Dziecko Odyna


Ile to już raz można było przeczytać wśród umieszczonych na okładce rekomendacji, że książka, którą właśnie trzymacie w dłoniach jest inna niż wszystkie, wyjątkowa i że wymyka się schematom? Miliony razy. I pytanie kolejne, jak często te obietnice znajdowały odzwierciedlenie w rzeczywistości? Rzadko bądź wcale. Pewnie dlatego, gdy ktoś mi pisze, że mam w dłoniach „wyjątkową powieść” ani trochę się na taką nie nastawiam. I pewnie między innymi dzięki temu w przypadku Dziecka Odyna dałam się zaskoczyć.

Hirka jest dzieckiem Odyna. W odróżnieniu od swoich rówieśników nie ma ogona i sprzedaje wszystkim historię o ataku wilków, który przeżyła w dzieciństwie. Tylko jej przybrany ojciec wie, co zdarzyło się naprawdę. Hirka nigdy tego ogona nie miała, więc nic dziwnego, że przez społeczność ætlingów jest marginalizowana. W krainie Ym,w której rządzi Rada niebawem ma dojść do Rytuału. To wydarzenie decyduje o przyszłości młodych ætlingów, którzy czują Evnę, moc ziemi. Hirka obawia się kompromitacji, ale w rytuale musi wziąć udział, bo inaczej Rada będzie na nią polować. I są jeszcze tajemniczy Ślepi...

Siri Pettersen tworzy swój własny świat, wyimaginowaną krainę Ym. To właśnie mieszkańcy tego świata tak bardzo nie akceptują Hirki i autorka daje to czytelnikowi jasno do zrozumienia. W dodatku główna bohaterka to postać ani trochę nie przekarykatulizowana, bo została wykreowana na dziewczę z charakterem, choć bez przesady. Pomimo tego, że twardo stąpa po ziemi, nie boi się przyznać do swego zagubienia, lęku, a mimo to nie wpada w rolę męczennicy czy heroiny, która stara się wszystkiemu sama zaradzić. Mniej więcej w połowie książki zaliczałam już Hirkę do bardzo wąskiego grona literackich bohaterek, które darzę uwielbieniem.

No dobra, Hirka wypadła pozytywnie, a co z resztą postaci? Nie gorzej! Zarówno pozytywne, jak i negatywne charaktery zdobyły moją sympatię. Te wzmianki o wymykaniu się schematom widać u Pettersen na przestrzeni całej powieści. Bardzo podoba mi się konflikt między Rime (przyjacielem głównej bohaterki) i Ilume, między którymi istnieją zarówno więzy krwi jak i w pewnym sensie konflikt interesów i pojedynek ambicji. To ten rodzaj nieporozumienia, w którym ciężko jest jednoznacznie określić, komu należy się racja. Postać przybranego ojca Hirki, choć nieco zepchnięta na dalszy plan i tak dostaje swoje pięć minut i zdobywa serce czytelników w zasadzie samym oddaniem żywionym do przybranej córki.

Co do elementów magicznych, na początku muszę przyznać, że mam słabość do wszelkich historii, w których nadprzyrodzone moce swe źródło mają w naturze, bądź więzi z nią, ziemią czy po prostu światem przyrody. Pewnie dlatego wszelkie historie typu Pocahontas czy Mój brat niedźwiedź albo Ruda sfora należą do moich ulubionych. Coś o podobnym kształcie znaleźć można w Dziecku Odyna. Evna pochodzi z ziemi i daje ætlingom możliwość przenoszenia się na większe czy mniejsze odległości w powietrzu, w dodatku bohaterowie mogą między sobą wyczuwają, że któryś z nich jej zaczerpnął. W każdym z ætlingów te możliwości mają nieco inną moc i to na tej podstawie Rada decyduje o przyjęciu dzieciaków do szkół. Ponadto magia łączy się nieodmiennie ze światem zwierząt, w przypadku Dziecka Odyna są to kruki, które są objawieniem Widzącego.

Dziecko Odyna to opowieść o akceptacji, o walce z życiowymi trudnościami i to takimi, których bohaterowie sami sobie nie stworzyli. Mamy różnego rodzaju konflikty, trochę stylizowane na rasowe, w których będąca odmieńcem bohaterka styka się z większą bądź (przede wszystkim) mniejszą akceptacją. I to też wzbudza smutek w czasie lektury, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że z Hirką się związałam.

W powieści pojawia się również bardzo nienachalny wątek miłosny, ale pierwszy tom Kruczych pierścieni to zaledwie zaczątek tej relacji, Hirka ma piętnaście lat, a wiek ten rządzi się pewnymi prawami i jasnym było, że gdzieś motywy romantyczne w książce będą musiały się pojawić. Tak jak wspomniałam, są wręcz niezauważalne i warto za to autorkę pochwalić, bo bardzo delikatnie te elementy w całość wkomponowała.

Czy Dziecko Odyna w moich oczach posiada jakieś wady? Owszem. Największym zgrzytem jest dla mnie nieco niedopracowany styl powieści. Jak pewnie z moich wcześniejszych opinii dało się wywnioskować, zwracam bardzo mocno uwagę na ten aspekt. W Dziecku Odyna to niestety kuleje i nie mogę o tym nie wspomnieć, natomiast nie przeszkadza mi to w zachwycaniu się powieścią. Jak zwykle w przypadku książek zagranicznych śmiem twierdzić, że taki a nie inny język jest kwestią przekładu. A także debiutu autorki i liczę na to, że w kolejnych tomach styl ulegnie przynajmniej lekkiej poprawie.

Siri Pettersen wplotła w historię trochę dramatów i to też jej się udało. Czytałam końcówkę ze smutkiem, może nawet gdzieś w kąciku oka zaczęła zbierać się łza. Ale jestem przeszczęśliwa, że na tę powieść trafiłam i że tak bardzo się z nią związałam. Dała mi i smutek i radość i emocje i chyba nawet w jakiejś części trochę zrozumienia, szczególnie w sytuacji, w której znajdowałam się podczas lektury. Równocześnie zaznaczyć muszę, że nie jest to powieść wybitna (bo ile już było historii o wyrzutkach?), a i tak może zachwycić. Bardzo gorąco zachęcam do lektury, bo to dużo bardziej niesamowita historia niż przykładowo czytany w zeszłym miesiącu Dwór cierni i róż. Biorę się od razu za część drugą...

Ocena: 8,5/10

Cykl Krucze pierścienie: 1. Dziecko Odyna, 2. Zgnilizna, 3. Evna

Komentarze