Lewis. Człowiek, który stworzył Narnię


Nie wiem, czy nie będzie to ostatnia recenzja w historii tego bloga, bo mam zamiar rozpływać się nad niepozorna książeczką. I jak całkowicie się rozpłynę, to kiepsko będzie w stanie nie stałym kontynuować prowadzenie bloga...

Książki o Narnii czekały całą dekadę, żebym się za nie wzięła, a i dzięki nim po trochu wyzbyłam się wyrzutów sumienia związanych z przetrzymywaniem nieprzeczytanych powieści na półkach. Natomiast o samym stwórcy magicznej krainy nie wiedziałam wiele, poza tym, co dostarczyła mi lektura Przewodnika po świecie Narnii. Nie spodziewałam się niczego niesamowitego po książce Corena, która swoją objętością i licznymi fotografiami nie sprawiała wrażenia kopalni wiedzy o C. S. Lewisie. Jakież było moje zdziwienie, gdy po kilku stronach okazało się, że autor bardzo sprawnie i konkretnie przybliża postać C. S. Lewisa z równą dokładnością przechodząc przez wszystkie etapy życia pisarza.

Biografia Lewisa oprócz tego, że zaskoczyła mnie skrupulatnością przedstawienie życia Clive'a Staplesa Levisa (Który wolał być nazywany Jackiem) okazała się lekturą niesamowicie ciepłą. Patrzyłam na okładkę, uśmiechałam się pod nosem, a otwierając na momencie, w którym skończyłam czytać miałam wrażenie, jakby coś mnie otulało. Oczywiście nie znaczy to, że opisywane dzieje autora opowieści z Narnii wzbudzały tylko pełne ckliwości emocje - raczej chodzi o zarysowanie tych dziejów. Równocześnie samo życie Lewisa wzbudza zainteresowanie, a nawet fascynację.

Nie bez znaczenia jest fakt, że postać Lewisa nierozłącznie wiąże się z innym, wielkim nazwiskiem literatury angielskiej i oczywiście światowej - Tolkienem. Jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że twórca Władcy pierścieni (i nie tylko), po pierwszej lekturze Lwa, czarownicy i starej szafy stwierdził, że książka jest beznadziejna i nic nie da się z nią zrobić. Oczywiście w żadnym wypadku nie wpłynęło to na moją sympatię do któregokolwiek z panów, raczej potraktowałam to jako niesamowicie śmieszną anegdotkę (i może nawet dowód na to, że Tolkien nieomylny nie był, w co w sumie nie wątpiłam).

Książka nie traktuje Lewisa jako ósmy cud świata. Przestawia go jako człowieka osobliwego, z zaletami i wadami, może nieco nietypowym stylem bycia i, co najważniejsze kochającego literaturę.

Jeśli - w co wierzą niektórzy - był świętym, to był wiarygodnym, ludzkim świętym, a nie nierzeczywistym, pozbawionym wad ideałem.

Jedyne, co uważam ze lekką skazę na tym cudownym tytule, to fakt, że autor w dosłownie kilku fragmentach przeinaczył epizody z życia Lewisa i został poprawiony w przypisie przez redaktora merytorycznego. Nie jest to wielka wada, bo koniec końców dowiadujemy się prawdziwej wersji, ponadto te "poprawki" zostały naniesione tylko w początkowej części książki.

Niesamowicie się cieszę, że mogłam trochę bliżej poznać sylwetkę Jacka Lewisa, zrozumieć motywację kierującą nim przy pisaniu jego książek, dowiedzieć się, jakim był wykładowcą i przyjacielem, poczuć choć odrobinę klimat czasów, w których żył (obie wojny światowe) i po raz kolejny dowiedzieć się czegoś więcej o kulisach twórczości tego człowieka.

Moja ocena: 9/10

Rzadko o tym wspominam, ale tym razem muszę - bardzo przypadło mi do gustu wydanie książki. Duży format, twarda oprawa, elegancki font i mnóstwo fotografii, które urozmaicają lekturę, a wszystko zebrane na solidnym, grubym papierze.

Tytuł oryginału: C. S. Lewis. The Man, who created Narnia.
Autor: Michael Coren
Wydawnictwo: Media rodzina
Ilość stron: 134
Rok wydania: 1996 (oryginał), 2005 (w Polsce)

Komentarze