Mój lipiec

Oznaczać będzie już na zawsze tylko jedno i to samo. Owszem, działo się wiele różnych rzeczy, mniej i bardziej ciekawych. Były na przykład Dni fantastyki we Wrocławiu, na których stwierdziłam, że wyrosłam z konwentów. Był jeden dzień Castle Party w Bolkowie i było to jedno z tych miejsc, w których nigdy nie spodziewałabym się, że będę. Był początek siódmego sezonu Gry o tron, który pozostaje jedynym serialem, który oglądam na bieżąco, aczkolwiek nadrabiać wiele innych tytułów mam zamiar od września. 


Wszystkie te wydarzenia przyćmiło jedno, bolesne, niespodziewane, wywołujące we mnie niepisany smutek odejście Chestera Benningtona, o czym już wspominałam dwa posty temu. Zakończył się w ten sposób pewien cudowny, znaczący etap mojego życia i jedyna chwila, w której znalazłam w związku ze śmiercią Chetera odrobinę zrozumienia i ukojenia było spotkanie fanów 27 lipca by wspólnie oddać hołd liderowi Linkin Park. Spotkaliśmy się pod stadionem i naprawdę pocieszającym był fakt, że otaczali mnie ludzie czujący dokładnie to samo, co ja. Na kogo bym nie spojrzała, wszyscy wiedzieliśmy, o co chodzi...


When my time comes
Forget the wrong that I’ve done
Help me leave behind some reasons to be missed
Don’t resent me and when you’re feeling empty
Keep me in your memory
Leave out all the rest
Leave out all the rest
- Leave out all the rest (Minutes to midnight)

Pocieszenie znajdowałam również w książkach i niewątpliwie możliwość skoncentrowania się na fabule wciągających tytułów mi pomogła. W lipcu przeczytałam dwa klasyki, co napawa mnie dumą, doszłam też do kilku refleksji i postanowień związanych z moim czytelniczym życiem, którymi w zasadzie mogę się podzielić...


Utrzymanie tempa średnio pięciu książek na miesiąc to optymalny wynik. Owszem, zdarzy się, że w jednym miesiącu przeczytam mniej, ale wtedy będę nadganiała w następnym. Ponadto ruszyłam klasyki i chcę teraz pilnować się postanowienia, w którym czytać będę przynajmniej jeden tytuł z szeroko pojętego kanonu, czy to fantasy, czy innego gatunku. Jest jeszcze kwestia nowości, które zdarza mi się kupić w dosyć bliskich okolicach premiery. Jeżeli już tak robię, to dołożyć mam zamiar wszelkich starań, żeby daną książkę przeczytać jeszcze w tym samym roku, w którym pojawiła się ona na polskim rynku. Niby rok to sporo czasu, a tymczasem kupione w 2016 roku Dziecko Odyna nadal czeka, Mechanicznego i Królów Dary przeczytałam w lutym i kwietniu, choć też wydane były w 2016.
Kupowałam też w lipcu książki, kilka kolosów dołączyło do biblioteczki...


Wegnerowi i Liu ufam, to kontynuacje znakomitych tytułów z tego roku. Simmonsa nie znam, ale chwalony, toteż się nie lękam. Obawiam się Wilczej godziny, której czytuję różne recenzje, natomiast liczę, że opisy Wilna i steampunk nadrobią ewentualne niedociągnięcia. No i jest jeszcze Inglot - długo wahałam się, czy zamówić, a był na promocji. Natomiast skończyło się tak, że go dostałam. Czaiłam się już kiedyś na ten zbiór opowiadań no i koniec końców, są to właśnie opowiadania, więc czymże jest kolejny tomik krótkiej formy jeżeli nie próbką umiejętności nieznanego jeszcze pisarza z rodzimego podwórka?

Powodzenia w sierpniu.

Komentarze