Panowie Salem


Jesteśmy zafascynowani złem. Zastanawiał się ktoś kiedyś, czemu tak nas ciągnie do krwi, okrucieństwa i zezwierzęcenia? Oczywiście nie chcę niczego uogólniać, od każdej reguły istnieją wyjątki, ale miałam to ostatnio na jednym przedmiocie... Jesteśmy kulturą zafascynowaną złem. Bo tak na dobrą sprawę co trzeba zrobić, żeby przyciągnąć do swojego dzieła uwagę? No jak to co, wpakować jak najwięcej okropieństw i wynaturzeń do fabuły. I dowodem na słuszność takiego zabiegu jest książka Roba Zombie i B. K. Evensona.

Akcja zaczyna się w XVII wieku, w Salem, gdzie jesteśmy świadkami polowania na czarownice. Trzy kobiety winne diabelskim praktykom zostają przyłapane na gorącym uczynku i adekwatnie osądzone, oczywiście według wydających wyrok oprawców. Wydawać by się mogło, że zło w Salem od tamtej pory zniknęło, że już nie wróci, a mieszkańcy mogą spać spokojnie. Owszem, mogą... do czasu.

Przenosimy się w czasy współczesne i poznajemy pracującą jako didżejka Heidi. Dziewczyna ma dwóch kumpli, z którymi tworzy zespół muzyczny, a na co dzień musi zmagać się skutkami należącego już do przeszłości głodu narkotykowego. Wyleczona nie jest, ale stara się walczyć z chorobą, Mam słabość do bohaterów walczących z uzależnieniami, więc Heidi polubiłam bardzo szybko. Jest to postać sympatyczna i silna, potrafiąca używać mózgu, kiedy trzeba no i ma zespół muzyczny. Oprócz tego, jak każdy, posiada swoje słabości, które nie zawsze jest w stanie przezwyciężyć...

Autorzy już na samym początku książki wrzucają mocne sceny, budzące u czytelnika niepokój. Zaczynając w konkretny sposób stawiają sobie poprzeczkę bardzo wysoko, jednak z łatwością nie schodzą poniżej wyznaczonego poziomu. Pojawiają się nowe elementy fabuły, inni bohaterowie, jak chociażby tajemnicza sąsiadka Heidi, która wynajmowała jej mieszkanie za śmiesznie niskie pieniądze, czy, to już dalej, pisarz książek historycznych skupiony na kwestii czarownic z Salem. Bardzo podobało mi się wplecenie w fabułę tematów bardziej, lub mniej powiązanych z muzyką, w dodatku klimatycznie odpowiadającą moim upodobaniom. Co prawda nie jestem amatorką black czy death metalu, bo są to raczej tereny dla koneserów, jak uważam, ale chodzi mi raczej o klimat cięższej muzyki, który został utrzymany w książce.

Przyznam szczerze, że w Panach salem zawarto naprawdę sporo mocnych fragmentów. Polecam czytać z klimatyczną muzyką, czymś w stylu Mansona, żeby jeszcze lepiej się wczuć. W każdym razie autorzy dobrze się spisali jeżeli mówimy o podtrzymywaniu aury grozy i wszechobecnego strachu. Żałuję jedynie, że klimat ten nie został trochę rozciągnięty, żeby można go było wyczuć też w momentach, kiedy pozornie nie działo się nic strasznego. W ogóle wydaje mi się, że książka była za krótka. Kulminacyjny moment i sam finał stworzono na... piętnastu stronach? Coś koło tego... Zakończenie mi się podobało (nowość), ale zbyt szybko przez nie przemknęłam...

Język, jakim napisano Panów Salem jest lekki, momentami trochę za słabo rozwinięty, bo nawet jeżeli nie ma powtórzeń, to do opisu używano tych samych określeń. Mimo tej wady czytało się dobrze i chwilami to co miało mnie zszokować, zadziałało poprawnie. Książkę mogę zarekomendować na pewno tym, którzy lubują się w klimatach grozy. nie dopatrzyłam się żadnych rażących błędów i nawet jeśli chciałam, żeby mocniej mną ten tytuł wstrząsną, to odpowiednią dawkę horroru dostałam.

Moja ocena: 7,5/10

Autor: Rob Zombie, B. K. Evenson
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 372
Rok wydania: 2013 (oryginał i w Polsce)

Do wyzwania: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu

Komentarze