Misery


Szaleństwo i chaos. Tak w skrócie możnaby opisać Misery, ale mimo wszystko wypadałoby się jednak trochę rozwinąć. Napisać, co i jak. Uwzględnić moywy jakimi kierowali się bohaterowie zatopieni w tym szaleństwie i jak to wpłynęło na mój odbiór książki. 

Paul Sheldon jest pisarzem i stworzył serię książek o Misery Chastain, której wielką fanką i w zasadzie możnaby rzec, psychofanką została Annie Wilkes. Po nieszczęśliwym wypadku pisarza nadhcodzi jeszcze mniej szczęśliwy zbieg okoliczności, bo z odsieczą przybywa mu właśnie Annie. A kiedy w jej ręce wpada ostatni tom o Misery i dokańcza ona lekturę... dla Paula oznacza to nieciekawy obrót wydarzeń.

Bohaterami w tej książce są tylko Paul i Annie i to ich obserwujemy przez cały czas. Od samego początku widać, że Annie jest osobą bardzo specyficzną, łatwo się denerwującą i wręcz niezrównoważoną psychicznie. Autor wykreował ją wręcz świetnie, idealnie ukazując wymienione przez mnie cechy i doprowadzając do tego, że bohaterki tej momentami nie znosiłam, przy czym równocześnie w jakiś dziwny sposób łapałam się na tym, że Annie budzi we mnie współczucie. Sama nie wiem, skąd się to wzięło, ale oznaczało to jedno - nie do końca kibicowałam Paulowi w starciach z jego "opiekunką".

Poza tym nakreślenie postaci Sheldona jakoś do mnie nie przemówiło. Nie miałam powodów, żeby życzyć mu szczęścia w kolejnych rozdziałach. Wiedziałam, że jest autorem średnio ambitnego cyklu romansów i lubi pić przy tworzeniu swoich dzieł. Zabrakło mi jakichś przebłysków jego dawego życia, bo oprócz informacji o dwóch byłych żonach nic mi nie wiadomo o jego przeszłości. Z tego jak podejrzewam powodu książka wzbudziła we mnie dużo mniej emocji, niż się spodziewałam.

Do gustu nie przypadł mi również styl pisania, choć zrzucam to na karb wszechobecnego szaleństwa. Język uległ zmianie dopiero przy zakończeniu, kiedy to wydarzenia doprowadziły do ostatecznego finału i narrator mógł opowiadać nam tę historię z nieco innej perspektywy. Przyznam się szczerze, że to zakończenie podratowało trochę moją opinię o Misery. Bo jej poczatek mnie wciągnął, środek trochę wymęczył i zdezorientował, a zakończenie sprawiło, że poczuła, iż powróciłam na właściwy tor i się odnalazłam.

W Misery nie brak drastycznych, konkretnych scen, w wynki których krzywiłam się, przechodziły mnie ciarki, czy też miałam wrażenie, że pojawią się mdłości. Za to również należą się autorowi oklaski i uznanie. King potrafi przerazić takimi "pomysłami" na tortury i nie pierwszy raz się o tym przekonałam.

[...] jeżeli przez całe życie zakładasz, że musi się ci przytrafić tylko to co najgorsze, to przecież może się zdarzyć, że się czasem pomylisz.

Było trochę gorzej, niż się spodziewałam w przypadku lektury tej powieści Kinga. Nie mam zamiaru rezygnować z tego pisarza, ale na chwilę dam sobie spokój z jego książkami. Może chodzi o to, że ukazywanie ludzkiego szaleństwa do mnie nie przemawia i ten motyw po prostu mnie nie zachwycił. A może zabrakło mi powiązania tej historii z większą ilością bohaterów... Ani nie polecam, ani nie odradzam, trzeba samemu sprawić czy King w tym wydaniu jest akceptowalny. Dla mnie nie do końca.

Moja ocena: 6,5/10

Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 440
Rok wydania: 1987 (oryginał), 2009 (to wydanie w Polsce)

Komentarze