Blues duchów

Pewnie doskonale kojarzycie miasteczka, w których zazwyczaj dzieją się historie z gatunku grozy. To zapomniane przez Boga i resztę świata zapadłe dziury, w których łączność z jakimikolwiek służbami bezpieczeństwa działa okazjonalnie, a główni bohaterowie zupełnym przypadkiem nieopatrznie plątają się po okolicach i są zmuszeni do przenocowania w mało gościnnych stronach. W Bluesie duchów jest inaczej. Owszem, Pine Deep, centrum rozbudzającego się zła nie jest metropolią, ale jako mieścina w stanie Pensylwania zyskało sławę za sprawą Parku Rozrywki, w którym oferuje się, rozrywki mrożące krew w żyłach. Właścicielem miejscówki jest główny bohater, Malcolm Crow, za sprawą którego możemy zgłębić więcej tajemnic Pine Deep, poznać tamtejszych mieszkańców i trochę się przestraszyć…

Znam Jonathana Maberry'ego. Bardzo dawno temu, zanim ten blog powstał, a ja sięgałam po lektury z gatunku paranormal romance przypadkiem nawinął mi się w me dłonie Wilkołak. I jak na kogoś, kto uwielbiał wtedy cukierkowy wizerunek wampira i schematyczne powieści o nastoletniej miłości, niespodziewanie w książce tej przepadłam. Chciałabym przeczytać ją jeszcze raz i porównać wrażenia, ale chyba najpierw doczytam resztę książek autora. Bo pisze naprawdę z głową, a Blues duchów naprawdę nie posiada zbyt wiele słabych stron.

Po pierwsze, zwróciłam już w pierwszej połowie uwagę na szkice bohaterów, jakie umieścił w książce Jonathan Maberry, Nie podrzuca nam papierowych postaci, których reakcji nie da się wyjaśnić, bo przecież nic o nich nie wiemy i wszelkie ich działania bierzemy na wiarę. Każdy bohater ma swoją przeszłość, w większości przypadków ciężką i mocno odbijającą się na teraźniejszej sytuacji. Co więcej, postacie te są różnorodne. Oprócz tego, że na stronach Bluesa duchów spotykamy różnorodne charaktery, to również całą gamę problemów z życia społecznego. Przewija się alkoholizm, przemoc domowa i fanatyzm religijny. Całkiem niezła mieszanka, a dodajmy do tego jeszcze…

Wątek kryminalny, który aż tak nie błyszczy. Kwestią fundamentalną nie jest to „Kto zabił?” a „Czy go złapią?”. I nie wiem, czy jestem po Larssonie jakaś skrzywiona, czy mam jakąś chwilową awersję do kryminałów, bo ten element w książce jakoś słabo wypadł i mnie nudził. Czytanie o znudzonych czy, dla odmiany, silnie zaangażowanych policjantach doprowadzało mnie do ziewania, chciałam jak najszybciej pominąć te fragmenty, a w drugiej połowie zrobiło się ich sporo. I to jedno z niewielu moich zastrzeżeń pod adresem Bluesa duchów. A można było…

Zwiększyć stężenie elementów grozy i wszystko byłoby idealnie. Co prawda Jonathan Maberry nie skąpi informacji na temat tego strasznego ZŁA, które czai się w okolicy i wyjaśnia czytelnikowi kto komu i dlaczego, choć i tak zabrakło mi odrobiny więcej (bo jednak były) klimatycznych, pobudzających wyobraźnię scen pod sam koniec książki. Jedno na swoją obronę autor ma – są jeszcze dwa tomy tej historii i z tego co się zorientowałam, całość po prostu rozciąga się na kolejne części. Dlatego też cierpliwie poczekam na większe ilości mrocznych scenerii, wszechobecnej mgły i ciemności (niepotrzebne skreślić) oraz walki z demonami przeszłości. Maberry nie napisał książki wybitnej, wnoszącej innowacje do świata literatury grozy, ale Blues duchów jest przemyślaną powieścią, na dobrym poziomie, przy której na trochę można się oderwać od codzienności i złapać się na tym, że kibicuje się głównym bohaterom.

Moja ocena: 7,5/10

Autor: Jonathan Maberry
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 334
Rok wydania: 2006 (oryginał), 2009 (w Polsce)

Trylogia Pine Deep:
1. Blues duchów
2. Song umarłych
3. Wschód złego księżyca

Komentarze