Atlas Tolkienowski

źródło

Uwielbiam twórczość J. R. R. Tolkiena i nie powinno to być zaskoczeniem dla nikogo, kto od paru miesięcy mój blog odwiedza. Co prawda upłynęły dwa lata odkąd zakończyłam lekturę Władcy pierścieni (co dawkowałam sobie z częstotliwością jednego tomu na ok. 1,5 roku i tak, wiem, że z tym podziałem na tomy to jest różnie gdy o Władcy mówimy). Z okazji tego, że w kwietniu byłam na maratonie filmowym Władcy pierścieni na nowo zatliła się we mnie tęsknota za cudownym światem Śródziemia. I oto jej efekt - lektura jednej z najwspanialszych pozycji ostatnich miesięcy - Atlas Tolkienowski.

David Day stworzył swego rodzaju kompendium po tolkienowskim świecie, choć żaden z elementów Atlasu nie jest licencjonowany przez spadkobierców J. R. R. Tolkiena czy też przez towarzystwo Tolkien Estate o czym znajduje się informacja na samym początku opracowania. Czy to w jakikolwiek sposób ujmuje temu dziełu? Moim zdaniem ani trochę.

Treść Atlasu jest ułożona chronologicznie, a rozpoczyna się od momentu stworzenia Śródziemia. Dowiadujemy się o tym, jakie rasy powstały pierwsze, co wydarzyło się w czasie ich panowania, jesteśmy świadkami praktycznie zarania historii gdy mowa o tolkienowskim uniwersum. Wszystko jest bardzo rzeczowo opisane i nawet jeśli z niektórymi imionami czy nazwami miejsc ma się styczność pierwszy raz (co mi się zdarzało w niektórych przypadkach) to i tak w mig można zrozumieć o co chodzi. W Atlasie znajduje się też coś na zasadzie kalendarium, które pokazuje dokładnie jak wiele czasu upłynęło między najważniejszymi wydarzeniami i (co dość oczywiste a jednak pomocne) pozwala umiejscowić wszystko chronologicznie.

Pod obwolutą...
David Day posługuje się bardzo przystępnym językiem i dzięki temu lektura nie nuży. Pamiętajmy, że jest to Atlas. Czytanie go od dechy do dechy to przyswajanie cały czas coraz to nowych informacji, kolejne wydarzenia, które układają się w historię. Taka forma może zmęczyć i w tym miejscu warto wspomnieć o tym, dla kogo taki Atlas by się nadawał. Otóż, w co nie wątpię, na pewno dobrze będzie się go czytało fanom świata tolkienowskiego. Najlepiej, by było to już po lekturze Władcy Pierścieni, choć, co bardzo istotne, David Day w żadnym wypadku nie zdradza czytelnikom treści przygód Froda, jedynie sygnalizuje, że pewne wydarzenia miały miejsce. Jest też o tym wspomniane w przedmowie, więc jeżeli fascynuje Was świat Śródziemia, ale Władcy jeszcze nie znacie - czy to w ogóle, czy w całości, sięgnąć możecie. Dzięki Atlasowi widać, jak małym wycinkiem tego uniwersum jest historia wyprawy Froda do Mordoru. W moim przypadku lektura opracowania autorstwa Davida Daya zaostrzyła apetyt na Silmarillion, który czeka od ponad roku na lekturę. W końcu się doczeka.

Jeżeli w ogóle Tolkiena nie znacie i uważacie, że dobrze byłoby spróbować tego świata właśnie poprzez lekturę Atlasu, to odradzam. Mimo wszystko wydaje mi się, że lepiej poznawać cuda Śródziemia "w praniu", poprzez lekturę oryginału, a nie, jakby na to nie patrzeć, dodatku do tego, co stworzył Tolkien.

Pod kątem wydania jestem zachwycona Atlasem. Nie lubię książek z obwolutą, ale w tym przypadku jestem w stanie na to przymknąć oko, tym bardziej, że grafika z obwoluty bardziej do mnie przemawia niż ta z okładki. Jestem naprawdę szczęśliwa z posiadania tej książki na półce (pozdrowienia dla przyjaciółki, która sprezentowała mi Atlas na Gwiazdkę!) i uważam, że znakomicie uzupełnia ona moją kolekcję publikacji tolkienowskich i około tolkienowskich. Grafiki zawarte wewnątrz zachwycają bogactwem i głębią kolorów, a także klimatem. Nie chciałam kończyć lektury Atlasu i pewnie nie raz jeszcze do niego sięgnę, czy to do fragmentów, czy do całości.


Komentarze