Dni Fantastyki we Wrocławiu

źródło
Leśnica, maj, po raz czwarty na Zamku...

Konwent, na którym gościłam w tym roku jedynie dwa dni. W piątek, 13 maja nie chciało mi się ruszyć na najciekawsze panele na temat Gry o tron, czego trochę żałuję. Zazwyczaj moja obecność na konwentach ogranicza się do łażenia na prelekcje i tym razem też tak było. Od dwóch lat czaję się na jakieś warsztaty i do tej pory mi się na żadne dostać nie udało. Przeglądając plan tegorocznych Dni Fantastyki zauważyłam, że organizowany jest konkurs wiedzy o Pieśni Lodu i Ognia i może nie tyle, że się na niego wybrałam, co stwierdziłam, że mam ambicje na ewentualne ekscesy w przyszłym roku, Trzeba tylko ogarnąć Świat Lodu i Ognia czekający od ponad roku na półce i Rycerza siedmiu królestw. Do zakresu literatury należą też opowiadania z dwóch potężnych zbiorów, które napisał i zredagował Martin, ale ja aktualnie nie mam dostępu do tych książek.

Nie poszłam na ani jedno spotkanie autorskie, natomiast byłam na panelach w których uczestniczyli między innymi Aneta Jadowska czy Paweł Majka. To, co najbardziej mi się podobało w ciągu dwóch z trzech Dni Fantastyki i nie było związane z uniwersum Martina to na pewno "Historia i fantastyka, czy to się wyklucza?" w na którym to panelu dostałam między innymi potwierdzenie własnych przypuszczeń, że absolutnie się to nie wyklucza, a na pewno nie na gruncie funkcji, jaką pełnią oba gatunki "przenosząc nas w inne realia".

Panel, w którym uczestniczyła Jadowska był całkiem ciekawy, bo mowa o różnych wierzeniach co do tego, gdzie idzie ludzka dusza po śmierci, chociaż dostałam za mało konkretów, a zbyt wiele anegdot dotyczących różnych nawiązań w twórczości Jadowskiej. Swoją drogą, systemy religijne, które wprowadziła ona w swoich książkach uważam za jedną z niewielu zalet tych powieści.

Prawdziwymi hitami konwentu były dwa panele, jedne o Grze o tron i degradacji mitu bohaterskiego w Pieśni Lodu i Ognia, na którym to spotkaniu udowodniono, że w Grze o tron bohaterów nie ma i bardzo dobrze, że takie były wnioski, bo całkowicie się z takim stanowiskiem zgadzam. Wskazywano też na panelu tym o motywach pikarejskich, czyli hiszpańskim gatunku literackim powszechniej znanym jako powieść łotrzykowska. Co prawda cała powieść Martina nie jest klasycznym "pikarem", a jedynie nosi jego znamiona.

W części handlowej można było dostać całkiem sporo gadżetów związanych z różnymi produkcjami filmowymi czy też z uniwersami związanymi z książkami i grami. Swoje stoiska mieli też handlujący grami planszowymi, czy posiadający w ofercie biżuterię, której wyjątkowo nie tknęłam w tym roku. Jestem zawsze bardzo zainteresowana ciekawymi wzorami kolczyków, a unikatowe można znaleźć praktycznie tylko na konwentach. Zastanawiałam się nad jednym naszyjnikiem, ale tym razem wyjątkowo ograniczałam się z zakupami.

TOP 10 Czarnych charakterów
Faworytem konwentu zostanie chyba TOP 10 czarnych charakterów. Prowadzona przez Szymona Zackiewicza, który nie pierwszy raz porwał mnie swoją prezentacją. I na Polconie i na Pyrkonie i na poprzednich DFach w ciemno szłam na jego prelekcje, bo opowiada ciekawie, zawsze jest wesoło i nawet jeżeli to zestawienie, które prezentowała w niedzielę w Leśnicy było jedynie jego subiektywnym, to i tak bawiłam się świetnie. Przy okazji wspomniał o twórczości Kinga i narobił mi apetytu na Mroczną wieżę.

Nieźle bawiłam się też na panelu z tłumaczami fantasy, wśród których obecny był Michał Jakuszewski, który przełożył między innymi Władców dinozaurów (i powieść Martina, ale tak stwierdzam, że za często już o Grze o tron w tym poście wspominałam... cholera, znów wspomniałam...), a bardzo sympatyczną i wesołą osobą okazała się Paulina Braiter, która pozwoliła cieszyć się polskim czytelnikom Moim własnym diabłem Mike'a Careya w naszym ojczystym języku. Owszem, na spotkaniach z tłumaczami już bywałam i nie byłam aż tak zafascynowana jak na przykład na Pyrkonie przed dwoma laty, ale i tak nie mogę powiedzieć, żeby było na tej prelekcji nudno.
Panel z tłumaczami fantastyki
 Dni Fantastyki są bardzo fajną imprezą, już na stałe wpisaną w kalendarz wiosennych wrocławskich wydarzeń, a miejsce, w którym się odbywają nadaje im specyficznego uroku. Mam nadzieję, że jeżeli wybiorę się tam w przyszłym roku to w końcu skuszę się na jakiś konkurs albo warsztaty, bo nie samymi prelekcjami człowiek żyje.

Komentarze