jest to kwestia umiejscowienia akcji - w świecie, który dopiero otwiera przed czytelnikiem swoje podwoje. Tak na myśl mi przyszło, że w zasadzie podczas tej wędrówki Rolanda, Eddiego i Susannah jesteśmy zdani na wyobraźnię Kinga, a to może wróżyć coś... interesującego, właśnie dzięki wyrwaniu fabuły ze świata znanego nam na codzień.

Co jest, że świat pośredni to nie radosna kraina elfów, w której każda polana jest piękniejsza od poprzedniej, a ja i tak zakochałam się w tym uniwersum? Nie wiem. Trochę mogłabym po marudzić na gadulstwo Kinga i dorzucanie nie zbyt wielu, ale jednak obecnych, fragmentów, które nic nie wnoszą. Ale tylko wspomnę o tym, że je wyłapałam i na tym poprzestanę, choć robię się na takie elementy w powieściach coraz bardziej cięta. Ta część akcji, która była osadzona w naszych realiach trochę mnie wynudziła i tylko liczyłam strony do końca rozdziału...

Uniwersum Mrocznej wieży jest specyficzne i świat ten nie każdemu przypadnie do gustu, ale sądzę, że warto tej serii dać więcej niż jedną szansę i nie zniechęcać się po zapoznaniu się z nie do końca przekonującym tomem pierwszym. Dziać zaczyna się trochę później, gwarantuję.

W Ziemiach jałowych czuć, że jeszcze wiele jest do odkrycia. Co prawda Roland uchyla parę rąbków tajemnicy, ale nadal nie wiemy wszystkiego i to jest świetne. Dalszy rozwój akcji został jako tako nakreślony przez autora, ale w stopniu mało szczegółowym, a co za tym idzie, budzącym ciekawość. Mam ogromną nadzieję, że w Czarnoksiężniku będzie się dużo działo, bo objętościowo pokonuje on Ziemie jałowe i liczę na to, że szybko i nieodwracalnie się wciągnę.

|Stephen King, tyt. oryg. The Waste Lands, wyd. Albatros, 557 stron, 1991, 2017 - I wydanie kieszonkowe|

Komentarze