Stranger Things, sezon 1

Źródło

Chciałam rozpocząć ten post meldunkiem na temat tego, jak ostatnio stoję z serialami, ale nie mogę. Bo nie stoję i nawet nie chce mi się tłumaczyć dlaczego. Czas jest, a na pewno sporo jest tego czasu, który marnuję, więc wyjaśnienie, że go nie ma nic nie wnosi do sprawy. Jakby nie było, zdarzają się seriale gwałtownie zdobywające popularność i takie, o których słyszał każdy a przynajmniej znacząca większość ludzi mających stałą styczność z popkulturą. I taką produkcją jest właśnie Stranger Things, którego fabuła zaczyna się bardzo standardowo jak na gatunek grozy, bo w małym miasteczku, w którym znikają mieszkańcy.

Źródło

Głównymi bohaterami są Will (Noah Schnapp), Dustin (Gaten Matarazzo), Mike (Finn Wolfhard) i Lucas (Caleb McLaughlin). Czwórka chłopców zafascynowanych światem fantastycznym (szeroko pojętym), którzy większość czasu, czy to w szkole czy poza nią spędzają razem. To właśnie zaginięcie Willa Bayersa staje się początkiem historii jak i również punktem zapalnym do rozegrania w Hawkins wielu niesamowitych zdarzeń.

Akcja utrzymana jest w klimacie lat 80. co niewątpliwie znajduje wśród widzów grono zwolenników. Przyznam, że bardzo doceniam tę specyficzną atmosferę i przyznać trzeba, że twórcy się postarali. To, na co ja zwróciłam uwagę i to co w mojej ocenie zasługuje na szczególne uznanie to jakby poprowadzenie motywu rozwikłania tajemnicy na trzech poziomach wiekowych. Już tłumaczę o co chodzi - w zniknięcie Willa (i nie tylko) angażują się zarówno jego przyjaciele, jak i rodzice i rodzeństwo. I te trzy zespoły działają niezależnie od siebie. W przypadku każdej z tych ekip jest ciekawie, bohaterowie różnie podchodzą do zaginięć swoich bliskich, na każdym poziomie da się znaleźć swego ulubieńca.

Stranger Things to nie tylko serial grozy z dobrze skonstruowaną fabułą dawkujący skrupulatnie napięcie. W produkcji da się odnaleźć wiele obrazów różnorodnej codzienności. Mamy wgląd w świat zarówno nastolatków jak i dorastających chłopców czy też dorosłych bohaterów. Przy okazji warto nadmienić, że jednak na nieco zbyt wiele pozwalały sobie dzieciaki i nawet przymykając oko na potrzeby fabuły uważam, że pewne akcje czy sceny z powodów logicznych (takich jak choćby rodzicielska kontrola) nie powinny mieć racji bytu. Po prostu kilkukrotnie czujność dorosłych była mocno osłabiona.

Źródło

Nie jestem specjalną ekspertką w kwestii oceniania gry aktorskiej, ale moimi ulubieńcami została na pewno Winona Ryder grająca matkę zaginionego chłopca, Joyce Byers. Bardzo pasuje do klimatu serialu, tego oscylowania na granicy realizmu i tego, co wymyka się akceptacji na poziomie zmysłów. Ponadto polubiłam postać komendanta Hoppera (David Harbour), który swoim zdecydowaniem zdobył moją sympatię. Dziecięce role to również kolejny sukces doboru aktorów, bo żaden z chłopców nie wydawał się za bardzo przerysowaną postacią, a ich pasje i chęć poświęcenia się dla kolegi nie mogą nie ująć widza. Natomiast nastolatki reprezentowane są w bardzo klasycznym ujęciu - jeden zmarginalizowany dzieciak z pasją, a dokładnie brat zaginionego Willa Jonathan (Charlie Heaton) i grupka popularnych uczniów z tzw. szkolną "pierwszą parą" - Nancy (Natalia Dyer) i Steve (Joe Kerry). O ile postać Jonathana bardzo mi przypadła do gustu, bo też nie był on bohaterem przesadnie wyobcowanym, ani też nadmiernie cierpiętniczą postacią o tyle kreacja Nancy w zasadzie mi się nie spodobała. Wydaje mi się jednak, że to taka domena postaci z tego rodzaju nastolatek, dla których najważniejsza jest popularność. Jest to jednak też ten typ bohaterki, która przechodzi przemianę i nie uniknęła tej przemiany również Nancy. Co zdecydowanie poprawiło mój stosunek do jej postaci.

Warto też zwrócić uwagę na ciekawą kreację tajemniczej Jedenastki (Millie Bobby Brown). To dziewczynka o traumatycznej przeszłości i szczególnych zdolnościach, która wplątuje się w okoliczności tych zagadkowych zniknięć a równocześnie jest bohaterem działającym w ukryciu. To tutaj pojawiaj się ten aspekt trochę zbyt mocno uszczuplonej kontroli rodzicielskiej, ale niech będzie, że kupiłam ten motyw. Prawie w zupełności.

Stranger Things w pierwszym sezonie liczy sobie tylko osiem odcinków i dla takiego niecierpliwego widza jak ja to ilość wręcz optymalna. Nie lubię sezonów liczących sobie około dwudziestu i więcej epizodów, bo szkoda mi na to czasu. Niemniej jednak Stranger Things dość wolno się rozkręca i samych elementów grozy, poza przeczuciem, że coś "wisi w powietrzu" jest nie wiele. W mojej ocenie wystarczająco, choć zdecydowanie więcej dzieje się w drugiej połowie sezonu i przez pierwsze odcinki Stranger Things to nic innego jak ładny, nieco niepokojący obrazek. Warto jednak przetrzymać i dać szansę twórcom, tym bardziej, że łatwo się w fabułę wciągnąć i zainteresować losami bohaterów. Jestem na etapie zapoznawania się z sezonem drugim, aczkolwiek kiedy uda się o nim napisać, nie wiem.

Komentarze