The Last Kingdom, sezon 1

Wszyscy znają odwieczne prawo rządzące ekranizacjami i adaptacjami, prawda? Najpierw książka, potem dopiero oglądanie. A ja tu dzisiaj przychodzę prawić herezję i pisać o kolejnym serialu, którego bohater pochodzi z książki, której w dłoniach jeszcze nie miałam. Szczerze? Nie wydaje mi się, że okryłam się hańbą, a i większą mam teraz ochotę na lekturę. Zaraz zdradzę, dlaczego tak jest.

Akcja dzieje się w IX wieku w Anglii. Uhtred jest synem Uhtreda i następcą tronu, który przyjdzie mu objąć dopiero za kilkanaście lat. W wyniku ataku Wikingów zostaje on przez nich porwany i później wychowywany jako Duńczyk. Jako dorosły człowiek, stara się zdecydować, komu chce poprzysiąc wierność - pozostać Wikingiem czy walczyć w imieniu saskiego władcy króla Alfreda i tym samym powrócić do swoich korzeni.

źródło
Choć nie miałam jeszcze za bardzo styczności z klimatami nordyckimi, to ciągnęło mnie w ich kierunku od dawna. Zachęcona nowym serialem, który ukazał się w roku 2015 postanowiłam nie zważać na to, że powstał na podstawie książek Bernarda Cornwella i po prostu go obejrzeć. Pierwszy sezon liczy sobie zaledwie osiem odcinków, co jeszcze bardziej mnie zachęciło. Przyznam, że tak nie wielka ilość czasu poświęcona na opowiedzenie konkretnej historii musiała być dla twórców wyzwaniem, trzeba było przecież w miarę szybko zainteresować odbiorcę i przejść do sedna jednocześnie nie pomijając odpowiednio dokładnej kreacji bohaterów.

Uhtreda (Alexanda Dreymona) poznajemy jako małego chłopca i jesteśmy świadkami jego porwania przez Duńczyków, Ja dość szybko przestałam kibicować saskiej stronie i nawet nie zależało mi na tym, żeby Uhtred powrócił w rodzinne okolice. Już na koniec pierwszego odcinka robimy skok czasowy do momentu, w którym nasz bohater jest już dorosłym mężczyzną i musi się, kolokwialnie mówiąc, życiowo ogarnąć, a kolejne wydarzenia zmuszają go do wyruszenia na wędrówkę, prób zdobycia majątku i posiadłości oraz kolejnych dylematów dotyczących wierności.

Leofric i Uhtred, ciekawa przyjaźń (źródło)
The Last Kingdom jest serialem historycznym, w którym oprócz losów głównego protagonisty śledzić możemy starcia między królem Alfredem (Davidem Dawsonem) i Duńczykami, którzy krok po kroku starają się podbić ziemie należące do Sasów. Co więcej, bardzo dobrze zarysowany jest też konflikt na gruncie religijnym - bogobojni Anglicy kontra niewierzący Wikingowie, dla których pokora nie ma racji bytu. Nawet sam Uhtred nosi przydomek "Bezbożny" i jego techniki "załatwiania" różnego rodzaju problemów różnią się od sposobów preferowanych przez Alfreda. Do tego, jako, że akcja dzieje się w Anglii sprzed ponad tysiąca lat, możemy obserwować dobrze zaaranżowane walki i pojedynki, a szczęk mieczy rozlega się w praktycznie każdym odcinku.

Uhtred jest bohaterem, którego ciężko nie polubić i to nie tylko dlatego, że nosi długie włosy. Jego momentami beztroski styl bycia, zdecydowanie w działaniu i lekki brak rozsądku sprawiają, że szybko się do niego przywiązujemy. O ile mnie pamięć nie myli, drugi odcinek pod kątem wydarzeń nie powalił mnie na kolana, ale postać Uhtreda wynagrodziła wszelkie niedogodności. Wśród innych ważnych bohaterów niewątpliwie umieścić należałoby Alfreda, który może nie prezentował swoją sylwetką królewskiego wzorca godnego naśladowania, ale nie był postacią pozbawioną głębi. Widać doskonale, że kierował się przede wszystkim wiarą, choć nie został wykreowany na władcę pozbawionego wad i posiadającego nieograniczoną cierpliwość. Oj tak, z tą cierpliwością bywało momentami naprawdę krucho. Kolejnym bohaterem, który zdecydowanie się wyróżniał i który zyskał u mnie ogromnie dużo sympatii był Leofric (Adrian Bower), wierny rycerz Alfreda, który jednak nawiązał przyjaźń z Uhtredem i stworzył z nim świetny, kumpelski duet. Z resztą, ta dwójka do samego końca stanowiła główny obiekt mojej sympatii a także powód do smutku, bo wierność wobec króla wygrać musiała z przyjaźnią.

Nigdy nie zadzieraj z Ubbą! (źródło)
Zaraz zaraz, przecież pisałam o Wikingach, a opowiadam o Anglikach! Chyba trzeba przedstawić kilku ciekawych postaci z wrogiego obozu, które zapadły mi w pamięci... Ubba! Wojowniczy, bezwzględny i groźny Ubba (Rune Temte). Prawdziwa kwintesencja Wikinga, postrach nawet swoich pobratymców i niezrównany w walce. Ten, przed którym Uhtreda ostrzegano: "Nigdy nie zadzieraj z Ubbą". Polubiłam też Ragnara (Tobiasa Sentelmana), którego Uhtred darzył przyjaźnią i z powodu którego musiał zmagać się z dylematami. Szkoda, że tej postaci poświęcono tak mało czasu, bo zdecydowanie był to jeden z bardziej wyrazistych i zdobywających sympatię bohaterów.

The Last Kingdom jawi się jako walka dwóch światów, z których każdy wierzy w co innego i każdy chce pokonać ten drugi. Naleciałości obu tych światów spotykają się w Uhtredzie, chcącym dowiedzieć się kim jest i szukającym swojego miejsca na ziemi. Jest to bohater porywczy, ale śledzimy dzięki niemu nie tylko losy jego, ale także całej Anglii. 

Wizualnie serial prezentuje się bardzo dobrze, jest dopracowany, może za wyjątkiem słabo odzianych królów, bo zarówno Uhtred, ojciec głównego bohatera jak i Alfred nie prezentują potęgi swoim wyglądem, co może nie tyle jest wielkim minusem, co trochę dziwi. Sceny bitewne dopracowano należycie, tak, jak najbardziej mi się podoba, z rozmachem i patosem, który bardzo sobie cenię. Oprócz stałych bohaterów pojawia się kilka postaci epizodycznych, jak na przykład nieco szalony i nieprzewidywalny Skorpa. Serial jak najbardziej polecam, a sama, w oczekiwaniu na kolejny sezon, zabieram się za czas jakiś za książki Bernarda Cornwella.

Król Alfred, ojciec Beocca, Leofric i Uthred przed bitwą (źródło)

Komentarze