Z nieco już większą ufnością podchodzę do kolejnych tytułów Kinga. W końcu mogę powiedzieć, że trochę z jego twórczością się otrzaskałam. Miasteczko Salem to ósma jego książka, po którą sięgnęłam, więc mogę rzec, że już wiem z czym mam doczynienia. Owszem, w mojej głowie dosyć długo Salem kojarzyło się z etykietką "czarownice" i przestawienie się na wampiry trochę trwało.
Historię Salem śledzimy w wielu perspektyw i również z wielu perspektyw obserwujemy rozgrywający się w miasteczku horror. Ta na pozór spokojna mieścina staje się domem groźnego i bezwzględnego krwiopijcy, który stopniowo zacieśnia pętlę wokół mieszkańców Salem. King prezentuje nam świetny, bardzo urozmaicony przekrój małej społeczności, w której czytelnik znajduje swoich faworytów jak i antybohaterów, których działania wywołują ciary na plecach.
Głównym bohaterem staje się pisarz, Ben Mears, który po dłuższej nieobecności powraca do Salem. Jego ścieżka splata się z losami nastoletniej Susan, dziewczyny z dobrego domu, która niespodziewanie go w sobie rozkochuje. Celem Bena staje się napisanie książki o pewnej mrocznej posiadłości na obrzeżach Salem, domu, w którym przed laty doszło do dramatu. Mroczna przeszłość, którą zgłębić chce pisarz splata się z nadejściem mrocznych dni dla Salem. Nadchodzi bowiem moment, w którym pora wykrzesać z siebie nieprzeciętne ilości odwagi i uwierzyć w to, co wydaje się całkowitym absurdem.
Od początku zaznaczyć należy, że akurat ta powieść Kinga, to nic odkrywczego. Owszem, być może w okresie, gdy Miasteczko Salem się ukazało, faktycznie poruszało tematykę mało popularną i w dodatku idealnie nadającą się na dobry horror. I pomimo faktu, że autor w tym przypadku nie zaskakuje nowatorskim podejściem, to i tak wychodzi ze swojego pomysłu obronną ręką. Stephen King nieco mozolnie snuje swoją historię bardzo powoli wprowadzając czytelnika w realia Salem. Koncentruje się na pieczołowitym przedstawieniu co ciekawszych mieszkańców, ale i samego miasta, nadając mu rysy typowej spokojnej mieściny, w której społeczność charakteryzuje się typową małomiasteczkową mentalnością. Poznajemy sporo postaci, znajdujemy sympatyków i antybohaterów, a potem związujemy się z nimi w takim stopniu, że z przykrością przychodzi przyjąć do wiadomości fakt nadchodzącej zagłady.
Początki lektury były oporne. Podejrzewam, że to z racji tej niezbyt świeżej tematyki, bo o małych, zapomnianych mieścinach czytałam już nie raz i po raz kolejny wgryzając się w podobne realia po prostu nieco się nudziłam. Owszem, motyw ten nie stał się całkowicie przeze mnie znielubionym, ale moja cierpliwość w oczekiwaniu na to, aż akcja ruszy do przodu została nieco nadwyrężona. Niemniej zdaję sobie sprawę z tego, że aby zbudować tę wszechobecną atmosferę niepokoju trzeba położyć solidne fundamenty, a do tego odpowiednio rozeznać czytelnika w sytuacji.
Jeżeli chodzi o kolejne elementy książki - stworzenie grupy "do zadań specjalnych" złożonej z osób, które przypadkowo natknęły się na siebie i udało im się zaprzyjaźnić, to i w tym temacie oryginalności nie znajdziemy. Jednak King stworzył tu bardzo różnorodny bukiet osobowości, ludzi w różnym wieku i o różnej wierze. O Benie rzec mogę tyle, że jego kreacja była według mnie jak najbardziej zadowalająca, natomiast na wyróżnienie zasługuje ojciec Callahan, którego chwiejne fundamenty wiary zostają zachwiane jeszcze bardziej. Dzięki jego postaci w Miasteczku Salem zostają przemycone treści o charakterze lekko filozoficznym, co na pewno dodaje tej historii pewnej głębi. Również postacią godną sympatii i zainteresowania okazała się szkolny nauczyciel Matt, z którego autorowi udało się zrobić zarówno człowieka poświęconego swojej idei jak i luzaka, który swoim charakterem zdobył jakiś skrawek mojego serca. Zakończę nieco nieprzyjemnym akcentem - Susan. Wiek panny Norton wyjaśniałby pewne naiwne zachowania i kłótliwy charakter, choć pewna jej konkretna akcja po prostu niesamowicie mnie zirytowała i wydaje mi się, że można tą akcję zakwalifikować jako taką z pogranicza logiki. Na Susan trochę jednak przymykam oko, bo raz, że nastolatka, dwa, że na gigancie, trzy, jest wiele innych charakterów, którym warto się przyjrzeć.
Rzadko kiedy sięgam po horror z obawą, że się go przestraszę. Książki chyba nie są w stanie siąść mi tak mocno na psychikę i jedynie chyba udało się to Cmętarzowi zwieżąt i Lśnieniu. Miasteczko charakteryzuje się oczywiście swoim tajemniczym, mrocznym klimatem, który jak najbardziej warto docenić, Natomiast nie przeraża w takim sensie "ryjącym". Co do samych wampirów, w ich wizerunek wkrada się delikatna karykaturalność, ale chyba nie powinnam się jednak odzywać w tej kwestii biorąc pod uwagę, że rozpoczynałam przygodę czytelniczą ze Zmierzchem. Och, jak ja chciałam nie nawiązywać ani razu do tego tworu... Niemniej jednak Miasteczko Salem polecić należy - jako klasykę horroru, klasykę literatury wampirycznej i klasykę samego Kinga. Po przebrnięciu przez nieco dłużący się wstęp dostajemy literaturę z górnej półki.
Moja ocena: 7/10
Tytuł oryginału: Salem's lot
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilosć stron: ok. 540
Rok wydania: 1975 (pierwsza publikacja), 2009 (w Polsce)
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.