Psy z Rygi

Jeżeli chodzi o literaturę spoza mojego sztandarowego gatunku, czyli fantastyki, to błądzę. Chcę czytać inne powieści, ale wybieram tytuły na tzw. czuja albo jak w przypadku Mankella, z polecenia. Nie jest mi z tym źle, bo mam zaufane źródła, na które mogę liczyć no i też bardzo mocno ufam mojej intuicji, na której jeszcze się nie przejechałam. 

Byłam świadoma tego, jakiego rodzaju trafi mi się lektura, gdy sięgnę po Psy z Rygi. Nie spodziewałam się kolejnego Milennium, bo nie samą wielką literaturą człowiek żyje. I tak oto z historią mającą swój początek na mroźnych wodach Bałtyku spędziłam kilka dni nie emocjonując się specjalnie zakończeniem kryminalnej intrygi jednak doceniając surowy urok uchwycony przez szwedzkiego pisarza.

Henning Mankell wydał tę powieść ponad dwadzieścia lat temu i również w tych czasach, schyłku XX wieku osadzona została fabuła. Psy z Rygi to drugi tom o Kurtcie Wallanderze, policjancie pracującym w szwedzkim Ystad, któremu przychodzi rozwiązywać zagadkę dwóch ciał, które przydryfowały w pontonie do wybrzeża małej miejscowości. Tytuł powieści sugeruje akcję rozgrywającą się na Łotwie, toteż w efekcie rozwoju śledztwa tam ląduje śledczy z Ystadu.

To, za co na pewno docenić chcę Mankella, to utrzymanie jego powieści w surowym, ponurym klimacie. Z jednej strony jest to kwestia umiejscowienia akcji - półwysep skandynawski oraz usytuowana nad północnym Bałtykiem Łotwa, a z drugiej posępny nastrój wprowadzany za sprawą przemyśleń głównego bohatera książki, czyli Wallandera. Dzięki temu Psy z Rygi to powieść nadająca się na klimatyczne, nieco melancholijne jesienne wieczory. Oprócz tego Mankellowi udało się zawrzeć w swej powieści odpowiednią dawkę napięcia. Koleje losu Wallandera niepokoją wraz z przemykaniem przez kolejne rozdziały i łatwo jest po prostu zaangażować się w lekturę.

Do warsztatu Mankella mam jednak kilka zarzutów. Oczywiście, wersja polska Psów z Rygi to nie w pełni miarodajny obraz, ale nawet słabsze tłumaczenie nie może być powodem wypadających sztucznie dialogów oraz niekonsekwencji związanych z wypowiedziami postaci. Wygląda to mianowicie tak, że część rozmów zapisano w książce jako normalną partię dialogową, natomiast część z nich to zwyczajne opisy. Jakby nie było, najwięcej informacji zarówno o postaciach jak i o tym, co się z nimi dzieje zazwyczaj czerpie się właśnie z ich wypowiedzi. I tutaj książka kuleje, bo charaktery zostały słabo zarysowane, co widać zarówno po oszczędnych, drewnianych wypowiedziach bohaterów, ale także po przeważających w książce opisach. Pomimo trzecioosobowej narracji ciężko doszukać się informacji o wyglądzie któregokolwiek z bohaterów, nawet tych nowo poznanych, z którym Wallander ma styczność po raz pierwszy. Co więcej, autor w zapisie dialogów nie uwzględnia w ogóle tonacji, pauz, wykrzykników i co za tym idzie, czytamy po części suche kwestie, które mogliby zinterpretować, po swojemu odgrywający konkretne postacie aktorzy.

Inna kwestia, która trochę szwankuje to samo śledztwo. Nie spodziewałam się pościgów z bronią w ręku, rozlewu krwi i przesłuchań w podziemiach komendy, natomiast liczyłam na poprowadzenie tego z jakimś sensem. Wallander bardzo mało swoich kolejnych działań planuje, co nieco wprowadza chaos. W pewnym momencie zupełnie z planu schodzi wątek dwóch ciał, które we wspomnianym wyżej pontonie przypłynęły. Jasne, były punktem zapalnym, który dał całej akcji początek, ale komisarz jakoś zupełnie o nich zapomina.

Sam bohater, Kurt Wallander jest wdowcem, który często poświęca się przemyśleniom o charakterze egzystencjalnym, co nadaje książce melancholijny, momentami mocno przygnębiający klimat. Wallander jest człowiekiem, który wiele sytuacji mających miejsce podczas rozwiązywania sprawy kryminalnej przenosi symbolicznie na swoje życie i motywy te co rusz przewijają się podczas lektury, ale jednak nie miała odczucia, żeby policjant był przesadnym malkontentem i zbyt mocno użalał się nad sobą.

Mankella warto pochwalić za tematykę, którą w Psach z Rygi poruszył. Akcja rozgrywająca się na Łotwie to historia tocząca się w świeżo wyzwolonym państwie, w którym nie wszyscy obywatele cieszą się z niepodległości i nie brak takich, którzy marzą o powrocie do starych reguł gry i czasów komunizmu. Powaga kwestii poruszonej w Psach z Rygi sprawiła, że lektura w moich oczach niewątpliwie zyskała i koniec końców okazała się powieścią wciągającą. Na pewno po Mankella jeszcze sięgnę, tym bardziej, że być może przy kolejnych tytułach te zgrzyty o których pisałam zostaną skorygowane.

Moja ocena: 6/10

Komentarze