Lśnienie


Nie zawsze trzymam się zasady mówiącej o czytaniu książek przed zapoznaniem się z ekranizacją. Tak było też teraz, w przypadku kolejnego spotkania ze Stephenem Kingiem i jego Lśnieniem. I o ile podczas początkowych rozdziałów widziałam w roli głównego bohatera tylko Nicholsona, to przy dalszej lekturze trochę w mojej głowie się poprzestawiało i Torrance zyskał nieco inne rysy twarzy.

Jack wraz ze swoją rodziną, Winifredą (skąd się biorą takie imiona?) i Dannym przenosi się na okres od jesieni do wiosny do hotelu Panorama, gdzie pełnić ma przez te pół roku rolę dozorcy. Hotel położony jest w malowniczym, górskim otoczeniu i Jack będzie tam miał warunki do ukończenia pisanej przez siebie sztuki. Pewnego dnia natrafia w podziemiach Panoramy na prasowe wzmianki o przeszłości hotelu, a synek Jacka, Danny zakrada się wbrew zakazom do pokoju numer 217, w którym wydarzyła się tragedia.

Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego końca roku, przynajmniej pod względem czytelniczym. Przyznam się, że każdej kolejnej książki Kinga się obawiam, bo pisze on dość specyficznie i nie wszystkie tytuły, które ma pisarz na koncie i które przeczytałam podeszły mi. Nie zmienia ta faktu, że Lśnieniem jestem bardzo usatysfakcjonowana, bo, co zdarzyło mi się po raz pierwszy od dawna, książka zainteresowała mnie już pierwszymi stronami.

Postać Jacka od samego początku mi się spodobała i został on moim ulubieńcem do końca. Znakomicie czytało mi się rozdziały mu poświęcone, a co, za tym idzie, większość powieści. Oczywiście nie jest on jedynym bohaterem, bo równie ważnymi postaciami okazują się Wendy i Danny, których losy obserwowałam z równym zaangażowaniem. Pokochałam jednak kreację Jacka i nawet udało mi się znaleźć w sobie bardzo dużo zrozumienia względem jego postaci.

Panorama to przerażający hotel. Jest miejscem okrutnym, które stopniowo wywiera na Torrance'ów coraz większy wpływ. Szaleństwo postępuje i jednym z najgorszych momentów podczas czytania była chwila, w której jeszcze gdzieś podświadomie wierzyłam, że bohaterowie się uwolnią. Liczyłam na to, choć doskonale wiedziałam, jaki koniec ma ta historia. Co więcej, urzekł mnie przejmujący, pełen grozy mroźny klimat powieści. Bardzo się cieszę, że tej grudniowej pory dane mi było skosztowanie wszechobecności białego puchu, a nawet kilkumetrowych zasp, pomimo tego, że za oknem temperatura była na plusie.

U Kinga napięcie wzrasta stopniowo, lecz już od samego początku. Wciągnęłam się od razu, ale to pewnie też za sprawa dosyć niestandardowego początku, w którym Jack natychmiast zaskarbił sobie moją sympatię. To nie świadczy o mnie zbyt dobrze, że tak bardzo mnie jego postać zahipnotyzowała, a na pewno zadaje kłam nazwie bloga, ale co poradzę, Torrance ląduje wśród grona ulubionych literackich postaci.

Trochę wymęczyła mnie końcówka, w której napięcie stało się trochę zbyt przytłaczające, a wydarzenia za bardzo rozwleczone. To był moment, w którym trochę zabrakło mi dynamiki. Ale tylko trochę... Co ciekawe, to mój jedyny i stosunkowo nie wielki zarzut pod adresem Lśnienia. Całą resztę kupuję - wszelkie przejawy szaleństwa, w zasadzie spiralę szaleństwa, która się rozkręca i zbiera swoje żniwo, mroczną przeszłość Panoramy i osobiste demony Jacka - wszystko to daje znakomitą mieszankę, dzięki której powieść Stephena Kinga niesamowicie porywa.

Moja ocena: 8,5/10

Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 540
Rok wydania: 1977 (oryginał), 2016 (wydanie kieszonkowe w Polsce)

Komentarze