W takiej sytuacji znalazł się Ulisses Merou, który podczas swojej wyprawy kosmicznej, w towarzystwie asystenta i profesora trafia na planetę Soror. Ze zdziwieniem orientuje się, że w miejscu tym ludzie zachowują się jak zwierzęta, natomiast w roli gatunku, który osiągnął najwyższy szczebel rozwoju ewolucyjnego występują małpy. Nasz bohater szybko dostaje się do niewoli i zdany na łaskę naczelnych musi walczyć o przetrwanie.
Podobają mi się książki, w których na pozór prosty pomysł staje się niekonwencjonalnym rozwiązaniem. Taki zabieg zastosował francuski autor i bez kombinowania z wymyślaniem nowych, dziwnych pokracznych ras stworzył obraz bardzo przekonujący i niosący ze sobą przesłanie. Oczywiście nie ujmując nic dobrze rozbudowanym i szczegółowo opisanym światom podkreślić tutaj chciałam bardzo przekonującą fabułę zamykającą się w jednej części i to bardzo krótkiej.
Kreacja głównego bohatera na pewno zasługuje na uwagę z racji tego, że jest on człowiekiem uczonym. Obserwuje otocznie, odnotowuje ważne szczegóły, zauważa zależności i wyprowadza odpowiednie wnioski. Przyznam się szczerze, że w pewnym momencie zachowanie Ulissesa zbudziło we mnie pewne wątpliwości natury moralnej, w kwestii niezachwianej lojalności wobec swoich... Nie było za wiele czasu w czasie lektury na to, aby szczegółowo rozpatrywać jego zachowanie, ale na szczęście udało mi się konkretnie do bohatera ustosunkować. Działania badacza były bardzo konkretne i poparte odpowiednim tokiem myślowym, dzięki czemu przez cały czas dało się odczuć, że czytelnik ma do czynienia z naukowcem.
Inni bohaterowie, tacy jak Zira, Cornelius i pozostali przedstawiciele małpiej cywilizacji mogliby zostać nieco lepiej wykreowani, ale zrzucam to na karb wspomnianej przed chwilą narracji pierwszoosobowej. Świat poznajemy z punktu widzenia Ulissesa i niestety nie nadarza się okazja na wgląd w psychikę naczelnych. Jedynie Zira, która od pewnego momentu wysuwa się na pierwszy plan w toczącej się akcji zostaje wystarczająco wyraziście wykreowana, ale nie pogardziłabym wglądem w jej rozważania.
Styl pisania autora nie budzi sprzeciwów, jest całkiem przystępny, choć nie należy do prostych i momentami wymaga odrobiny koncentracji. Zakończenie wywiera ogromne wrażenie, przynajmniej w moim przypadku tak się stało, bo... no, powiedzmy, że zostawia efekt szczęki w parterze. Jest to coś naprawdę zaskakującego i budzącego pytania o dalszy rozwój akcji, którego oczywiście nie będzie nikomu dane odkryć. Ale Planeta małp to książka, którą pewnie zapamiętam na dłuższy czas i może nawet do niej kiedyś wrócę.
Moja ocena: 7,5/10
Autor: Pierre Boulle
Wydawnictwo: Dingo
Ilość stron: 162
Rok wydania: 1963 (oryginał), 1992 (w Polsce)
PS: Czytałam wersję z inną okładką, ale nie ma jej nigdzie w dobrej jakości.
PS: Czytałam wersję z inną okładką, ale nie ma jej nigdzie w dobrej jakości.
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.