Mój marzec

Zaraz trzeba będzie malować pisanki, a przecież dopiero co cieszyłam się faktem, że zima w tym roku dopisała. Owszem, śnieg mnie cieszył, ale we wszystkim należy zachować umiar, toteż plusowe temperatury i budząca się do życia przyroda również wprawiają mnie w znakomity nastrój. Marzec był również intensywnym miesiącem, bo we znaki dało mi się ciągłe zajęcia pracą i szkołą. Udało mi się cudem doczytać pięć książek w dodatku pięć bardzo zadowalających jakościowo tytułów. No i miesiąc z Rowling i Kingiem!

Sądziłam, że za kolorowanki nigdy się nie wezmę, a tu się okazuje, że na odstresowanie w pracy działają świetnie. Równie dobrze działa na odstresowanie dobry koncert - wrocławskiego zespołu Salto. No i lektura całkiem dobrej pod kątem dynamicznej Obietnicy raju.

Zdobywanie Harry'ego w tym wydaniu staje się coraz większym wyzwaniem...

Cudowny zachód słońca w okolicach mojego miejsca zamieszkania i pierwszy tom trylogii o apokalipsie zombie, która mam nadzieję utrzyma poziom!

King musiał być, bo chcę w tym roku przeczytać przynajmniej trzy jego książki. A Miasteczko Salem to już ósma powieść tego autora, którą przeczytałam.

Potrzebowałam w marcu dobrego koncertu i zapewnił mi to występ Huntera. Co prawda bywało, że grali lepiej, ale i tak wyszłam z Starego klasztoru usatysfakcjonowana. I co najważniejsze - na majówkę będzie powtórka!
Jak już wspominałam, w marcu przeczytałam pięć książek i powalczę, żeby tę tendencję utrzymać. Oczywiście jeśli uda się więcej, będę w niebo wzięta, ale do takich ekscesów będę potrzebowała trochę więcej wolnego. Najlepszym tytułem marca zostaje niesamowity Juliusz Cezar. Pozostałe książki były co najmniej zadowalające, więc nie wskażę czarnej owcy.

Zaległości...
Są. Spore. Mam zamiar w tym tygodniu, kiedy to już nie muszę uczyć się na bhp, systematycznie co trzy dni dodawać recenzje. Bo jak tu nie wspomnieć na blogu nic o tym, jak odebrałam lekturę drugiej części Harry'ego Pottera, kolejnego Kinga, tym razem w wampirzym wydaniu i pierwszego tomu Apokalipsy Z? Poza tym chciałabym nadrobić trochę blogowe zaległości, ale z tym to może być różnie. W każdym razie radzę uzbroić się w cierpliwość i odrobinę wiary w moje możliwości zorganizowania się. Idzie ku dobremu.

Ach, no i nic nie kupiłam, ale właśnie mijają moje dwa miesiące powstrzymywania się od zakupów książkowych. I za tydzień wypłata...

Powodzenia w kwietniu.
DżejEr Carmen!

Komentarze