Ostatnie życzenie


Miewamy oczekiwania, czasem większe, czasem mniejsze, to zależy od sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Kiedy rzeczywistość, którą zastaniemy przerasta nasze oczekiwania, nie pozostaje nic innego, jak tylko delektować się tym stanem. Gorzej dzieje się, gdy jest na odwrót. Nasze nadzieje okazują się zbyt wybujałe w stosunku do tego, co zastajemy i... i wtedy przychodzi rozczarowanie. W związku z powyższym, czas przejść do recenzji, w której... zamiar mam prawić herezje.

Kto o Wiedźminie nie słyszał? Sądzę, że bardzo ciężko taką osobę znaleźć. Już nie wspominając o fantastach, którzy chcąc uchodzić za fanów gatunku powinni go co najmniej znać. I właśnie między innymi z racji chęci poznania Geralta z Rivii sięgnęłam po Ostatnie życzenie. Z jednej strony zachęcona licznymi pochwałami pod jego adresem, a także publiką, która pojawiła się na spotkaniu z autorem podczas wrocławskich Dni Fantastyki w zeszłym roku. Z drugiej strony byłam lekko sceptycznie nastawiona, bo słyszałam od kilku osób, że ogólnie Wiedźmin dupy nie urywa. Pomimo tego, że do lektury podeszłam starając się wyzbyć tego drugiego, nieco negatywnego nastawienia, to... potwierdzam, Wiedźmin dupy nie urywa. Nie bijcie, proszę!

Pierwszy z dwóch tomów opowiadań opowiada przygody Geralta, który w swej wiedźmińskiej profesji tuła się po świecie i walczy z wszelkim plugastwem nocy, demonami, potworami, czasem i urokami. Przywodzi mi to zajęcie po prostu egzorcyzmy, lecz w wydaniu słowiańskim, bo w zasadzie na słowiańskiej mitologii opiera się autor i z niej czerpie stwory, które Geralt spotyka na swojej drodze. Od razu napiszę, że akurat ten zabieg mi się spodobał i był jedną z nielicznych zalet, jakie w Ostatnim życzeniu wyłapałam.

Przechodząc do sedna, mnie zbiór ten najzwyczajniej w świecie lekko znudził. Nie było przy czym zgrzytać zębami, bo styl autora nie daje powodów do nadwyrężania kondycji szkliwa zębnego, ale pomijając to, zabrakło mi błyskotliwości. Przyznam szczerze, że po tak dużej ilości entuzjastycznych opinii na temat twórczości Sapkowskiego i po przeczytaniu jego opowiadania w innej antologii spodziewałam się inteligentnego humoru i bardziej porywającej lektury. Tymczasem nadeszło rozczarowanie, bo nie dostałam tego, czego nie dało mi już wiele innych książek z gatunku, które za sobą mam. Może właśnie w tym tkwi problem? Naczytałam się fantasy tak dużo, że naprawdę ciężko mnie zaskoczyć...? Co nie zmienia faktu, że liczyłam, że Sapkowskiemu się uda.

Autor pisze językiem pełnym wyrażeń, których już dzisiaj się nie używa, choć nie jest specjalnie trudno zorientować się, co te dziwne słowa określają. W tym przypadku zaliczam to na korzyść autorowi, bo pomimo tego, że od czasu do czasu trzeba było się bardziej skupić, to mogłam się cieszyć niebanalnym, unikalnym wręcz stylem.

Bohaterów odebrałam w dosyć negatywny sposób, bo praktycznie nikt, włączając w to wysławianego wszędzie Geralta nie przypadł mi do gustu. Sam Wiedźmin dość często jest umieszczany wśród najlepszych bohaterów fantasy i być może zasłużenie, ale jestem w stanie tylko podejrzewać, że dalsze jego przygody zmienić moje podejście do niego. Wydał mi się dosyć nudną postacią, choć w fragmentach Głosu rozsądku, w których można się o nim więcej dowiedzieć, trochę bardziej mnie on zaciekawił. Niestety, w pozostałych opowiadaniach w których miał jakąś robotę do odwalenia, bądź pakował się w kłopoty bez entuzjazmu czytałam o jego kolejnych pomysłach i przedsięwzięciach. Trochę lepiej wypada Jaskier, choć momentami jego nierozgarnięcie mnie dobijało. Koleś ma kumpla, któremu ufa. Kumpel wrzeszczy, żeby Jaskier zaprzestał swoich działań, bo wpakuje ich obu w kłopoty. A Jaskier nie reaguje. Z oślim uporem dąży do swojego celu mając głęboko w poważaniu zalecenia kogoś zdecydowanie mądrzejszego.
W przypadku Yennefer, spodziewałam się, że będzie ona bardziej dojrzałą bohaterką. Bo upór do pewnego momentu może się wydawać zasadny, ale po pewny czasie to już zakrawa na ośli sprzeciw wobec niepodważalnych faktów. Chociaż jak się tak nad tym zastanowię, to Yennefer jestem chętna poznać lepiej w stopniu dużo większym niż Geralta.
Na kolejny plus, choć niewielki chciałabym zaliczyć motyw Nivellena, który przywodzi na myśl historię pięknej i bestii. Przy tym opowiadaniu niemalże się wzruszyłam, więc jakieś emocje we mnie lektura wywołała. Oczywiście oprócz znudzenia.

Moje pierwsze spotkanie z sławnym cyklem o wiedźminie nie wypadło najlepiej, ale nie skreślam jeszcze Geralta z Rivii. Pomimo tego, że często odkładałam książkę, lektura mi się dłużyła i czekałam na coś, co wyróżni w jakiś sposób Ostatnie życzenie spośród grona tytułów, które mam już za sobą, to chcę spróbować raz jeszcze. Może to przesyt literaturą fantasy, może to niekorzystna pora lektury, bo czas, kiedy większą ochotę mam na mocny horror niż na powiastki o słowiańskim egzorcyście, a może najzwyczajniej fenomen wiedźmina do mnie nie trafił? Zamysł mam taki, żeby przedrzeć się przez drugi tom opowiadań i potem zabrać się za tom pierwszy właściwej sagi. Jeżeli Krew elfów mnie nie zainteresuje bardziej, niż Ostatnie życzenie, porzucam Geralta, Sapkowskiego i wyruszam na poszukiwania lepszych cykli fantasy, które być może okażą się mniej niż Wiedźmin przereklamowane.

Moja ocena: 6,5/10

Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawnictwo: SuperNOVA
Ilość stron: 286
Rok wydania: 1993

Saga o wiedźminie:
0.1 Ostatnie życzenie
0.2 Miecz przeznaczenia
1. Krew elfów
2. Czas pogardy
3. Chrzest ognia
4. Wieża jaskółki
5. Pani jeziora
6. Sezon burz

Komentarze