Cmętarz Zwieżąt


Czyli koszmar koszmarem przeniknięty.

Druga połowa roku jest okresem czytania Kinga i najpewniej zrobię sobie z tego tradycję czytelniczą. Zaczęło się od Christine dwa lata temu na sam koniec grudnia i w zeszłym roku zostało podtrzymane poprzez sięgnięcie po Carrie, Cujo i Misery, oczywiście jesienną porą. King jest takim pisarzem, którego chcę jeszcze lepiej poznać, mam w planach mnóstwo jego książek do przeczytania, ale na chwilę obecną recenzowana niżej powieść jest najlepszą tego autora.

Powieść zaczyna się w chwili przeprowadzki głównego bohatera, Louisa, który wraz ze swoją rodziną dociera do domu w Ludlow. Niebawem ma zacząć pracę na tamtejszym uniwersytecie jako lekarz w przychodni akademickiej. Nieopodal domu, w którym zamieszkała rodzina Louisa znajduje się tajemniczy Cmętarz zwieżąt, na którym spoczywają ciała ulubieńców z okolicznych domostw stworzony przez dzieci. W rodzinie Louisa miejsce to wzbudza fascynację, ale i lęki. Sam główny bohater poznaje niebawem tajemnice jeszcze mroczniejsze niż nietuzinkowe miejsce pochówku z błędami ortograficznymi, na tabliczkach grobów poszczególnych zwierzaków.

King oczywiście zaczyna w dosyć spokojny, przemyślany sposób konstruować postaci tego dramatu, dramatu na który z początku absolutnie nic nie wskazuje. Louis mniej więcej dogaduje się ze swoją żoną, Rachel i kocha swoje dzieci, Gage'a i Ellie. Ta pozorna dobra passa, uśmiech od losu nie trwają długo. Niebawem w życiu Louisa pojawia się niesamowicie dużo śmierci, koszmarów i szaleństwa. Cmętarz zwieżąt i jego mroczne okolice stają się miejscem generującym w Louisie i jego bliskich mnóstwo niepokoju, a w beztroską codzienność wkrada się mrok i niebezpieczeństwo, mocno odbijając się na psychice bohaterów książki.

Głównym bohaterem jest Louis i to jego poczynania śledzi trzecioosobowy narrator wprowadzając nas w okolice Ludlow. Pierwsza połowa lektury przeminęła dosyć przyjemnie, bez większego szału, a przez kolejne rozdziały moje lekkie zniecierpliwienie nieco wzrastało w oczekiwaniu na to, kiedy wreszcie zacznie coś się dziać. Na szczęście czekać zbyt długo nie musiałam i gdy doszło do pierwszych, dramatycznych zdarzeń przepadłam w tej powieści. Bardzo spodobało mi się to, że wraz z niepokojącym, tajemniczym klimatem mamy tutaj zafundowane przez Kinga wiele przypadków popadania w szaleństwo i to momentami naprawdę głębokie. Uwielbiam to w tej książce, że każdy z bohaterów ma swoje demony i musi sobie z nimi radzić. Czasem te demony wygrywają, czasem przenoszą się na bliskich, czasem zostają zwalczone. Książka nie jest specjalnie przerażająca, jak na horror, ale wciąga i ten klimat wszechobecnego, przyczajonego strachu da się wyczuć. To uwielbiam w książkach Kinga, choć zauważyłam dopiero teraz - coś się dzieje, ale nie jestem w stanie dokładnie stwierdzić co. Ale wiem, że sprawy nie zmierzają w dobrym kierunku, że gdy na scenę wkracza koszmar, wszyscy będą w niego zaangażowani.

Trochę, jak już pisałam, musiałam poczekać na to, aż konkretna akcja ruszy do przodu, ale w zasadzie, patrząc na objętość książki można było się tego spodziewać. Ponad pięćset stron, które jednak przelatują szybko, między innymi dzięki przystępnemu stylowi pisania. Po moim ostatnim spotkaniu z Kingiem, czyli lekturze Misery zastanawiałam się czemu tamta książka aż tak bardzo mi się nie spodobała i przez moment rozważałam, czy to nie wina specyficznego stylu. Wydaje mi się, że to zależało w tamtym przypadku od konwencji powieści, w której było mniej dynamiki, a więcej zabawy z psychiką bohaterów. Tutaj jest ta zabawa z psychiką również, ale bohaterowie są uwikłani w relacje z innymi ludźmi i dzięki temu Cmętaż zwieżąt bardziej przypadł mi do gustu.

Bardzo lubię dobrze skonstruowane postacie i u Kinga zdecydowanie mogę się tym napawać. Każdy z bohaterów ma demony, o których już wspominałam, które nie wzięły się z jakichś randomowych wydarzeń tylko swe źródło mają w traumach z przeszłości. Ta przeszłość powraca, nie chce dać spokoju żadnej z postaci i co więcej, jej macki sięgają do psychiki najbliższych.

W kwestii postaci występujących w książce - po raz kolejny zdarzyło mi się polubić dziecko i jestem w szoku. Ellie okazała się rezolutną dziewczynką, która miała w sobie jakiś mrok, tajemnicę i chyba właśnie dlatego tak bardzo ją polubiłam. A ja naprawdę nie przepadam za postaciami małoletnimi w książkach... Natomiast kolejnym moim ulubieńcem został Jud Crandall, sąsiad Louisa. Jego relacja z głównym bohaterem naprawdę mnie ujęła i pozostawał moim ulubieńcem do samego końca książki. Finał Cmętarza zwieżąt wywołał we mnie tyle napięcia, że nie pamiętam, kiedy ostatnio tak emocjonowałam się przy czytaniu. Po zamknięciu miałam lekkiego kaca i wręcz wydawało mi się niestosowne brać do ręki kolejną powieść.

Na wypadek gdybyście jeszcze się nie zorientowali, to oczywiście Cmętarz zwieżąt polecam i to gorąco. To bardzo dobra książka, której przez długi czas nie zapomnę, jeśli w ogóle. Znów zatęskniłam za Kingiem i muszę sobie zapolować na więcej tytułów spod jego pióra, bo pisze świetnie i wciągająco. Z chęcią sięgnęłabym po coś, przy czym więcej mogłabym się bać, bo wtedy uznaję książkę z tego gatunku za naprawdę mocną. Nie zmienia to faktu, że Cmętarz zwieżąt porywa, uzależnia czytelnika i nie chce go wypuścić do samego końca z niesamowicie mocnego uścisku. Warto przeczytać!

Moja ocena: 8/10

Tytuł oryginału: Pet Sematary
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 517
Rok wydania: 1983 (oryginał), 2012 (kieszonkowe wydanie w Polsce)

Komentarze