Planeta małp

Gdy na myśl przychodzą nam podróże kosmiczne, odkrywanie nowych planet i spotykanie obcych ras zamieszkujących kosmos zazwyczaj spodziewamy się zetknięcia z czymś zupełnie nam nieznanym. Nawet w życiu codziennym, chcąc określić coś mianem niebywałego używamy czasem pojęcia "kosmiczny" albo "kosmos". A co się stanie, jeżeli po wyruszeniu w eskapadę po wszechświecie napotkani tam obcy okażą się... zupełnie dobrze znanymi "z ziemi" obcymi?

W takiej sytuacji znalazł się Ulisses Merou, który podczas swojej wyprawy kosmicznej, w towarzystwie asystenta i profesora trafia na planetę Soror. Ze zdziwieniem orientuje się, że w miejscu tym ludzie zachowują się jak zwierzęta, natomiast w roli gatunku, który osiągnął najwyższy szczebel rozwoju ewolucyjnego występują małpy. Nasz bohater szybko dostaje się do niewoli i zdany na łaskę naczelnych musi walczyć o przetrwanie.

Podobają mi się książki, w których na pozór prosty pomysł staje się niekonwencjonalnym rozwiązaniem. Taki zabieg zastosował francuski autor i bez kombinowania z wymyślaniem nowych, dziwnych pokracznych ras stworzył obraz bardzo przekonujący i niosący ze sobą przesłanie. Oczywiście nie ujmując nic dobrze rozbudowanym i szczegółowo opisanym światom podkreślić tutaj chciałam bardzo przekonującą fabułę zamykającą się w jednej części i to bardzo krótkiej.

Kreacja głównego bohatera na pewno zasługuje na uwagę z racji tego, że jest on człowiekiem uczonym. Obserwuje otocznie, odnotowuje ważne szczegóły, zauważa zależności i wyprowadza odpowiednie wnioski. Przyznam się szczerze, że w pewnym momencie zachowanie Ulissesa zbudziło we mnie pewne wątpliwości natury moralnej, w kwestii niezachwianej lojalności wobec swoich... Nie było za wiele czasu w czasie lektury na to, aby szczegółowo rozpatrywać jego zachowanie, ale na szczęście udało mi się konkretnie do bohatera ustosunkować. Działania badacza były bardzo konkretne i poparte odpowiednim tokiem myślowym, dzięki czemu przez cały czas dało się odczuć, że czytelnik ma do czynienia z naukowcem.

Inni bohaterowie, tacy jak Zira, Cornelius i pozostali przedstawiciele małpiej cywilizacji mogliby zostać nieco lepiej wykreowani, ale zrzucam to na karb wspomnianej przed chwilą narracji pierwszoosobowej. Świat poznajemy z punktu widzenia Ulissesa i niestety nie nadarza się okazja na wgląd w psychikę naczelnych. Jedynie Zira, która od pewnego momentu wysuwa się na pierwszy plan w toczącej się akcji zostaje wystarczająco wyraziście wykreowana, ale nie pogardziłabym wglądem w jej rozważania.

Styl pisania autora nie budzi sprzeciwów, jest całkiem przystępny, choć nie należy do prostych i momentami wymaga odrobiny koncentracji. Zakończenie wywiera ogromne wrażenie, przynajmniej w moim przypadku tak się stało, bo... no, powiedzmy, że zostawia efekt szczęki w parterze. Jest to coś naprawdę zaskakującego i budzącego pytania o dalszy rozwój akcji, którego oczywiście nie będzie nikomu dane odkryć. Ale Planeta małp to książka, którą pewnie zapamiętam na dłuższy czas i może nawet do niej kiedyś wrócę.

Moja ocena: 7,5/10

Autor: Pierre Boulle
Wydawnictwo: Dingo
Ilość stron: 162
Rok wydania: 1963 (oryginał), 1992 (w Polsce)

PS: Czytałam wersję z inną okładką, ale nie ma jej nigdzie w dobrej jakości.

Komentarze