Endymion (Dan Simmons)


Wątpliwości nie ulega fakt, że Simmons tomami o Hyperionie mnie kupił. Do Endymiona podchodziłam z rezerwą, z dwóch powodów. Słyszałam jeszcze przed lekturą, że odbiega on poziomem od tego, co autor zaprezentował w poprzednich książkach. Po drugie, doskonale pamiętam jakie wrażenie wywołało na mnie czytanie Upadku Hyperiona. Uznałam poziom tamtego tomu za niemożliwy do przeskoczenia, ale też nie spisywałam Simmonsa na straty. Gdyby udało mu się podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej. Wyśpiewywałabym peany na jego cześć. Nie wyśpiewuję.

Fabułę Endymiona Dan Simmons skonstruował wokół pościgu kościelnej organizacji Pax za Eneą, córką jednej z postaci znanych z dylogii hyperiońskiej. Towarzyszą jej żołnierz - Raul Endymion i android A. Bettik. Trójca ta wyrusza na międzyplanetarną misję, nie tylko uciekając przed Paxem, ale też dążąc do zrealizowania "listy zadań", którą Raul dostał od pewnego ekscentrycznego osobnika.

Moja przygoda z Hyperionem swoją świetność zawdzięcza nie tylko dynamicznej akcji, ale też świetnym postaciom, których w Endymionie mi zabrakło. Raul jest bardzo ciekawą postacią, podobnie odebrałam kreację ojca-kapitana de Soyi, do którego przez dłuższy czas musiałam się przekonywać. Natomiast Enea wydała mi się bardzo odrealnioną bohaterką, za zasadzie - ja wiem więcej niż wy, nie do końca to rozumiem, ale macie mnie chronić. Ponadto jej relacja z Raulem w żadnym stopniu mnie nie zaciekawiła, ale też zrzucam to trochę na karb tego, że jest potomkinią postaci, której w Hyperionie też nie lubiłam. Jaki rodzic takie dziecko. Dostrzegam jednak szansę na rozwój zarówno sylwetki Enei jak i jej wątku w kolejnym tomie.

Bardzo podoba mi się wszechstronność warsztatu Simmonsa. W Hyperionie zaprezentował konwencję szkatułkową, skomponował historię, na którą składały się krótsze opowieści. W Upadku mieliśmy do czynienia z regularną akcją, poprowadzoną w różnych perspektyw, bardzo dynamiczną i też dzięki temu najlepiej trafiającą do czytelnika (a na pewno bardziej przekonującą niż to, co działo się w pierwszej części). Endymion to kolejna nowość - akcja poprowadzona dwutorowo opowiadana jest z perspektywy Raula, w formie zapisów w pamiętniku. A także, drugim torem, w czasie teraźniejszym z perspektywy kapitana de Soyi. Uważam to za świetne rozwiązanie, ale w przypadku pisarza, który pisać potrafi. Simmons potrafi. Endymion jest kolejną dylogią, którą jednak czytać można tylko po zapoznaniu się z treścią Hyperiona. Również w tym przypadku widać, że ten pierwszy tom to wstęp do obszerniejszej całości, że dopiero w drugiej części wiele rzeczy się powyjaśnia. Simmons nie pomija w swoich książkach kwestii sporego upływu czasu, widać to w użytkowaniu technologii i wiedzy, którymi posługują się bohaterowie.

Ostatni punkt, z powodu którego nieco ubolewam to Dzierzba. Pojawia się epizodycznie, ale wiele stracił w porównaniu z tym, co przedstawił Simmons w Hyperionie. Tajemniczy stwór już nie przeraża aż tak bardzo, nie odpowiada za elementy grozy, które tak świetnie budowały klimat w poprzednich książkach. Zdaję sobie sprawę, że ta opinia opiera się na porównaniu do Hyperiona, ale na tym też ją zbudowałam - na wrażeniach z lektury poprzednich dwóch i opisywanej tu książki. Również jestem przekonana, że Triumf Endymiona więcej wyjaśni też w kwestii Dzierzby.

Nie mogę nie wspomnieć o kreacji lokacji, do których wysłał bohaterów w Endymionie Dan Simmons. W tej kwestii jego wyobraźnia zachwyca, a ja marzę o tym, by dostać się kiedyś na Mare Infinitus, żeby poobserwować wśród fioletowych fal tęczowe rekiny. Finalnie jestem pod pewnymi kątami z tej części zadowolona, pod pewnymi zawiedziona, ale po części się tego spodziewałam i nawet nie mam wyrzutów sumienia, że zrobiłam sobie przed samą końcówką książki przerwę na przeczytanie innej. Simmons pisze dobrze i tak, ale wątpię, że Triumf Endymiona przebije Upadek Hyperiona.

|tyt. oryg. Endymion, Dan Simmons, wyd. Mag, 672 strony, 1996, 2018, cykl: Hyperion|

Komentarze