Książkowe zobowiązania

Dzisiejszego wieczoru, tudzież nocy już prawie pojawi się, za chwilę, poniżej, bardzo spontaniczny tekst. Trochę o książkach, trochę o życiu, chociaż w zasadzie sama nie wiem, czym mają się wyróżniać te wstawki o życiu, którym w zasadzie jest wszystko.

Zacznę może od tego, że moja aktywność na blogu ostatnio trochę kuleje i nie mam zamiaru za to przepraszać. Owszem, stwierdziłam, że "coś" wrzucę, ale po to, żeby zasygnalizować swoje ciągłe istnienie w internecie. Chadzam po Waszych blogach, przypominam się, że jestem, a potem widzę kolejne posty i przypominam sobie, że maju miało być wielkie kończenie serii i że od prawie tygodnia niczego nie publikowałam.

Samo kończenie serii było osobistym zobowiązaniem wobec własnej biblioteczki i wobec samej siebie i na chwilę obecną nic z tego nie wyszło. Na całe szczęście powstrzymałam się przed przystępowaniem do wyzwań książkowych na ten rok, bo poległabym, a po co samej sobie robić źle, kiedy można zrobić dobrze?

Może za chwilę wykminię, do czego zmierzam...

Recenzji nie ma i na razie nie będzie. Z prostej przyczyny - czytam prawie siedemset stronicową cegłę pod tytułem Taniec ze smokami, część 2 i bez względu na to, jak bardzo uwielbiam książki Martina, to chwilowo czas przeznaczam na coś innego. Nawet nie chodzi o to, że tego czasu nie mam, bo taki stan dla mnie nie istnieje. Chodzi o to, że inaczej nim gospodaruję.

Szkoda mi trochę, że nawet zobowiązaniom wobec samej siebie nie umiem podołać, ale płakać z tego powodu nie będę. Podejrzewam, że wybrałam zły miesiąc na szalone czytanie. Zbliża się koniec semestru, dosyć lajtowego semestru, ale jednak coś się na tych studiach czasem pouczyć trzeba. Wracając zamulona (bo nie jakoś specjalnie przemęczona) koło 16-tej czasem i 18-tej godziny do domu albo padam albo nie jestem w stanie uruchomić mózgu i skoncentrować na czytaniu. Zmuszać się nie lubię, a i szkoda by było, gdyby moja percepcja zakłócona była przez znużenie dniem na uczelni.

A z półki patrzą - Dukaj, Tolkien, Wagner, Liu (pozdrowienia dla Hrosskara), Hodder i Stoker. I jeszcze kilkunastu innych autorów, jak nie ponad dwudziestu. Bardzo chciałabym już poznać wszystkie te książki, ale potrzebowałabym miesiąca na bezludnej wyspie całkowicie odcięta od świata, w którym wiecznie mam coś do załatwienia, nawet jeżeli to głupi wypad po wyniki badań.

Nie wydaje mi się jednak, że powinno pojawiać się w tym miejscu jakieś wielkie poczucie winy. Gdybym tylko trochę się postarała, mogłabym inaczej zorganizować sobie czas i jakoś wyłuskać go trochę na przeczytanie tych kilkudziesięciu stron. Nie chce mi się. Może potrzebuję się skupić i dlatego czekam na luźniejszy okres. Inna sprawa, że nie ma niczego lepszego, niż położyć się z książką po ciężkim dniu i... przysypiać po przeczytaniu kilku stron, co zdarza mi się nagminnie.

Co więcej (tutaj pojawia się wstawka humorystyczna), po prawie czterech latach blogowania stwierdziłam, że to wymaga jednak trochę zaangażowania. Pytanie tylko, czy wzrosły moje ambicje, czy jeszcze bardziej się rozleniwiłam. Tak więc konkludując, stwierdzić mogę, że czas jest, ale chwilowo chęci brak. Do czytania i pisania. Najbardziej lubię łazić po innych blogach i w ten sposób się relaksować, gromadząc informacje o książkach, które w dalekiej przyszłości przeczytam.

Mam nadzieję, że nie wyszło zbyt dramatycznie. Nie przepraszam też za nic ani się nie tłumaczę, chyba tylko głośno myślę :). Podejrzewam, że chęci do czytania nabiorę po nadchodzącym weekendzie, kiedy to uczestniczyć będę w XII Dniach Fantastyki we Wrocławiu. Liczę na to, że ruszy mnie to bardziej do czytania, bo chwilowo jest średnio i to nawet nie jest kac książkowy.

Komentarze