W domu

Źródło

Tajemnica sprzed dekady. Zaginięcie dwóch małych chłopców doprowadziło na skraj załamania ich rodziny, które przez kolejne dziesięć lat nie mogły pogodzić się ze zniknięciem sześciolatków. I wtem, niespodziewanie, po tak długim czasie jeden z poszukiwanych chłopców jest widziany w Londynie.

Harlan Coben od lat cieszy się ogromną popularnością, w dodatku na całym świecie. I ani trochę mnie to nie dziwi. Sama poznałam jego twórczość lata temu i od razu zaiskrzyło. Co więcej, część jego dorobku literackiego z pewnością znacząco ukształtowała moje gusta gdy mowa o literaturze kryminalnej, czy też thrillerach.

W domu to jedenasty tom przygód Myrona Bolitara. Nie czytam książek z udziałem tego bohatera chronologicznie, raczej sięgam po nie na wyrywki i jednak rzadko, bo z dziewięciu tytułów autorstwa Cobena, które mam na koncie tylko dwa są o Myronie. Już przy pierwszej styczności z jego postacią stwierdziłam, że autor kreuje go na wyrazistego bohatera, który lubi operować humorem, w dodatku w dość ironicznym wydaniu. Nie zmienia się to też i w najnowszej powieści, bo żarty Myrona nadal się trzymają, a chwilami wykraczają poza granice tolerancji, przynajmniej mojej.

Oprócz duetu Win i Myron w książce mamy możliwość zapoznania się z dwoma wizerunkami załamanych rodzin. Obie matki cierpią po stracie swych dzieci i to na dwa różne sposoby. Coben z wyjątkową sprawnością szkicuje charaktery swych bohaterów. Bardzo szybko zaznajamia czytelników z charakterami poszczególnych postaci i nawet, jeżeli wyłaniają się wśród jego autorskich poczynań pewne etykietki czy kontrasty, to jedynie dla uczynienia lektury wygodniejszą. Za ten brak zbędnego skomplikowania uwielbiam prozę tego autora i nigdy, przenigdy nie zawaham się, czy zabrać jego powieść na wakacje czy jakikolwiek relaksujący wyjazd.

Coben lubi w swoich powieściach zawierać elementy związane ze sportem i to go bardzo wyróżnia. Jasne, Myron ma sportową (koszykarską) przeszłość i dobrze o tym pamiętałam nawet czytając poprzednią z nim książkę lata temu (czyżby prawie dekada od tego czasu upłynęła?). Pojawiają się wzmianki dotyczące tego, jak do obecnego stanu konieczności zawieszenia kariery sportowej Myrona doszło i to też wymaga pochwały. W domu to powieść, którą spokojnie można czytać nie znając innych książek o Myronie, a równocześnie koresponduje z nimi, wspomina o przeszłych epizodach nie zdradzając za wiele, może jedynie wzmagając apetyt na lekturę poprzednich książek o Myronie.

Czy coś mi się nie spodobało? Jedynie w dosyć namolny sposób irytująca partnerka Myrona. Jasne, wyłapałam kontekst, domyśliłam się przeszłości i tego, w jaki sposób relacja bohaterów się układała (choć nie omieszkam tego sprawdzić) i i tak nie polubiłam babki. W jakiś sposób pasuje ona do Myrona, nie przeczę, ale im szybciej kończyły się fragmenty z jej udziałem, tym byłam szczęśliwsza. Z jej osobą wiąże się też nieco cukierkowe i nieco zbyt filmowe zakończenie, przynajmniej gdy mowa o losach tych na stałe występujących w serii bohaterów. Dla równowagi, jako wynagrodzenie odbieram Wina na całkowity plus. W zasadzie dopiero przy okazji lektury W domu dotarło do mnie, jak czarującą i charyzmatyczną postacią on jest. Jego relacja z Myronem to również coś niespotykanego i coś zasługującego na uznanie, więc tym bardziej cieszyłam się nie tylko z występów Wina w książce, ale także z rozdziału napisanego z jego perspektywy. Już nie mówiąc o roli, którą w całym zamieszaniu i śledztwie odegrał.

Pozostaję raczej zwolenniczką książek Cobena bez udziału Myrona, ale i te mnie satysfakcjonują, bo to przecież Harlan. Jego twórczość relaksuje mnie, ale też nie pozwala mi się nudzić bardzo szybko i skutecznie angażując w fabułę, intrygi i zagadki, które próbuję (najczęściej bez powodzenia) rozwiązać. Książki z Bolitarem pragnę nadrobić i tak, kto wie, może moje preferencje odnośnie tego, co Coben pisze ulegną zmianie.

Ocena: 7,5/10

Komentarze