Mój sierpień


Tak strasznie szybko zleciał, że po prostu tego nie ogarniam. Dopiero zaczynałam przyzwyczajać się do lata, rozmyślać o tym, jak wykorzystać chwile dobrej pogody (nie udało się i nie mam na myśli rozmyślania), a już na horyzoncie pojawiają się pierwsze przebłyski jesieni.

Czytelniczo, dzięki przedłużonemu weekendowi mogłam poszaleć. Udało mi się zapoznać z aż sześcioma tytułami, co więcej, znów zajrzałam do biblioteki, w której walczyłam, żeby zminimalizować listę wypożyczanych książek do dwóch. Zrobiłam też spore zakupy.

Jako studentka mam jeszcze miesiąc wolnego (no, nie cały, bo oprócz magisterki czeka mnie ostatni semestr szkoły zaocznej) i w związku z tym wybywam. Na tydzień wylatuję w sobotę na grecką wyspę Kos, by wyluzować się trochę i odsapnąć przed intensywnym okresem nauki, po intensywnym okresie pracy.

Co zapewne wszyscy odnotowali w swej świadomości, zmieniłam nick, nie udało się to może we wszystkich absolutnie miejscach w sieci, w których się pojawiam, ale jest okej. Już jestem bardziej Blue niż DżejEr.

Wynik, czyli: cztery książki jednotomowe, w tym jeden klasyk. Dodatkowo dwie kontynuacje, w tym jedna będąca finałem serii. Niekwestionowanym mistrzem sierpnia jest Zielona mila, którą przerywałam, żeby nie czytać w pociągu stwierdziwszy, że wolę poprzeżywac sobie tę książkę w samotności.
Recenzja Mistrza i Małgorzaty gdy wrócę. Na razie nic nie zdradzę.

Wypożyczyłam Kullervo i Lodowego smoka, to ostatnie autorstwa Martina. Miałam nie dodawać żadnych zdjęć kotów, bo ogólnie kociarą nie jestem, ale zarys sylwetki pupila mojej sąsiadki mnie urzekł, więc wstawiam ze względu na efekt, nie ze względu na kota. Próbowałam oglądać ekranizację Miasteczka Salem. Próbowałam to słowo - klucz.
A w centrum Wrocławia pojawił się nowy street art.

Uchwycone w sierpniu kadry. Miałam możliwość napatrzenia się na dwa piękne zachody. Nic więcej mi do szczęścia nie jest potrzebne... No, może poza widokiem na morze/ocean, ale to sobie nadrobię we wrześniu.
W sierpniu byłam w kinie trzy razy (ani razu nie płaciłam za bilet...) i w dodatku trafiłam na jeden pokaz z okazji festiwalu Nowe Horyzonty. Ogólnie NH w tym roku były średnie, trochę słabo zorganizowane, szczególnie gdy chciało się dostać na płatny pokaz. Widziałam jeden film, który szczególnie mnie nie porwał, bo mowa o Tonim Erdmannie. Specyficzny obraz. A jeżeli chodzi o komercyjne produkcje, zobaczyłam Valeriana i miasto tysiąca planet, które oglądane w technologii 3D było niesamowitym przeżyciem. Nurkować wraz z bohaterami wśród alejek Miasta tysiąca planet, oglądać te piękne widoki i poznawać obce cywilizacje... Magia! Byłam również na filmie Barry Seal - król przemytu, który zapewnił przyjemną rozrywkę w trochę innym klimacie.
I na sam koniec pokaz ostatniego odcinka 7 sezonu Gry o tron w kinie! Oj warto było zobaczyć GoT na dużym ekranie, szczególnie, że jest to serial z pięknymi widokami. Nie mówiąc już o wciągającej fabule. Mam wrażenie, że powtórka z tej kinowej rozrywki czeka mnie przy okazji finału ostatniego sezonu.
ZAKUPY ORAZ PLANY CZYTELNICZE NA WRZESIEŃ:


We wrześniu też chcę przeczytać minimum pięć książek, najlepiej sześć, bo mam jeszcze wolne. Ogólnie jeżeli chodzi o moje osobiste wyzwanie z klasyką, to sięgnę albo po Doriana Graya albo po Rok 1984. Na Kos zabieram ze sobą Palimpsest (Valente) i Zostań przy mnie (Coben). Bardzo chciałabym przeczytać Atlas chmur, ale nie wiem, czy znajdę na niego chęci. Ponadto oczywiści Wyzwolenie Iana Tregilisa, na które wyczekuję od początku sierpnia (jeśli nie od ukończenia lektury Powstania). Zakładam też oczywiście margines błędu, to, że jedna czy dwie książki mogą z tych planów wypaść za sprawą innych. Valente, Coben i Tregilis to pewniaki. Pewnie zajdę jeszcze do biblioteki i wypożyczę coś, więc reszta planów na bank ulegnie zmianie, bądź przesunięciu. To tylko wstępny zarys.

Jeżeli chodzi o zakupy, to w sumie poszałam z tą Valente i pomimo tego, że nie znam jej twórczości to stwierdziłam, że zakupię wszystkie jej wydane w UW powieści. Na zaś, bo niebawem we wrześniu premiera kolejnego jej tytułu. Kupiłam też chyba najbardziej znaną powieść Kossakowskiej, czyli Siewcę wiatru, tom z serii Zastępy anielskie. Wegner to w sumie coś niebywałego jak na mnie, bo ostatnim razem tak stopniowo dokupowałam tomy PLiO, w sensie tak na zapas. Najpewniej we wrześniu sprawię sobie Pamięć wszystkich słów. W sumie Pandorę pomału odpuszczałam, a potem zobaczyłam, że jest przeceniona, tak też postanowiłam, że warto jednak mieć wszystkie powieści spod pióra Careya na półce. No i dwa klasyki do podczytywania w najbliższych miesiącach.

A teraz idę pakować walizkę.

Komentarze