Mój wrzesień

Czyli szok spowodowany powrotem zza granicy, ciepłego i pięknego miejsca zwanego wyspą Kos do jesiennej już w całkiem dużym stopniu Polski, w której czeka ciężki semestr nauki na dwóch kierunkach. Nie żebym narzekała, ale mam świadomość tego, że nadchodzące miesiące to niekoniecznie będzie czas relaksu, natomiast władze uniwersyteckie wyciągają w moją stronę pomocną dłoń fundując plan zajęć z wolnym poniedziałkiem i piątkiem. Będzie czas na czytanie. Notatek. A serio apogeum będzie dopiero w styczniu i lutym, jak będę miała naukę do egzaminu zawodowego i do zaliczeń semestralnych.

Czytelniczo plan wykonałam, bo zakładałam pięć książek, które przeczytałam i byłoby sześć, gdyby nie to, że ta szósta okazała się na tyle nudnawa, że przerwałam w połowie. Pewnie doczytam w październiku.

Podrzucam kilka kadrów z Kos, która jest przepiękną wyspą. Ogólnie po Peloponezie trochę się do Grecji zraziłam, ponieważ kontynent był mocno zaniedbany. Na Kos się pozachwycałam widoczkami, spokojem i otaczającym morzem Egejskim. I pomachałam do Turcji, od której dzieliły mnie tylko cztery kilometry i paszport, który mam nieaktualny.

To pionowe zdjęcie wyszło mi tak świetnie zupełnie przypadkiem, bo nie zauważyłam w pierwszej chwili, że w kadr wpakowały się plamy! A to po prawej to Kefalos, nadmorska mieścinka na drugim końcu wyspy, do której trafiłam o najgorszej możliwej porze, czyli... w czasie sjesty. Ale i tak mogłam nacieszyć się morskim krajobrazem.

Łatwo zorientować się, że bardziej podczas wyjazdu mogłam liczyć na widoczki, nie na zwiedzanie i... dobrze. Potrzebowałam wypoczynku, co nie znaczy, że przechodziłam zupełnie obojętnie koło architektonicznych obiektów, które przez przypadek znajdowały się blisko mojej chaotycznej trasy spaceru. Nadal miasto Kos.
To po prawej u góry to piękny widoczek podczas zachodzącego słońca nad... hotelowym basenem. Takim cudeńkiem jak zdobiony na kolory tęczy Airbus leciałam. O, i dowód, że jednak tam na Kos się zawlokłam.

Dowód na to, że Grecja. Piękna książka czytana w pięknym miejscu, serio, z tą Valente to był dobry wybór... I Odeum w miasteczku Kos.
Dowód na to, że jestem ofiarą amerykańskiego kina komercyjnego. Palmy nie kojarzą mi się z dziczą czy tam ciepłymi krajami, ani nawet z losami bohatera filmu Castaway: Poza światem. Nie. Palmy kojarzą mi się Los Angeles i Hollywood najbardziej. A zatoczka to w Kos.

Wrzesień był całkiem niezły jeżeli chodzi o czytanie, co nie znaczy, że nie musiałam walczyć z lenistwem. Ogólnie plan pięciu książek został zrealizowany, bo przeczytałam te książki, które widać na fotkach poniżej.


Niewątpliwie najlepszymi lekturami były Palimpsest i Rok 1984. Sięgałam we wrześniu po trochę cieńsze powieści, najgrubsze okazało się Wyzwolenie, ale na październik planuję lekturę pewnej cegły.

Jeżeli chodzi o zakupy, to we wrześniu obowiązkowo do zdobycia był ostatni Tregilis, którego lektura zapewniła mi ukończenie drugiej serii od początku roku, a zatem wykonanie planu, który po cichu staram się realizować już od poprzedniego roku. Na nadchodzący rok mam dwa pomysły na osobiste wyzwania, ale do tego wrócimy w grudniu.


Kupiłam też Priesta, po mału zbierając Artefakty, z których z resztą nie mam w planach zakupu wszystkich tomów. To samo tyczy się Uczty Wyobraźni, ale w przypadku książek z UW mam więcej tytułów na oku. I tym samym na półkę trafiła Pieśń czasu Iana R. MacLeoda. Wielce ubolewam nad faktem, że z zapowiedzi tegorocznych wypadła Catherynne M. Valente, ale pozostaje cierpliwość...

Uzupełniłam sobie też kolekcję Tolkiena i zamówiłam Opowieści niedokończone, które od dawna za mną chodziły. Ogólnie pod względem Tolkiena ten rok był raczej marny, ale w przyszłym sobie nadrobię.

Wypożyczonych książek nie pokazuję, mogę tylko wspomnieć, że będąc w bibliotece nie widziałam większości tytułów, które sobie zaplanowałam i tym samym wzięłam tylko Psy z Rygi Henninga Mankella. W październiku przeczytam, pewnie zaraz na początku.

Ach, no i bonus. Udało mi się wygrać w konkursie u Ducha lasu najnowszą powieść Rafała Kosika pod tytułem Różaniec. Jestem książką mocno zaintrygowana, więc pewnie jakoś na przełomie października i listopada będę ją czytała.

Powodzenia w październiku. Mam nadzieję, że limit pecha już ostatnio wykorzystałam i w październiku będzie tylko lepiej. Pomijając fakt, że zestarzeję się o kolejny rok.

Komentarze